Jaki ten świat mały...
Dziewczyna stała i patrzyła na pierwotnego. Nie odzywała się ani słowem. Była poniekąd sparaliżowana. Zobaczyła, że wzrok pierwotnego powędrował w miejsce gdzie rozpięła dwa górne guziki bluzki. Caroline mimowolnie zarumieniła się i szybko, zawstydzona zapięła je z powrotem.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała w końcu
- Stoję - odparł śmiejąc się pod nosem.
- Ale co z Patagonią, z wielkim światem?
- Ty jesteś moim światem...
- Oj, przestań - odpowiedziała, ale mimo wszystko uśmiechnęła się na te słowa. Znów ktoś się o nią starał - Jak widzisz, radzę sobie całkiem dobrze, bez ciebie - dodała trochę z pretensją.
- Przeprasza, że cię musiałem zostawić, moja droga. Następnym razem to się nie powtórzy - powiedział tajemniczo.
- Skąd wiesz, że tego chcę? - zapytała wyzywająco.
- Brakowało mi ciebie, Caroline... - zignorował pytanie.
- Jak długo chcesz zostać w Mieście?
- A jak długo zajmie ci spakowanie walizki? - uśmiechnął się tajemniczo.
- Przestań! Nie mam zamiaru nigdzie wyjeżdżać - odpowiedziała śmiejąc się pod nosem. Prawda była taka, że bardzo chciała wyjechać z Mystic Falls, nie wiedziała tylko, czy Klaus to odpowiedni osoba, z którą chciała gdziekolwiek wyjeżdżać. Klaus zerknął na nią z zaciekawieniem na twarzy. Szli obok siebie po lesie. Było na tyle ciemno, że blondynka nie zauważyła ukrytych spojrzeń pierwotnego.
- Będzie lepiej, jak nikt nie dowie się, że tutaj jesteś - powiedział nagle.
- Dlaczego?
- Jak to dlaczego - zdziwiła się spokojem Klausa - dlatego, że moi przyjaciele bynajmniej nie chcą cię widzieć ponownie. Gdybyś widział jak się cieszyli, kiedy wyjechałeś - powiedziała, ale od razu ugryzła się w język. "Co ty wyprawiasz!? Nie spoufalaj się!" - szeptały jej głosy sumienia. Spojrzała na jego twarz, był zamyślony i patrzył przed siebie.
- Ty też się cieszyłaś? - zapytał w końcu poważniejszym tonem. W jego głosie dało się wyczuć pewien smutek. Blondynka nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć. Źle by się czuła mówiąc prawdę, bo ta by go zraniła. Nie chciała też pokazać, że rozpaczała z samotności.
- Co robiłeś, gdy cię nie było tutaj? - zapytała w końcu ignorując pytanie.
- Byłem tu i tam... Patagonia, Florencja, Wietnam... - zamyślił się - Dużo miejsc, dużo ciekawych ludzi - zdawało się, że pierwotny nie zauważył przemilczanego przez wampirzycę pytania.
- Ludzi? - zaśmiała się ironicznie - Jeśli chociaż jeden z nich przeżył to spotkanie to...
- ...Aż tak nisko mnie oceniasz kochanie? - przerwał jej w pół zdania. Teraz w jego głosie można było poczuć smutek. Nastała niezręczna cisza.
- Nie to miałam na myśli...
- Chyba jednak doskonale wiem, co miałaś na myśli. Jestem potworem i w twoich oczach nim pozostanę - pomyślał na głos. Caroline westchnęła głęboko. Nie chciała teraz słuchać jak pierwotny wampir użala się nad sobą.
- Wiesz, zazdroszczę ci... - Klaus spojrzał na nią zaciekawiony. - Masz tyle możliwości, możesz podróżować, zwiedzać miasta, poznawać kultury. Przez tyle lat jak patrzyłeś jak cywilizacje wznoszą się i upadają, na twoich oczach. To musi być niezwykłe - westchnęła. Oboje dochodzili już do skraju lasu. Oczom Caroline ukazało się ciemne auto zaparkowane na poboczu. Ustali w miejscu, dziewczyna patrzyła w dal.
- Jest... Jeśli tylko zapragniesz - podszedł do niej kilka kroków - mogę zabrać cię gdziekolwiek będziesz chciała - złapał jej dłoń. Caroline spojrzała szybko na jego poczynania. Poczuła ciepło i jego dotyk. Poczuła się zaniepokojona. Odruchowo wyrwała rękę z uścisku. Stwierdziła, że tym, pierwotny stanowczo przekroczył jakąś granicę. Mężczyzna popatrzył na nią poniekąd ze zrozumieniem. Nie skomentował tego jednak. Przyzwyczaił się to tego typu reakcji z jej strony. Spuścił wzrok.
- Będzie lepiej, jak już wrócę do domu - powiedziała nagle i cicho, nie patrząc mu w oczy. Czuła, że sprawia mu zawód. Jednak nie mogła sobie pozwolić, aby wydarzyło się coś więcej
- Odwiozę cię - zaproponował pokazując dłonią auto. Dziewczyna skinęła głową i ruszyła w jego kierunku. Jechali przez kilka minut w milczeniu. Caroline czuła jednak jak pierwotny spoglądał na nią od czasu do czasu. Nie dała jednak po sobie poznać, że to widzi. Odwracała oczy, które wbrew jej woli chciały patrzeć na jego twarz.
W końcu wysiadła z samochodu, który zatrzymał się tuż przed jej domem.
- Do zobaczenia - pożegnała się cicho i zamknęła drzwi. Wiedziała, że on odprowadza ją wzrokiem, aż do samego progu. Czuła to wyraźnie. Powstrzymywała się jednak z całych sił, aby nie obejrzeć się za siebie. Po chwili drzwi się za nią zamknęły, a pierwotny wciąż wpatrywał się w miejsce, w którym zniknęła.
Damon siedział w swoim ulubionym fotelu przed kominkiem. Popijał burbon ze szklanki i nie myślał specjalnie o niczym. Wbrew danemu Elenie słowu, nie zadzwonił do blondynki, aby odwołać akcję "sprowadź bestię znów do Mystic Falls". Ciche głosiki w jego wnętrzu powtarzały mu, że źle robi. Wkurzał się na nie i w duchu wrzeszczał, aby były cicho. To była jedna z oznak, że ma w sobie człowieczeństwo. "Wyrzuty sumienia... Gdzie się podziały stare czasy?!" - żalił się w duchu. Nagle usłyszał wibracje telefonu, który zostawił w kurtce. Zastanawiał się gdzieżby ta kurtka mogła być. Nie potrafił zlokalizować dokładnego położenia telefonu. Przypomniało mu się, że może jest w jego pokoju, na piętrze. W mgnieniu oka znalazł się przy niej i wyciągnął telefon z kieszeni.
Nie znał dzwoniącego. Mimo to odebrał.
- Damon? - usłyszał skrzeczący głos kobiety w średnim wieku.
- Tak... - odpowiedział tajemniczo. Nie kojarzył bowiem osoby, z którą rozmawiał.
- To ja, Shelma - odpowiedziała wyczuwając, że musi się przedstawić.
- Moja ulubiona wiedźma - odparł Salvatore ironicznie.
- Słyszałam, że szukasz Elijah Mikaelson'a.
- A i owszem - zaciekawił się mężczyzna - a skąd ty...
- ...Mam swoje źródła, uwierz mi - odpowiedziała szybko - Otóż, Elijah... jest tutaj.
- Gdzie tutaj? - zapytał ironicznie.
- W Nowym Yorku. Widziałam go już od kilku dni, przechodził obok mojego sklepu, ale chyba nie wie kim jestem.
- Do zobaczenia - odpowiedział Damon i rozłączył się bez żadnych wyjaśnień. Na jego twarz spłynął przebiegły uśmieszek.
Następnego poranka Damon miał już cały plan działania w głowie. Uważał się za geniusza zła. W przenośni oczywiście. Salvatore zjawił się w dobrym humorze na progu domu Eleny. Wszedł swawolnym krokiem, z uśmiechem na ustach. Dziewczyna była poniekąd zdziwiona takim zachowaniem mężczyzny.
- Dobrze się czujesz? - zapytała ironicznie.
- Jak nigdy dotąd - odparł uśmiechnięty i wszedł do środka - Przepraszam cię Eleno, ale dzisiaj będziesz musiała sama oglądać brazylijskie telenowele. - Powiedział z przekąsem, a Elena zmarszczyła czoło w ironicznym geście - Ja mam do pogadania z pewnym pierwotnym - dodał dumny z siebie.
- Znalazłeś go?! - zapytała ucieszona.
- Jeszcze nie do końca, ale wiem gdzie prawdopodobnie jest.
- Skąd niby wiesz? - zapytała wątpiąco.
- Mam swoje tajne źródła - odpowiedział przeciągając sylaby.
- Czyżby?
- Powiem tylko tyle, Shelma - uśmiechnął się zadziornie i nalał sobie krwi do szklanki.
- Chciałaby jechać z tobą, aby mu wygarnąć! - zdenerwowała się - Czy ostatnio nie opróżniłeś mi całych zapasów? - zapytała z pretensją, patrząc na jego działania. Salvatore zmarszczył czoło.
- To nie moja wina! Stefan nie może się zebrać, aby pójść do szpitala! - wyjaśniał śmiejąc się pod nosem. Zawsze uważał, że jego brat jest nędzniejszy nawet od śmiertelnika.
- Może dlatego, że on poluje na zwierzęta... - odparła Elena sarkastycznie.
- Oho...
- Co?
- Jakby to powiedzieć...
- Chyba nie mówisz, że...
- Ups... - zakrył sobie usta - wydało się! - zaśmiał się ironicznie.
- Cholera, Stefan... - mruknęła pod nosem.
- To dużo chłopiec, poradzi sobie - warknął Damon - tym czasem, ja muszę już lecieć - dodał i ukłonił się teatralnie. Potem skierował się w stronę drzwi. Pocałował swoją dłoń i udał, że przesyła pocałunek Elenie. Ta jednak zignorowała go, bo jej myśli zaprzątała teraz troska o byłego chłopaka. Nie wiedziała po części, dlaczego Stefan zaczął znów pożywiać się ludzką krwią. Przecież tyle czasu poświęcili, aby przywyknął ponownie do zwierząt. Pamiętała te ciężkie chwile, w których mało brakowało, a Stefan zmasakrowałby pół miasta. To nie mogło się powtórzyć. Obiecała sobie, że musi z nim porozmawiać. Postanowiła, że od razu gdy uwolni się z tego domu, odwiedzi młodszego Salvatore'a.
Damon stał na stacji benzynowej i tankował swojego kabrioleta. Nie miał oczywiście zamiaru płacić za tę benzynę. "Od czego w końcu jest przymuszenie..." - stwierdził. Wszedł do pomieszczenia stacji. W samym rogu, za kasą, stała młoda kobieta. Miała długie brązowe loki i uśmiechała się do niego promiennie. Salvatore spojrzał w jej ciemne oczy.
- Jesteś taka miła, że nie muszę płacić za benzynę... - powiedział szeptem i rozejrzał się po towarach na półkach za nią, zastanowił się przez chwilę, po czym dodał - ...ani za żadną inną rzecz na tej stacji - uśmiechnął się szeroko i wziął butelkę whiskey, którą sobie upatrzył. Zadowolony z siebie sięgną jeszcze na półkę i założył okulary przeciwsłoneczne na nos, a potem wyszedł na zewnątrz.
Zatrzymał się jednak gwałtownie. Powodem tego była brązowowłosa kobieta, która opierała się o jego auto. Miała na sobie krótkie dżinsowe szorty, przez co świetnie było widać jej długie, opalone nogi.
- Lois? - zdziwił się Damon. Kobieta uśmiechnęła się i odgarnęła opadające jej na czoło włosy.
- Zauważyłam twój samochód i postanowiłam się przywitać. - "Skąd do cholery wiesz, że to mój samochód?" - zapytał w myślach sarkastycznie.
- Widzisz, śpieszę się trochę - powiedział niecierpliwie, aby ją spławić.
- Na prawdę? Myślałam, że mógłbyś mnie podwieźć - udała zasmuconą.
- Zależy dokąd - miał nadzieję, że w przeciwnym kierunku, do tego, w którym on jechał.
- Do szkoły... Mam sporo klasówek do sprawdzenia... - "Cholera!" - wrzasnął w myślach.
- Tak się składa, że będę tamtędy przejeżdżał - powiedział hamując się od wrzaśnięcia na nią. Kobieta strasznie go irytowała.
- Oh, to wspaniale - uśmiechnęła się odsłaniając białe zęby. Damon odwzajemnił uśmiech, jego był jednak wymuszony. Otworzył kobiecie drzwi od strony pasażera i wskazał dłonią, aby wsiadła. Potem on też wsiadł z drugiej strony. Usadowił wygodnie i przypomniał sobie, że wciąż trzyma w dłoni butelkę whiskey. Nie miał zamiaru się jednak dzielić. Ukradkiem schował ją pod siedzenie i odpalił wóz.
Przez całe dziesięć minut jazdy do szkoły, Lois trajkotała. O wszystkim! O szkole, Mystic Falls, jej starym miejscu zamieszkania, nawet o swoim byłym. Damon starał się być cierpliwy. "Jeszcze tylko pięćset metrów do tej pieprzonej szkoły!" - powtarzał sobie w myślach. Lois jednak zdawała nie zauważać, że mężczyzna milczy. Mimo największych starań nie mógł nie słuchać kobiety, która nie kończyła swojego monologu nawet, gdy już znaleźli się na miejscu.
- Mam nadzieję, że jakoś się dopasuję do tego miasta - powiedziała jednym tchem - Przy okazji, do twarzy ci w tych okularach! Do zobaczenia Damonie! - zawołała na pożegnanie, gdy stała już na chodniku przed szkołą.
- Tak... - odpowiedział uśmiechając się na siłę i odjechał z piskiem opon, tak, że przechodzący uczniowie obejrzeli się za siebie. "Oby nigdy więcej..." - dodał w myślach. Gdy był już spory kawałek za miastem i całkowicie zapomniał już przykre doświadczenie sprzed kilku minut, wyjął z pod siedzenia butelkę z alkoholem. Odkręcił zębami korek i wypluł go za okno. Potem kilka razy nacisnął guzik, którym pod głosił muzykę w radiu. Właśnie leciał utwór "Highway to Hell", który przypadł mu najwidoczniej do gustu. Wykrzywił twarz w półuśmiechu po czym przechylił butelkę, a do jego ust wlał się złoty płyn.
Stefan stał w piwnicy, pochylony był nad białą lodówką. Była otwarta, ale jej dno świeciło pustkami. Czuł silny, dokuczający ból. Rozmyślał nad tym co powinien teraz zrobić. Poniekąd walczył ze sobą samym. Z jednej strony chciał się kontrolować, musiał. Z drugiej, ta pokusa była o wiele silniejsza od niego. Potrzebował się pożywić. Nie wystarczały mu już torebki z zimną krwią... Chciał czegoś świeżego, ciepłego...
Odwrócił się i oparł o lodówkę. Odetchnął głęboko, a jego oczy zaszły czerwienią. Wyobraził sobie tryskającą, gorącą, ludzką krew. Najlepiej z żyły jakiejś bezbronnej, kruchej kobiety. Dyszał.
Po chwili przeczesał dłonią włosy na głowie. Opanował się chwilowo. Spojrzał na drzwi i po chwili wyszedł. Nie wrócił jednak na górę. Zwrócił się w kierunku innego pomieszczenia. Zatrzymał się przed potężnymi drzwiami. Przygryzł lekko wargę, jakby rozważał, czy ma wejść do środka. Zrobił to jednak po kilku chwilach. Pchnął drzwi, które odstąpiły z trzaskiem, a on potoczył się po całej piwnicy. Stefan wszedł kilka kroków do przodu i zobaczył smukłe ciało kobiety. Jej skóra była ciemno szara, a blond włosy były ułożone w nieładzie. Salvatore spuścił wzrok, ale po chwili znów go podniósł. Czuł coś podobnego do poczucia winy, ale nie chciał tego. Nie był przecież niczemu winien. Chciał Rebekę tylko ochronić, aby nie musiała przeżywać zawodu, któremu on sam, musiał stawić czoła. Zmrużył oczy w zamyśleniu.
Podszedł jeszcze bliżej i zauważył, że z kieszeni ciemnej marynarki kobiety, wystaje jakiś mały, jasny kawałek... "Kartka?" - pomyślał szybko. Chwycił i rozwinął papier. Faktycznie, był to kawałek udartej kartki. Zaczął łapczywie pochłaniać wiadomość.
Kol - 31200-31299 - Zakłady przy 157 Edgewood Avenue, Scrap Market. Spotkanie z L.B.
Stefan zmarszczył czoło po przeczytaniu tej zawiłej informacji. Wyglądało na to, że Rebekah miała spotkać się z Kolem i kimś o inicjałach L.B. Trudno było jednak odczytać gdzie konkretnie miało dojść do spotkania. Było to trochę dziwne, ponieważ Kol nie żył już od kilku miesięcy, a Rebekah napisała to w dniu śmierci. Mogło również chodzić o to, że to właśnie od Kola, Rebekah wiedzała o czymś ważnym... Tylko o co chodziło? Niestety wampirzyca nigdy nie pojawiła się na owym spotkaniu z L.B.
Myśli po głowie Salvatore'a goniły jak oszalałe. Nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Zdecydował, że musi porozmawiać o tym z Damonem.
Stefan schwał kartę do kieszeni bluzy i kucnął koło ciała Rebeki. Kobieta leżała na plecach, wiec mógł przyglądać się jej twarzy, która zastygła w lekkim przerażeniu. Dotknął szarego policzka i założył jej blond kosmyk włosów za ucho. Nie wiedział dokładnie co czuje do tej pierwotnej wampirzycy. Współczuł jej, to na pewno, ale czy było to coś więcej? Nie wiedział... Wydawało mu się, że Rebekah jest po prostu zagubiona i samotna w swoim życiu. Potrzebuje miłości, z resztą jak każdy z tej starej rodziny.
Damon po kilku godzinach jazdy nareszcie był już w NYC. Mimo, że było już kompletnie ciemno, to w tym wielkim mieście wszystko świeciło się dookoła i tętniło życiem. Wampir przechadzał się po zatłoczonych ulicach i oddychał przepełnionym spalinami powietrzem. Obserwował trąbiące, żółte taksówki i ludzi, którzy z nich wysiadają. Od razu poczuł się głodny. Zauważył młodą kobietę, która właśnie płaciła taksówkarzowi. Miała na sobie długą czerwoną suknię wieczorową. Musiała być bogata, bo na jej szyi zwisała drogocenna kolia z diamentów. Salvatore oblizał wargi i gdy kobieta zwróciła się w jego kierunku podszedł do niej bez wahania.
- Co taka piękna kobieta robi sama w centrum miasta? - zapytał uwodzicielsko.
- Przepraszam, ale nie mam w nawyku rozmawiania z obcymi - odparła uśmiechając się jednak zalotnie.
- Jestem Damon - ucałował jej dłoń, a ona nie miała nic przeciwko temu - więc już nie jestem nieznajomym.
- Sylvia - odpowiedziała uśmiechając się i odgarnęła miodowe włosy za ucho - Jesteś stąd?
- Nie, przyjechałem z bardzo daleka.
- Na prawdę? Uwielbiam mężczyzna z tajemnicą! - odpowiedziała śmiejąc się jeszcze głośniej.
- Uwierz mi, dobrze trafiłaś. Pozwól, że cię odprowadzę - zaproponował, a Sylvia bez wahania skinęła głową. Szli tak przez pewien czas, a Damon za wszelką cenę próbował podtrzymać dobry nastrój i rozmowę. Dowiedział się, że kobieta jest rozwódką. Była żoną milionera i stąd właśnie ta kolia. Sylvia wracała z balu charytatywnego, bo jest redaktorem naczelnym jednej z dużych czasopism. Salvatore słuchał z cierpliwością monologu Sylvii. Mimo to, ze dziewczyna nie miała nic inteligentnego do powiedzenia, czekał, aż nastanie odpowiedni moment, aby się na niej pożywić. Zerkał od czasu do czasu na jej szyję, na której wyraźnie widział pulsującą żyłkę.
- Tutaj jest już koniec naszej drogi - powiedziała smutno wskazując na ciemny zaułek, w którego oddali zobaczył drzwi - Teraz muszę tutaj mieszkać, bo ten skurczybyk wyrzucił mnie z domu... Może chciałbyś wejść na kawę lub coś mocniejszego? - zapytała z nadzieją.
- Chętnie - odparł z łobuzerskim półuśmiechem na twarzy. Dziewczyna wygrzebała z torebki klucze i ruszyła przed siebie. Zauważyła jednak, że Damon nie podąża za nią.
- Idziesz?
- Sylvio, jestem głodny. Praktycznie cały dzień nic nie jadłem... - powiedział po woli podchodząc do stojącej w miejscu kobiety.
- Nie ma sprawy, mam na pewno coś do jedzenie - odparła uśmiechając się nadal.
- Widzisz, tylko, że ja nie takiego jedzenia potrzebuję... - był już o parę centymetrów od jej twarzy. Dziewczyna myślała przez chwilę, że mężczyzna chce ją pocałować, myliła się. Faktycznie, pochylił się jakby do pocałunku jednak dotknął ustami jej szyi, po czym wgryzł się brutalnie. Sylvia wrzasnęła przeraźliwie. Mocno oplótł jej ramiona i złapał za nadgarstki, aby się nie uwolniła. Poczuł słodki, metaliczny smak krwi, która spływała mu do gardła. Czuł jak jego siła wzrasta. Napawał się tą chwilą, wtedy czuł się na prawdę sobą. Nie było tam Eleny, więc nie musiał niczego udawać.
Kobieta szarpała się i krzyczała. Salvatore oderwał się na chwilę.
- Cichutko kochana... - szepnął jej do ucha, a ta zaczęła szarpać się jeszcze bardziej. Uwielbiał czuć strach swoich ofiar. Wtedy wiedział, że w jego rękach jest ich życie i śmierć. Krzyk i łzy były dla niego jak najpiękniejsza melodia. W końcu oderwał się od niej, w obawie, że ją zabije. Było mu wszystko jedno, czy przeżyje, ale ostatecznie postanowił darować jej życie. Jej śmierć byłaby za dużą sensacją.
Postawił ją przed sobą. Z jej rany spływała kilkoma stróżkami świeża krew. Kobieta była cała roztrzęsiona, a na jej policzkach widoczne były łzy.
- To tak spędzasz czas? - zawołał z oddali głos Shelmy. Kobieta podążała w ich stronę z lekkim uśmiechem na ustach. Damon spojrzał się za siebie wciąż nie puszczając Sylvii.
- Skąd ty się tutaj wzięłaś? - zapytał zdziwiony.
- Jesteś tuż obok mojego sklepu - wskazała ręką na ulicę za sobą. Damon przytaknął z ironiczną miną.
- Jaki ten świat mały... - Sylvia patrzyła na ich twarze przerażona. Zobaczywszy to Damon ponownie wgryzł się w szyję kobiety, a Shelma patrzyła na to niewzruszona. Wydawało się, że nie ma nic przeciwko temu.
Nagle wszyscy w zaułku poczuli szybki ruch powietrza, jakby nagle zerwał się potężny wiatr. Damon poczuł, że coś bardzo silnie przyciska go do zimnej ściany.
- Nie będziesz pamiętać niczego z tego co się tutaj wydarzyło. Zaatakowało cię zwierze w lesie. Będziesz zakrywać ranę, aby nikt jej nie widział. Teraz uciekaj stąd. - powiedział przybyły mężczyzna patrząc Sylvii głęboko w oczy, a ta powtarzała za nim machinalnie, po czym uciekła ile sił w nogach nie oglądając się.
Damon z trudem odwrócił głowę, Shelmy już nie było, zmyła się natychmiastowo. Za to z mroku wyłoniła się tak dobrze znana mu twarz pierwotnego.
_______________
Przepraszam za literówki! Czekam na wasze opinie!
Genialny rozdział z Klaroline po prostu wspaniale! :) Jak każdy inny rozdział wyśmienity
OdpowiedzUsuńŚliczny rozdział , W końcu Elijah . ! Kocham te krwawe sceny z Damonem i jestem ciekawa o co chodziło z tą wiadomością .. :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle fenomenalny rozdziała, akcja się rozkręca przez co coraz bardzie się niecierpliwie czekając na kolejny rozdział :) Pozdrawiam i czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńElajżiach <3
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział!:) Dziękuje Ci z całego serca za Klaroline, to świetny wątek. Nie mogę się doczekać spotkania Eleny z Elijah, kto wie, może coś zaiskrzy między nimi, to byłoby naprawdę świetne. Życzę Ci dużo weny i czekam z niecierpliwością na następny :)
OdpowiedzUsuńDziękuję wszystkim za tak pozytywne opinie, na prawdę mnie to napędza ! :*
UsuńŚwietny rozdział !
OdpowiedzUsuńJAK NAJSZYBCIEJ WSTAW NOWY ROZDZIAŁ BO NIE WYTRZYMAM Z CIEKAWOŚCI <3333
OdpowiedzUsuńświetne jak zawsze ale czemu tylko raz w tygodniu jest nowi rozdział???
OdpowiedzUsuńmoże nie ma czasu powinieneś się cieszyć że wogóle poświęca czas na pisanie a nie narzekać
UsuńHmm. z tym czasem to jest różnie :) Bo mam teraz dużo nauki, ale mam przeważnie napisane dwa rozdziały do przodu. Teraz już mam skończony siódmy i ósmy rozdział. Raz w tygodniu dodaję, bo wtedy mam więcej czasu na zaplanowanie akcji w dalszych częściach :)
Usuńjuż nie mogę doczekać się następnego
OdpowiedzUsuńsuper, uwielbiam to. czekam na następny, wpadaj do mnie i ingormuj mnie. życzę weny i pozdrawiam serdecznie. ;)
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny rozdział, bo umieram z ciekawości :(
OdpowiedzUsuńextra rozdział
OdpowiedzUsuńjuż się nie mogę doczekać tylko szkoda że tak długo dodajesz na stronke
OdpowiedzUsuńajajaj świetne <3
OdpowiedzUsuńGdzie rozdział 5 ?
OdpowiedzUsuńhttp://darkest-dream.blogspot.com/2013/03/rozdzia-5.html jeśli się sgubisz, to zapraszam do spisu rozdziałów :)
UsuńNIELIVKA
Podziwiam za to, że tak dokładnie odtwarzasz zachowania postaci. Np, Damon. Ja bym nie potrafiła tworzyć takich scen z nimi!
OdpowiedzUsuńhttp://zagubionedusze.blogspot.com