środa, 24 września 2014

Rozdział 27



Nadzieja jest naszą porażką


     Stefan wyszedł szybkim krokiem z łazienki, gdzie zostawił pijaną Elenę. Miał nadzieję szybko znaleźć Bonnie, albo Caroline, bo one na pewno będą miały potrzebne mu materiały, by doprowadzić wampirzycę do przyzwoitego stanu. Co więcej, widział na skórze Eleny jakieś zadrapania i skaleczenie, jednak nie przejął się nimi tak bardzo, zważając na fakt, iż zaraz się wygoiły dzięki nadnaturalnym mocom dziewczyny.
     Coś jednak zaniepokoiło Salvatore'a. Ludzie byli dziwnie pobudzeni, jakby właśnie przed chwilą stało się coś niesamowitego. Mężczyzna zmarszczył czoło i zbliżył się do holu głównego. Spostrzegł wielki tłum ludzi, który zgromadził się przy finezyjnie zakręconych schodach. Mimowolnie zaczął używać swojego wytężonego zmysłu słuchu. Po chwili wywnioskował, iż musiało stać się coś strasznego. 
     Nagle zapanowała cisza. Ludzie milczeli, jednak po ich twarzach widać było, iż są zaniepokojeni. Stefan podszedł w kierunku tłumu, aby przyjrzeć się z bliska całemu "widowisku".
     Zaczął przepychać się przez tłum ludzi, którzy z wielkim oporem przesuwali się na bok, by ustąpić mu miejsca. Poczuł w sobie jakiś dziwny niepokój, jakby zaraz miało stać się coś złego. Miał taki instynkt. W podobnych sytuacjach zawsze czuł nagle ciężkość w powietrzu i osłabienie wewnątrz. To był znak, iż coś jest nie tak.
     Przeprosił ostatnią osobę, która stała na jego drodze i w końcu znalazł się w pierwszym rzędzie na przedstawienie wieczoru. Cała scena okazała się być wyjątkowo wstrząsająca. Na samym środku leżała jakaś dziewczyna. Jej jasne włosy rozpłynęły się na podłodze, niczym złota kałuża. Stefan zmarszczył czoło i podszedł bliżej. Uścisk w jego gardle powiększył się znacząco.
    Miał wrażenie, że czas stoi w miejscu, a wszyscy ludzie dookoła zamienili się w kamienie. "Dlaczego nic nie robią?! Przecież ta dziewczyna zaraz umrze!" - wściekał się do swoich myśli, gdyż był na tyle spięty, iż nie potrafił wykrzyczeć tego na głos. Zrobił jeszcze jeden krok do przodu, klęknął na jedno kolano obok ciała dziewczyny. Bardzo wolno podniósł dłoń, by dotknąć jej ramienia, sprawdzić, czy jest przytomna. Wiedział, że dla zwykłego śmiertelnika liczą się nawet sekundy, jednak nie potrafił działać szybko.
     Wolnym ruchem odwrócił dziewczynę na plecy. Nigdy nie spodziewałby się ujrzeć właśnie tych konkretnych, niebieskich oczu. Tęczówek bez echa życia...



     Elijah siedział w fotelu. Jego twarz była wielce skupiona, wpatrzona w bladą twarz kochanej siostry. Widział, że wampirzyca niedługo się obudzi. Minęło już wiele godzin od tego, gdy wyciągnął sztylet. Mężczyzna nie potrafił opisać uczuć jakie nim miotały gdy ją odnalazł. I to w jakim miejscu! Nigdy nie podejrzewałby, aby ludzie, których gotów był nazwać przyjaciółmi, skrywają taki sekret. 
    Wiedział, że ciało Rebeki było tam przetrzymywane przez wiele miesięcy, domyślił się tego po wielu czynnikach. O wiele bardziej odpowiadała mu perspektywa tego, że Rebeka jest gdzieś daleko stąd i korzysta z życia. Jest szczęśliwa. Tym czasem ona po prostu została szczęścia pozbawiona, została pozbawiona wszystkiego.
     Nagle dziewczyna poruszyła dłonią, jej powieki zaczęły lekko drgać. Zaczerpnęła łapczywie powietrza i zerwała się do pozycji siedzącej. Zaczęła gwałtownie dyszeć, miała rozwarte usta i trzymała dłoń na sercu, jakby coś wewnętrznie ją bolało. 
     - Rebekah? - Elijah od razu się ożywił i usiadł na brzegu łóżka. Dziewczyna nie była w stanie nic powiedzieć, wciąż oddychała ciężko. Była bardzo oszołomiona, nie wiedziała co się dzieje. Wciąż rozglądała się po pomieszczeniu, jakby go nie poznawała. 
     - Rebekah, mów do mnie! - zaniepokoił się pierwotny. Blondynka zwróciła ku niemu głowę. Najprawdopodobniej dopiero teraz go dostrzegła. 
     - Elijah! - zawołała zachrypniętym głosem i szybko rzuciła mu się na szyję. Mężczyzna objął ją ramionami i kołysał lekko, przypominając sobie jak robił to, gdy była dzieckiem. W tej chwili czuł wielką miłość wobec swojej siostrzyczki. Chciał ją ochronić przed całym światem, przed każdym niebezpieczeństwem. Nie zrobił tego jednak wtedy, gdy była zagrożona. Nie było go przy niej... i tego najbardziej żałował. 
     - Jak się czujesz? - zapytał po chwili. 
     - Nie wiem... - stwierdziła. - Co się w ogóle dzieje? - zapytała wciąż oszołomiona. - Przed chwilą byłam po drugiej stronie, byłam z Kolem... 
     Elijah zdziwił się na te słowa i odsunął dziewczynę od siebie.
     - Pamiętasz? - zmrużył oczy. 
     Blondynka zastanowiła się chwilę.
     - Tak, pamiętam wszystko - oznajmiła. - Byłam tam z nim i miałam wam przekazać wiadomość...
     - Wiadomość?

     - Nie tyle do was, a do Klausa. Kol wie, co on planuje. Zna sposób, aby wszystko się udało - wyjaśniła, uśmiechając się na myśl, że znów zobaczy brata. Nagle wampirzyca zerwała się z miejsca i chciała wybiec z pokoju. 
     - Poczekaj! Co to znaczy, że zna sposób? Przecież to szaleństwo! Klaus nie może tak pogrywać sobie z naturą. Pomyśl jakie będą konsekwencje! - zawołał zanim jeszcze wybiegła. 
     - Musze natychmiast z nim porozmawiać! 
     Blondynka zniknęła za drzwiami i Elijah usłyszał tylko jak zbiegała po schodach na dół. 
     - Rebeka! - krzyknął i szybko podążył za nią. Zastał siostrę ze szklanką krwi w kuchni. 
     - To gdzie on jest? - zapytała oblizując wargi. - Och... przydałoby mi się coś o wiele cieplejszego - westchnęła.
     - Klaus jest już w drodze. Przez ostatnie tygodnie nie było go w Mystic Falls. Miał... sprawy do załatwienia - wyjaśnił. - Posłuchaj, ja jestem zdecydowanie przeciwny temu wszystkiemu. Nie pozwolę mu zachwiać całego spokoju.
     - Oprzytomnij! Przecież świat nigdy nie był i nie będzie spokojnym miejscem - prychnęła dopijając ostatni łyk. Elijah westchnął ciężko.
     - Mimo wszystko to nie jest na miejscu - tłumaczył. Tak bardzo chciał, aby oni wszyscy w końcu pojęli, że to nie są żarty. Wskrzeszenie Kola będzie mieć wielki koszt!
     - Wyluzuj. Trzeba czasem coś zgiąć, żeby coś innego działało poprawnie. 
     - Jaka kreatywna metafora dla naszej rodziny - zauważy ironicznie pierwotny. - Nie sądzę jednak, że jesteśmy pępkiem świata i w zamian za stabilizację potrzebujemy armagedonu!
     Rebekah machnęła dłonią lekceważąco. 
     - Powiedz mi jak to się stało, że leżałaś zasztyletowana w piwnicy Salvatore'ów? - zapytał po krótkiej chwili pierwotny. Blondynka spojrzała na niego zszokowana.
     - Słucham? - zdziwiła się. - Nic nie pamiętam... 
     Elijah przygryzł wargi. Na jego twarzy pojawił się grymas złości. Musiał to jak najszybciej wyjaśnić, bo miał wrażenie, że zaraz komuś zrobi krzywdę.
     - Nie pamiętasz nic? - dopytywał.
     - Nie... Ostatnie co wiem to, że nie znaleźliśmy lekarstwa na wampiryzm. Okazało się, że nigdy nie istniało, a Silas zrobił nas w balona. Shane został zabity, a wiedźma Bonnie oszalała. Pamiętam swój żal i wściekłość, bo tak bardzo wierzyłam, że się uda. Nadzieja jest naszą porażką... - westchnęła ciężko. Pierwotny słuchał jej uważnie. 
     - Dlaczego oni cię zasztyletowali? - szepnął bardziej do siebie. 
     - Nie wiem. Musiałam im jakoś podpaść - wzruszyła ramionami jakby jej to w ogóle nie obchodziło. I rzeczywiście było jej obojętne dlaczego była przez tyle miesięcy martwa i kto jest za to odpowiedzialny. W przeszłości pewnie byłaby wściekła i od razu powyrywała by im wszystkim serca z klatek piersiowych. Teraz było inaczej. Miała informacje, które pomogą jej odzyskać brata i w końcu zjednoczyć ze sobą rodzinę. Tak bardzo pragnęła normalności. Przecież właśnie dlatego szukała lekarstwa. Tak bardzo chciała po zjednoczeniu po prostu wyjechać gdzieś daleko, jak najdalej od cholernego Mystic Falls, gdzie spotkały ją same nieszczęścia.
     - Wybacz mi teraz, ale muszę iść wyjaśnić tę sytuację - odezwał się mężczyzna. - Klaus powinien być za jakąś godzinę. Wsiadł w samolot od razu, gdy powiedziałem mu co odkryłem - uśmiechnął się do siostry.
     - Niech lepiej przytaszczy ten swój tyłek, jak chce usłyszeć newsy - zakpiła blondynka. 
     Elijah uśmiechnął się pod nosem. "Jak dobrze mieć ją z powrotem" - pomyślał i wyszedł na zewnątrz, aby złożyć niezapowiadaną wizytę u Salvatore'ów.



     Po kilku sekundach pierwotny był już na terenie posiadłości braci. W drodze mocno przygotował się do rozmowy. Pokładany gniewu i frustracji wzięły nad nim górę. Zaczął walić w drzwi wejściowe w ogromną siłą. Nie minęła minuta, a za nimi pojawiła się sylwetka blondynki Natalie. Jej twarz nie była radosna, jak ta, którą widział ostatnio. Wampirzyca miała obojętną minę. 
     Elijah zmarszczył czoło. Był przygotowany na ostrą kłótnię, a może i kilka rękoczynów. 
     - Co się stało? - zapytał zdezorientowany. 
     - Nie wiem... Nikt nie chciał mi powiedzieć. Wszyscy są w domu Caroline Forbes - wyjaśniła bez żadnych emocji.
     - Co tam robią? - dopytywał pierwotny. 
     - Idź i sam zobacz. Ja nic nie wiem - odparła sucho i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Pierwotny poczuł się lekko urażony zachowaniem dziewczyny. Postanowił, że od razu uda się do domu Caroline i wyjaśni całą sprawę. 
     Był tam już po krótkiej chwili. Przed domem nie było nikogo, okolica zionęła pustkami. Nawet ptaki nie śpiewały, ani wiatr nie poruszał się o milimetr. Atmosfera był ciężka i nieprzyjemna, jakby miało stać się coś nieoczekiwanego. 
     Elijah wszedł na ganek i zapukał do drzwi. Po chwili otworzył mu je młodszy Salvatore. Coś zdecydowanie było nie tak... Cisza unosząca się w powietrzu i wyraz twarzy wampira były znaczące. Stefan wydawał się być smutny i jednocześnie bezbronny. Elijah zdążył tylko otworzyć usta, aby coś powiedzieć, jednak nie wypowiedział pytania, które mu się nasuwało. Stefan ustąpił mu miejsca bez słowa. Mężczyzna wszedł do środka. Było tam duszno i zaskakująco cicho. To wszystko nie współgrało ze sobą, było przytłaczające i napięte. 
    Pierwotny został poprowadzony przez hol do małego pokoiku po prawej stronie. Tam było jeszcze cieplej. Wewnątrz zobaczył ogrom ludzi, co było niekomfortowe. Już miał zapytać z jakiej okazji to całe zbiegowisko, ale powstrzymał się w momencie, gdy ujrzał postać na łóżku. 
     Jasne blond włosy rozlały się złotą poświatą na białej poduszce. Wieczorowa sukienka była mocno wygnieciona i zwisała swobodnie z łóżka. Blade ręce miała złożone razem, tak jakby skrywała w nich niezwykły sekret. 
     Caroline Forbes była martwa... 
     Gdy tylko to dostrzegł, rozejrzał się zdezorientowany i spostrzegł, że zarówno Liz, jak i Bonnie płaczą. Stefan także wyglądał jak małe zagubione dziecko, które jest zupełnie nie zdatne do funkcjonowania bez bliskiej osoby. Jedna łza płynęła wolno po jego go policzku. 
     - Jak to się stało? - zapytał przerywając ciszę. Jego głos wydał się być kakofonią dźwięku, który przerwał wieczny odpoczynek dziewczyny. 
     - Wczoraj wieczorem... - zaczął Stefan zachrypniętym głosem - wilkołaki zaatakowały na przyjęciu w Ratuszu - wyjaśnił. - Znalazłem ją w takim stanie. Nie wiem kto i co jej zrobił, ale pewne jest to, że nie... - zawahał się i już nie dokończył zdania. Prawda była zbyt bolesna, zbyt oszałamiająca. Salvatore nie mógł sobie poradzić z jej brzmieniem. 
     - Na przyjęciu? - zapytał zdziwiony Elijah. Był wczoraj w Ratuszu, ale opuścił go jeszcze przed siódmą wieczorem... Musiał przecież załatwić sprawę z Damonem. Gadka Lois dała mu mnóstwo do myślenia. 
     - Tak, dokładnie o siódmej - dodał Stefan.
     Elijah rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu tej jednej twarzy.
     - Gdzie jest Elena? - zapytał niepewnie. Stefan odchrząknął i spuścił głowę. 
     - Elena... zniknęła wczorajszego wieczoru z przyjęcia - powiedziała szeryf Liz Forbes, wtrącając się do ich rozmowy. Elijah wytrzeszczył oczy i spojrzał gdzieś w dal. Jego wzrok stał się nieobecny.

     - Jak to zniknęła?! - zdenerwował się. Jego Elena została porwana i teraz może leżeć w jakimś rynsztoku! Nikt jej nie pomógł, nikt nie wie gdzie jest! - Jak mogliście do tego dopuścić?! - wrzasnął pełną mocą w kierunku Stefana. Dobrze wiedział, że młodszy z braci będzie jej towarzyszył i zajmie się nią tak, jak trzeba. Widocznie się mylił. Coraz bardziej docierało do niego, że nie może już ufać nikomu. 
     Elijah wypuścił powietrze z ust. Miał nadzieję, że to pomoże mu w trzeźwym myśleniu. 
     - Dlaczego wszyscy są tutaj, opłakują martwą dziewczynę, zamiast szukać tej wciąż żywej?! - warknął odrobinę za ostro. Pierwotny niewątpliwie współczuł wielkiej straty wszystkim zebranym, ale trzeba było oprzytomnieć! Płacz nie pomoże odszukać Eleny, która mogła wciąż oddychać!
     - Proszę się uspokoić - odezwała się Liz. - Moje odziały specjalne już jej szukają, dodatkowo Damon też jest już w drodze.
     - W drodze do czego? - warknął Elijah z pogardą do wampira. 
     - Wiemy, że to nie jest łatwa sytuacja, dla nas także. Wciąż mamy nadzieję, że ją znajdziemy - dodał Stefan uspokajająco. Elijah jednak wcale nie czuł się uspokojony. W tej chwili miał ochotę coś rozwalić, zetrzeć w drobny mak i najbardziej chciałby mieć pod ręką głowę Damona.
     - Mamy jakiekolwiek poszlaki? 
     - Jest tylko jedna... - odezwała się Bonnie, która dotychczas nic nie mówiła. Ciemnoskóra otarła twarz z łez i podeszła do szafki nocnej. Elijah spostrzegł, że chwyciła mapę. - Zrobiłam proste zaklęcie lokalizacyjne. Elena jest na terenie stanu, gdzieś w lasach północnych - pokazała palcem obszar, który podało zaklęcie. 
     Elijah dokładne przyjrzał się mapie. 
     - To teren równy pięćdziesięciu milom. Przeszukanie go zajmie wiele dni - powiedział przyciszonym głosem bardziej do siebie. Nagle poczuł, że telefon wibruje mu w kieszeni spodni. - Przepraszam ws na chwilę - powiedział i szybko wyszedł przed dom. Dzwonił Klaus. Elijah chwilowo całkiem zapomniał o bracie, który był w drodze do domu. 
    - Klaus? - przełknął ślinę w zdenerwowaniu. Musiał powiadomić go o śmierci Caroline, co nie było łatwe. 
    - Jestem już w mieście. Koniecznie muszę spotkać się z Rebeką, mam nadzieję, że nie ruszyła się z domu - zaczął szybko mówić. Na pewno był podekscytowany tym, że w końcu miał sposobność do przywrócenia Kola.
     - Zanim to zrobisz... posłuchaj... musisz natychmiast przyjechać do domu Forbes'ów.
     - Tam? Caroline się wypytywała? - zaśmiał się po drugiej stronie. - Myślę, że mogę poświęcić jej chwilę - dodał i od razu się rozłączył. Elijah nie miał nawet szansy, aby przekazać mu tragiczne wieści.


     Klaus zjawił się po kilkunastu minutach. Jego pierwsze wrażenie było podobne do wrażenia jego brata. Stwierdził, że atmosfera jest ciężka i nieprzyjazna. Nie wziął tego jednak za zły omen. Odczuwał zadowolenie, a jego radość była skutkiem wieści o odnalezieniu siostry oraz informacji od Kola. W końcu miał nadzieję, że ich rodzinne życie będzie wyglądało tak, jak zawsze tego pragnął. 
    Nonszalancko zapukał do drzwi, które otworzyła mu Liz. Wyglądała na przygnębioną, jakby cały świat zwalił jej się na barki w jednej chwili. Dom był pusty. Nie było tam nikogo. Wszędzie panowała cisza i spokój. Przecież tu zawsze wszystko tętni życiem. Klaus niemalże słyszał radosny śmiech Caroline, który wydobywał się ze ścian. 
     Kobieta pokazała mu gestem ręki, aby poszedł do pokoju jej córki. Klaus był lekko zdezorientowany. Ta cisza zaczęła go niepokoić. Przeszło mu nawet przez myśl, że to jakiś spisek, że ktoś chce go zaatakować. 
     Zapukał lekko do drzwi pokoju blondynki. Nikt mu nie odpowiedział, więc lekko pchnął je do przodu, tak, że odskoczyły na bok. Tam także na pierwszy rzut oka było pusto. Gdy otworzył szerzej drzwi, dostrzegł, że Caroline leży na łóżku. Wydawało mu się, że po prostu śpi. Bidulka, zasnęła, czekając na niego... Tak właśnie myślał.
     - Caroline? - zaczął lekko potrząsając ją za ramię, ona jednak ani drgnęła. Zmarszczył czoło i zaczął mocniej nią szarpać. - Caroline! Obudź się! 
     Ona się nie obudziła. 
     Miała mocno zaciśnięte powieki, a jej ręce były złożone razem. Wyglądała tak idealnie, jakby była śpiąca księżniczką, czekającą na przyjazd księcia. Szykowna sukienka zwisała z łóżka, nadając dziewczynie misternego wyglądu. 
     - Caroline?! - spróbował jeszcze raz, ale nic się nie stało.
     Nie... To nie może dziać się na prawdę! Teraz miało być już tylko lepiej! Przecież wrócił do domu! Nie mógł nic zrozumieć, siedział tylko wpatrzony w jej bladą twarz, która była nad wyraz piękna. - Kochanie, gdzie odeszłaś?... - szepnął do niej. Czuł spływającą łzę... Wiedział, że teraz wszystko się zmieni. Wiedział, że nic nie będzie takie samo. 
     Ona była światłem w gęstej ciemności jego duszy. 
     Ona była natchnieniem, wybawieniem. 
     Ona była wszystkim. Bez niej nie było i jego, bo byli jedną duszą w dwóch ciałach. Zawsze to wiedział i wierzył całym sobą, że i ona w to prędzej, czy później uwierzy. Zdał sobie sprawę, że teraz on także umiera...
     Caroline już nigdy nie zaszczyci go pięknym uśmiechem, swoją pogodą ducha, nigdy nie odgryzie się mu irytującą uwagą, czy zbyt odważną wymianą zdań. Już nigdy nie będzie w stanie powiedzieć, że tak na prawdę zawsze ją kochał. Ona tego nie usłyszy, nie zrozumie, nie przyjmie, bądź nie odrzuci. Miał jednak wrażenie, że gdzieś w głębi duszy to wiedziała, a przynajmniej musiała się domyślać. Chciał, aby i ona poczuła to samo. Teraz już nie będzie mieć takiej okazji...

    Nie mógł wpatrywać się w tą kamienną twarz jego własnego kanonu piękna. Ukrył się więc w dłoniach i czuł, że to ten jedyny moment, w którym wszystko runęło. Wszystkie blokady, całą maska kreowana przez nienawiść, złość i chęć zemsty. Teraz znowu płakał jak małe dziecko, bo stracił kogoś, kto podtrzymywał go na anielskich skrzydłach światła. Stracił swojego anioła stróża.

       - Kocham cię! Słyszysz?! Do cholery! - wrzasnął z całą mocą, aż zabrakło mu tchu. Szybko przygarnął jej bezwładne ciało i mocno przycinał je do siebie tak, aby już nigdy nie zapomnieć tej pięknej osoby. Kołysał ją delikatnie w ramionach, wpatrzony przed siebie nieobecnym wzrokiem. Chciał aby ta chwila trwała wiecznie, przez całe nieszczęsne, wieczne życie. Nie chciał jej puszczać, nie chciał jej zostawiać. Ponieważ nie mógł się na nią napatrzeć... Nawet teraz biła od niej niezwykła światłość, która niemalże przyprawiała jej złotą aureolę. 
     Gładził blond włosy, delikatną twarz i lodowatą skórę jej dłoni. Tak bardzo chciał, aby obudziła się teraz i nawrzeszczała na niego, że naruszył jej osobistą strefę. 

     Po godzinie, Klaus czuł się jakby właśnie przeżył zagładę ludzkości. Nadal trzymał ją w swoich ramionach, martwą... Nie mógł w to uwierzyć, wciąż myślał, że to nie dzieje się na prawdę! Całość była tak przytłaczająca, że niemalże przygniatała go swoim ciężarem. Teraz miał szczera ochotę, aby umrzeć. Własnoręcznie wcisnąłby w siebie kołek z białego dębu, tylko po to, by ujrzeć ją po drugiej stronie... To była pierwsza taka chwila, gdy śmierć zdawała się być wybawieniem. Nic nie było lepszym rozwiązaniem. Klaus nie odczuwał nawet wściekłości, tak jak miał to w zwyczaju. Był po prostu rozżalony, zwyczajnie przybity i zrozpaczony. 
     - Jak do tego doszło? - zapytał Liz, gdy opuścił pokój Caroline. 
     - Wczorajszego wieczoru, na przyjęciu w Ratuszu, zaatakowało stado wilkołaków - zaczęła szeryf. Ona tak samo była w opłakanym stanie. Musiała nie spać całą noc. Wyglądała jakby balansowała na granicy życia. - Stefan ją znalazł w takim stanie - dodała wycierając samotną łzę. Kobieta nie miała już siły płakać...
     - Jakie wilkołaki? - warknął Klaus, w którym nagle wezbrał gwałtowny gniew i żądza mordu.
     - Elijah wspominał o pewnej grupie, z którą miał jakieś niedokończone zatargi.
      Klaus nie wiedział na kogo jest bardziej wściekły; na wilkołaki, które zgotowały taki los Caroline, czy na brata, który przyprowadził swoje kłopoty do miasta i naraził tym wszystkich dookoła. 
     Pierwotny jeszcze raz wszedł do  pokoju blondynki, by ponownie na nią spojrzeć. Zaczynał zdawać sobie sprawę, że widzi ją po raz ostatni. Nie chciał, aby to okazało się prawdą, ale jedna nią było.

     Pogładził jej chłodny policzek i okręcił blond lok na palcu. Patrząc tak na nią chciał zrobić tylko jedną rzecz. Rzecz, której nie miał okazji dotąd spróbować, a na którą cicho liczył już dawno temu. 
     Po woli pochylił się nad nią i złożył na jej ustach jeden ciepły pocałunek, ten pierwszy i zarazem ten ostatni, który będzie musiał mu wystarczyć na wieki wieków...
     Po chwili, gdy odsunął się od niej, dostrzegł, że nie ma żadnych obrażeń zewnętrznych, ani niczego co by wskazywało na to, że została ugryziona. Jak więc umarła? Co spowodowało jej śmierć? Te pytania zaczęły go nurtować. Dokładnie obejrzał jej ręce, ramiona i szyję. Wszystko było w najlepszym porządku. Nigdzie nie było żadnych obrażeń. Nagle coś podkusiło go, aby spojrzeć w niebieskie tęczówki po raz ostatni... Lekko podsunął powiekę do góry. 
     To, co zobaczył przerosło jego oczekiwania, całkowicie. 
     Jej białka nie były już białe. Miały czerwoną barwę, były nad wyraz przekrwione. Jasne światło uderzyło go w jednej chwili. To nie był jeszcze koniec! To był dopiero początek.
     Klaus bez zastanowienia wziął Caroline na ręce, przewiesił jej ramiona przez swoją szyję i nie wyjaśniając nic Liz, opuścił dom Forbes'ów.




     Kilka dni później:

     Cisza. Ciemność. Chłód. Dreszcz.
     Maksymalne natężenie bólu.
     Elena powoli otwierała oczy. Nic to jednak nie dało. Ciemność wciąż była tak samo czarna i gęsta. Tak samo otaczała ją lepkimi mackami strachu. Całym jej ciałem miotały spazmatyczne wstrząsy, aż dziwne, że dziewczyna dopiero teraz ocknęła się z dziwnego stanu nieświadomości. Ból przeszywał ją wzdłuż i wszerz. Zawyła. Raz, drugi, trzeci i kolejny, aż ponownie straciła dech w piersiach.
    Była umiejscowiona na metalowym stole. Kajdany zaciskały jej nadgarstki oraz kostki. Nic nie ułatwiał także fakt, iż wisiała głową w dół. Taki układ ciała przez długie godziny przyprawił ją o wielki ból głowy. Miała wrażenie, że umiera. Była tego pewna. Tym razem nie przybędzie nikt, by ją uratować. Miała już o wiele za dużo drugich szans, lecz mimo to, zawsze musiała wpakować się w kolejne bagno. Jedno większe od drugiego.
     Usłyszała dźwięk klucza w zamku.
   Zgrzyt.
   Oślepiające światło.
   - Nasza maleńka się ocknęła! Nareszcie! - Usłyszała głos tego samego obleśnego faceta, który ją porwał w pierwszej kolejności.
   Zacisnęła pięści mimo bólu. Byłą wściekła, gotowa nawet w tej chwili zerwać łańcuchy i rzucić się na skurczybyka. Napędzała ją myśl, nie tylko taka, że skrzywdził ją, ale na pewno jeszcze wiele innych osób. Chciała skopać mu tyłek. 
     Mężczyzna przybliżył się do niej o kolejne kroki.
   - Tak bardzo chciałbym cię wykończyć - syknął i obleśnie oblizał swoje wargi. 
     Drzwi ponownie zaskrzypiały.
   - Już wystarczy - Nagle w drzwiach ustała jaś osoba. Jednak Elena nie widziała kto to był. Stał w świetle, więc w tej chwili był tylko czarnym kształtem.
   - Jasne - warknął niezadowolony.
   - Jak się miewasz, Eleno? - zapytał subtelnie, jakby spotkał się z nią na filiżance kawy.
   Teraz, gdy mężczyzna podszedł bliżej, słyszała go wyraźniej. Nie miała już żadnych wątpliwości, iż był to Reg, we własnej osobie.
   - Wypuść mnie! - wrzasnęła natychmiast.
   - Nie tak od razu - zacmokał. - Wszystko w swoim czasie. Przecież na razie jesteś umierająca. Musimy coś na to poradzić. - Reg zaczął przechadzać się po celi, oglądał ją z każdej strony, jakby chciał się o czymś upewnić. - Tak... Zdecydowanie umierasz - stwierdził niczym profesjonalny lekarz, szkoda, ze okoliczności były tak bardzo inne. Podszedł do niej na wyciągnięcie ręki. Przybliżył dłoń do jej szyi i obejrzał ją dokładnie w miejscu ugryzienia. Zacmokał.
     - Puść mnie! - zamotała się wampirzyca. 
     - Wiesz co? - zaczął, nie zwracając na jej słowa uwagi. - W ogóle nie planowałem trzymać ciebie tutaj, kochanieńka. Nawet nie wiesz jak wleką niespodziankę zrobił mi Lucas, gdy mi ciebie pokazał kilka dni temu.
    Kilka dni temu? Przecież impreza byłą wczoraj! Wczoraj się upiła i została porwana! To jakieś szaleństwo. Czyżby na prawdę przebywała tutaj już od kilku dób?

     - Poczekaj... Jak to kilka dni temu? - zapytała zdezorientowana dziewczyna. 
     - Kochana, straciłaś widocznie poczucie czasu. Tak już bywa, gdy człowiek umiera - uśmiechnął się ironicznie. 
     Wampirzyca nie mogła w to uwierzyć. Kręciła mimowolnie głową, wpatrzona w krew na podłodze. Jak to możliwe, że nikogo jeszcze tutaj nie ma? Już zupełnie straciła jakąkolwiek nadzieję na ratunek. Była zdana na siebie. Spuściła głowę w geście przegrania. 
     - Tak więc jak mówiłem zanim mi przerwałaś - kontynuował - nie planowałem tego, ale jest mi to poniekąd na rękę. Szczerze ci powiem, że przeszło mi przez myśl, że mógłbym cię wykorzystać, ale nie miałem sposobności. A tutaj proszę bardzo! - Klasnął w ręce jak dziecko. - Ty przychodzisz do mnie! Jak uroczo! Teraz będziemy mogli upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. 
     Elena zmrużyła oczy podejrzliwie. Nie wiedziała o czym mówił. Zwróciła za to uwagę na podłogę, gdzie widziała sporą kałużę zaschniętej krwi. Obserwowała jak krople potu i życiodajnej esencji są przyciągane do ziemi. Była tak bardzo wyczerpana…
     Usłyszała pisk drzwi. Przy Regu nagle pojawiła się Lois. Na jej widok Elena jeszcze bardziej się wściekła. Brunetka wytoczyła metalowy wózek i postawiła go koło mężczyzny.
   - Dziękuję, możesz odejść.
   Kobieta posłała Elenie perfidny uśmieszek i opuściła pomieszczenie.
   - Co to jest? - Zapytała przerażona wampirzyca, widząc, że Reg chwyta ogromną, staroświecką strzykawkę pełną złotego płynu.
   - Nie martw się, to tylko lekarstwo na twoje ugryzienie - wyjaśnił. 
   - Co?! Macie krew Klausa? - zdziwiła się. To było niemożliwe! Przecież krew zdecydowanie nie jest złota.
   - Nie bądź głupia - skwitował. 
   - W takim razie...
   - Za dużo gadasz, słonko. Uwierz mi to cię wyleczy. To co prawda wersja testowa, która mam nadzieję się sprawdzi. 
   - Nie zgadzam się! - zaprotestowała. - Zostaw mnie w spokoju! Wypuść mnie! - darła się dziewczyna i zaczęła wierzgać mimo wszechobecnego bólu. Zaciskała zęby, czując ogarniające ją spazmatyczne wstrząsy. 
     - To innowacja! - ogłosił. - Już nikt nigdy nie będzie potrzebował krwi bydlaka, żeby wyleczyć się z tego paskustwa. A ty, kochana - pokazał na nią palcem - będziesz pierwszym szczęśliwcem. - W jego oczach igrały iskry czystego szaleństwa.
     - Nie! Wypuść mnie! - darła się.
   - Uspokój się... Chyba nie chcesz umrzeć - Reg był nadzwyczaj spokojny. Żelaznym uściskiem podtrzymał ramię Eleny i wstrzykną lek. Dziewczyna zawyła przeraźliwie. Środek, musiał mieć w sobie pełno werbeny. Elena poczuła, że jej żyły przeobraziły się w płynną lawę. Zdążyła tylko plunąć mu w twarz, następnie opadłą z sił, straciła czucie w kończynach. 
     Odleciała daleko...


____________


Tak jak obiecałam - dokańczam moją historię. Taka była wasza wola, aby spisać kilka ostatnich rozdziałów, aż do epilogu. Myślę, że to, co tutaj przedstawiam wam się spodoba. Mam tez nadzieję, że mnie nie zbesztacie za ten rozdział. Do napisania! :)


12 komentarzy:

  1. Pierwsza? Może.
    Rozdział perfekcyjny. Boże, jak mi się zrobiło szkoda Caroline i Klausa. Aż mała łezka zakręciła mi się w oczku. Ten Reg działa mi na nerwy, nie powiem chociaż go bardzo lubię, z czasem zaczał mnie irytować, i to nieźle. Również zrobiło mi się szkoda Eleny, co jest niewiarygodne. Szok. Mam cię zbesztać za ten rozdział? Nie ma mowy, jest świetny. Ale nienawidzę cię za Klaroline! Ty podła, ty, ty! Śliczny szablon! Użyłaś plakatu 6 sezonu, jak mnie mam tam na górze w rogu. Ślicznie! Czekam na kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za przeczytanie i komentarz! Poczekaj na następny rozdział, a mogę się założyć, że się szeroko uśmiechniesz :D
      PS. Nie wiem czy widziałaś, ale dodałam już gify do rozdziału.

      Usuń
    2. Widziałam, widziałam ^^ I tak moim zdaniem najładniejszcze gify w scenie Klaroline c:
      Mam nadzieję że uśmiechnę się szeroko! Bo jak narazie jestem smutna ;_;

      Usuń
  2. Jestem w siódmym niebie!!!! Te opowiadanie to najlepsze opowiadanie o ce jakie kiedykolwiek czytałam. Kocham cię tak, że normalnie nie mogę!! Szybko dawaj następny! ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaah, totalnie zwariuję, ta historia ma w sobie tyle emocji, że nie potrafię wyrazić tego, co czuję w komentarzu! Mam nadzieję, że to z Caroline to tylko taki jakby stan przejściowy i że Klaus ją jakoś cudownie uratuje, a później już wszystko będzie pięknie. No i czekam, aż Elijah pojawi się, uratuje Elenę i zabije tego okropnego (i okropnie przystojnego) Rega.
    Komentarz troszkę bez ładu i składu, ale nie doszłam jeszcze do siebie po przeczytaniu rozdziału. Mam nadzieję, że kolejny pojawi się niedługo ^^
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, fajnie, bardzo fajnie! Pisz, pisz, pisz <333

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaaaaaa!!!!!Ten rozdział jest super mega extra czaderski.Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko byłoby super, ale po jakiego czarnego okropnego grzyba tam te gify?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze lubiłam gify w innych opowiadaniach i dlatego umieściłam je też tutaj. Kwestia gustu :)

      Usuń
  7. WRESZCIE! Ile można czekać na rozdział?! Hah, tak naprawdę.cieszę się baardzo, że wróciłaś! brakowało mi Ciebie naprawdę.. bo jesteś jedną z moich ulubionych pisarek na blogspocie :*
    dobra.. wzruszyłas mnie niesamowicie z opisem śmierci Caroline..zatkało mnie trochę no i zrobiło mi się smutno :( Klaus zawsze kojarzy nam się z chodzącym złem.a tutaj..proszę bardzo, ukazałaś go z jego prawdziwej strony. Słabość, łzy, emocje, załamanie..może to dziwne, ale podobało mi się to. Klaus jest wspaniałą postacią i dobrze, że potrafisz go ukazać jako bezwzględnego i jednocześnie, jako ludzką istotę, mającą uczucia, potrafiącą odczuwać smutek i która też może sobie z czymś nie radzić. Super. To wbrew pozorom trudne, bo jednak mimo ukazania go takiego, nie było to dziecinne czy przerysowane, było takie prawdziwe, naprawdę pasujące i spowodowało, że to uczyniło go bardziej dojrzałym. Mistrzostwo..
    A.. no i..gdy spojrzał jej w oczy..ja wiedziałam, że ona nie mogła umrzeć.. on coś wymyśli.. i już wyobrażam sobie moment, gdy obudzi się przy nim..te spojrzenia..emocje..reakcja.. jeeeej :3
    Co do Eleny.. Wiedziałam, że to będzie Reg! Uhh! Zabić tylko.. Czym oni ją nafaszerowali?! Czyżby tym co Caroline? Nie..chyba nie, nie wiem.. Jejku..pisz dalej bo ja normalnie..uh, chcę wiedzieć już! Jestem w emocjach..szkoda, że literki nie mogą oddać wszystkich uczuć :D Elijah ją uratuje.. On musi ją odnaleźć..chodź z drugiej strony, szuka jej też Damon..nieźle :D jestem cholernie ciekawa, jak ty to dalej potoczysz..napiszesz, więc błagam zabierz sie do tego już :D nie chcę już znów tak długo czekać na kolejny rozdział, zlituj się twórczyni ♥
    AAA no i Rebekah.. Ciekawe co zrobiła, że ją zasztyletowali? Mam nadzieję, że wyjaśni się to w przyszłości :)
    Kochanie, mam prośbę do Ciebie jeszcze jedną.. Zapraszam Cię do siebie na nowy blog..mam prolog narazie, a Ciebie prosiłabym o opinię szczerą. Wiesz sama jak to wiele daje :)
    http://the-other-side-of-us.blogspot.com/

    Ściskam najmocniej i pozdrawiam! Dobrze, że wróciłaś ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejkuuu ♡
      Nawet nie wiesz jak mi teraz ciepło na serduchu! Dziękuję strasznie za te słowa. Tym bardziej, że każdy komentarz ten negatywny, czy pozytywny zawsze jest na wagę złota i daje mi determinację do pracy. Oczywiście, że zajrzę do ciebie i przeczytam w wolnej chwili. Ściskam i Ciebię mocnooo! Buziole! :*

      Usuń

Główna
Rozdziały
Postacie
Polecam
Zapytaj!