Cenię sobie dobry alkohol
Caroline szła przed siebie szkolnym korytarzem. Przez ramię miała przewieszona torbę. Jak zawsze ciekawskie oczy chłopców odwracały na nią wzrok, a ona szczęśliwa, uśmiechała się na to szeroko. Odpowiadała jej taka rola szkolnej piękności. W końcu była dawną Miss Mystic Falls, musiało to coś oznaczać. Dlatego zachowywała się właśnie jak miss. Stąpała wyprostowana, pierś wypięta do przodu. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Włosy rozpuszczone, lekko zakręcone. Oczy podkreślone ciemna kredką i tuszem. Usta pomalowane. Czysta perfekcja. Choć na pierwszy rzut oka przed wszystkimi stał ósmy cud świata, w postaci Caroline Forbes, to ona sama nie była do końca szczęśliwa. Jakaś część jej była zbyt pusta, zbyt samotna i nie dopracowana dostatecznie.
Blondynka weszła do jednej z sal. Miała umówione spotkanie przygotowujące bal maturalny. Była poniekąd szczęśliwa, że jest szefem tak ważnego, dla wielu osób wydarzenia. Jednak traktowała to jako odskocznię od szarej rzeczywistości, bycia miejscowa bestią. "Gdyby tylko wiedzieli..." - myślała. Na pewno na widok tej słodkiej, krwawej blondyneczki miny by im zrzedły. Caroline miała swojego rodzaju zajęcie, aby nie myśleć o wszystkim innym. Czyli o Klausie, swoich uczuciach, nie zgadzającej się z nią Elenie, problemami z Lucasem i wszystkim innym... Tak, trochę miała na głowie.
- Hej, Maddie! Dojechały już balony? - udała beztroski ton, podchodząc do jednej z dziewcząt.
- Hej, Car. Tak tylko, że...
- Co? - blondynka zrobiła znudzoną minę. "Znowu wszystko na mojej głowie!..." - pomyślała.
- No bo... Przyszły tylko żółte, a miały być różnokolorowe.
- Tak, właśnie! Kto wysyłał zamówienia!? - wkurzyła się.
- No... Ja.
- Zaznaczyłaś, że mają być kolorowe?!
- Przysięgam, że tak! Caroline, czemu jesteś taka wściekła, przecież to tylko balony...
- Tylko balony?! - powtórzyła po niej sarkastycznie - Miał być klimat, kolorowe balony i hippisowski nastrój! Jak zwykle wszystko spaprane, bo ja się nie mogę sklonować! Dawaj mi to!- wyrwała Maddie kartkę z planem balu. Chwyciła ze stolika długopis i zaczęła wszystko wykreślać. Pałała wściekłością, nie wiedziała tak na prawdę czemu... Przecież to tylko bal... Można wymyślić coś innego. Prawda?
- Okej! - uśmiechnęła się szeroko i udała beztroski ton - to teraz zmiana planów! Robimy słoneczne Hollywood! - ogłosiła wszystkim znajdującym się w sali. Usłyszała jęki zawodu, ludzi, którzy już przygotowywali dekoracje, bo to oznaczało, że cała ich praca idzie do śmieci...
- Ale Caroline... - zaczęła Maddie, ale ta uciszyła ją jednym krótkim spojrzeniem. Potem odwróciła się i miała już odejść. - Nie możemy tak...
- Słuchaj, albo będziesz robić to co ci każę, albo nie będzie przyjemnie - wróciła się do niej i powiedziała cicho, ale wyraźnie akcentując słowa.
- Będę robić co mi każesz - powtórzyła machinalnie. Caroline uśmiechnęła się triumfalnie i oparła dłonie na biodrach. Patrzyła jak Maddie odchodzi w stronę kartonów z balonami.
- Nie przesadzasz trochę, Caroline? - usłyszała za sobą znajomy głos. Uśmiechnęła się na jego dźwięk jeszcze szerzej i zwróciła głowę w jego kierunku.
- Hej, Bonnie! Wróciłaś, nareszcie! - podbiegła do przyjaciółki i uścisnęła ją mocno - Tak za tobą się stęskniłam!
- No już okej, ale puść mnie, bo nie mogę oddychać - zaśmiała się ciemnowłosa.
- Co u ciebie? Wydobrzałaś już? - zapytała troskliwie.
- Tak... Już coraz lepiej. Postanowiliśmy wrócić, bo słyszałam, że Lucas rozrabia. Myślałam, że szybko sobie z nim poradzicie.
- No właśnie... Ja też tak myślałam. Chciał zabić Damona w tunelach za miastem i więził tam Elenę.
- Tak... Słyszałam o tym - powiedziała smutnym głosem Bonnie - Właśnie... Co u Eleny?
- Eh... Nie wiem za bardzo. Ostatnio tylko się kłócimy - westchnęła.
- No co ty! Czemu ? - zdziwiła się mulatka. Caroline ruszyła do stolika w końcu sali i usiadał na jednym z krzeseł. Bonnie zrobiła to samo.
- No bo... Ona się strasznie wtrąca w moje sprawy i uważa, że wie najlepiej - wytłumaczyła.
- No wiesz, ona stara się ci pomóc. Przecież ją znasz.
- Tak, ale to nie jest fair, skoro mówi mi co mam robić, a sama pakuje się w kłopoty. - Bonnie patrzyła na nią ze zrozumieniem. - Na przykład Damon... Mówiłam jej, że to nie jest najlepsza partia, a ona mnie nie posłuchała. Dlaczego ja teraz miałabym słuchać się jej, jeśli chodzi o facetów. Ona po prostu sama nie stosuje się do swoich rad i tyle - powiedziała Caroline i uderzyła plecami o oparcie. Skrzyżowała ręce na piersi i czekała na odpowiedź ze strony Bonnie.
- Jeśli chodzi o Damona to w stu procentach się z tobą zgadzam. To nie jest najlepszy facet dla niej. Jednak to jest jej życie, jej decyzje i jej błędy...
- ...No właśnie! - przerwała jej w pół zdania.
- W każdym bądź razie. Nie powinnaś się na nią o to gniewać, bo ona chce dobrze. Próbuje ci pomóc, na swój sposób, ale jednak... - popatrzyła na nią z troską.
- Wiem... Przecież to Elena, zbawczyni świata - zaśmiała się pod nosem wrednie.
- Caroline?
- Hmm?
- Czy my ją teraz obgadujemy? - zachichotała Bonnie.
- Ups... Chyba tak... - Caroline wybuchła śmiechem jednocześnie razem z Bonnie.
Jeremy właśnie wychodził ze szkoły po skończonych lekcjach. Chociaż szkoła to było ostatnie miejsce, w którym chciał się znaleźć, to obiecał siostrze, że ukończy liceum. Do tego jednak został mu jeszcze ponad rok, więc nie przejmował się zbytnio ocenami. Miał na głowie rehabilitację magicznych mocy Bonnie, wampirzą siostrę zamkniętą w domu i prześladowcę Damona, którym trzeba się zająć. Nie do końca musiał interesować się Lucasem. Nie dotyczyło go to bezpośrednio, ale mimo wszystko chciał dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Zważywszy na przeszłość, w której był przecież łowcą wampirów. Pomyślał, że skoro ten jeden wampir robi takie szkody w mieście, to idzie za im coś większego. Teraz jednak nie miał na to głowy. Musiał spotkać się z kimś, aby pogadać. Jedyną odpowiednią osobą wydawał się być Matt Donovan, który zawsze znajdzie chwilkę czasu na wysłuchanie swojego kumpla.
Młody Gilbert właśnie tam zmierzał - do Grilla. Gdy wszedł do lokalu od razu zobaczył Matta, który jak zwykle, w swoim barmańskim fachu, wycierał szarą szmatką szklanki stojące na barze. Miał trochę znudzoną minę, co nie uciekło uwadze Jeremiego.
- Hej, stary! - zawołał, bo chłopak go nie zauważył.
- Jeremy?! - uśmiechnął się Donovan i podał mu dłoń, aby ją uścisnął w przyjacielskim geście.
- Wróciłem rano...
- Wow, jak miło cię widzieć. Serio... Ostatnio nikt już do nas nie wpada. Przynajmniej nie tak często jak kiedyś - przyznał smutno - dlatego jest tak pusto i nudno...
- Wiesz... Wampirze dylematy czasem zajmują sporo i nie starcza już czasu na starego, dobrego Grilla - uśmiechnął się, a Matt odwzajemnił uśmiech.
- Dobra, lepiej opowiadaj jak u ciebie! - Jeremy usiadł na barowym krześle i rzucił na podłogę plecak.
- No jakoś leci... Mam trochę problemów na głowie.
- Jakich? Mów, bo uschnę tutaj z nudów...
- No wiesz... Elena jest uwięziona w domu i...
- Jak to?! Czemu ja o niczym nie wiem!
- Elijah ją przymusił, aby nie wychodziła - wyjaśnił.
- Elijah? Skąd on się wziął? Jak bym tylko wiedział, to bym do niej wpadł... Zastanawiałem się gdzie zniknęła ostatnio - podrapał się po głowie.
- Sam do końca nie wiem, skąd on się wziął... Do tego jeszcze Bonnie musi wydobrzeć...
- Coś jest nie tak? Ten wyjazd miał jej przecież pomóc...
- Tak... No niby jest lepiej. Uśmiecha się częściej i już nie jest przygnębiona. Nie ma już stanów lękowych. Niby jest znacznie lepiej, ale z magią jest coś nie tak... - Matt zmarszczył czoło w zastanowieniu. - Chodzi o to, że ona nie może, albo nie umie normalnie jej używać...
- To znaczy, jak normalnie?
- No... Tak jak przedtem. Teraz gdy nauczyła się tej całej ekspresji, to chyba nie umie już normalnie używać czarów... Serio, nie wiem jak mam się przy niej zachowywać. Widzę, że to jest ekspresja, nie wiem do końca jak, ale to wiem. Ona chyba tego nie widzi, bo cieszy się z każdej zapalonej czarami świeczki. Boję się, że znów się w to wciągnie, a drugi raz już tego nie zniesie - ucichł na chwilę, jego wzrok był poważny - Matt... Ona przecież zabiła Shane'a... Jeśli to się powtórzy, to...
- Nawet o tym nie myśl... Na pewno sobie jakoś poradzicie - odparł barman.
- Najgorsze jest to, że ona nie zdaje sobie sprawy, ze używa ekspresji. Nie chcę jej tego mówić, bo się załamie, ale też nie chcę, aby znów się w to pakowała...
- Hmm... Może znajdź kogoś kto pomógłby jej wrócić do dawnej magii? - zaproponował Matt.
- Tak... - zamyślił się Jeremy - To by mogło pomóc... - Chłopak szybko przypomniał sobie wszystkie poznane dotąd wiedźmy, które mogłyby mu pomóc. Jednak nie znalazł żadnej, która by mu odpowiadała. Postanowił, że zapyta o to Stefana, bo wydawało mu się, że jemu może ufać. Co do Damona miał lekkie wątpliwości. "Wiadomo jakie on ma znajomości?..." - pomyślał szybko.
- Dobra, Matt. Ja muszę lecieć do domu. Wskoczę do Eleny i zobaczę jak się czuje. Potem ide jeszcze do Stefana, może on mi pomoże z tymi czarownicami dla Bonnie - uśmiechnął się i uścisnął ponownie jego dłoń na pożegnanie.
- Na razie! - zawołał za nim Matt.
Jeremy już stał na progu swojego domu. Pchnął drzwi, ale te były zamknięte. Elena pewnie nie chciała, aby ktoś obcy wchodził. To było dość oczywiste, zważając na fakt, że po mieście kręcą się różni ludzie. Nie koniecznie jej przyjaciele. Zadzwonił kilka razy, ale nikt nie odpowiadał. Wyciągnął telefon i wybrał numer siostry. Ten jednak tez milczał... Nie wiedział o co chodzi. Elena na sto procent była w środku, więc dlaczego nie odpowiadała? To było dość dziwne. Jeremy zaniepokoił się.
Przypomniała mu się jedna rzecz. Sięgnął po zapasowy kluczyk, który był schowany w dziurze, w jednej z okiennic i wszedł do środka. Od samego progu wyczuł, ze coś było nie tak. Wszędzie cicho. Zero ruchu. Dziwny zapach, ale nie potrafił tego opisać.
- Elena?! - zawołał, ale odpowiedziała mu tylko cisza. Zdenerwowany rzucił plecak przy drzwiach i wszedł dalej. Nikogo nie było. Zwrócił się do salonu i ustał sparaliżowany. Rozchylił usta w niemym krzyku.
Elena leżała na podłodze przy kanapie. Jej skóra była szara i wyschnięta. Gdy Jeremy podszedł bliżej zobaczył, że jej ramię jest nieźle poharatane. Przestraszył się widząc ją w takim stanie. Na początku myślał, ze jego siostra już nie żyje. Podbiegł do niej i ukląkł przy jej ciele. Zrozumiał, że potrzebuje krwi, i to teraz. Bez zastanowienia sięgnął po pierwszy, lepszy nóż z kuchni i rozciął nim skórę na nadgarstku. Od razu pociekła ciepła krew. Przybliżył rękę w stronę Eleny.
Jednak odskoczył szybko na bok, bo zobaczył, że jego siostra gwałtownie otworzyła oczy. Było to tak upiorne, że chłopak przestraszył się i odsunął odruchowo rękę. Po chwili odetchnął jednak i przyłożył ja z powrotem do jej ust. Ta zaczęła łapczywie pochłaniać cieknąca krew. Nie chciała, aby choćby jednak kropelka się zmarnowała. Jeremy poczuł się trochę słabo. Wyczuł, że Elena musi już przestać, bo inaczej to jemu będzie zaraz potrzebna pomoc.
- Eleno... Wystarczy! - odciągnął z trudem dłoń od dziewczyny. Ta oblizała wargi. Jeśli by mogła, piła by bez jakichkolwiek pohamowań. Jeremy już odetchnął z ulgą, bo twarz Eleny i jej skóra nabierały normalnych kolorów. Jednak te szczęście nie trwało długo, bo po niespełna kilku chwilach dziewczyna straciła przytomność. Gilbert zauważył, że po jej czole spływają krople potu. Przyłożył do niego rękę. Było to bardzo dziwne, bo Elena miała gorączkę, a to dość niespotykane jeśli chodzi o wampiry. Chłopak zaniepokoił się poważnie. Nie wiedział co ma teraz robić. Postanowił po chwili namysłu, ze zadzwoni do Bonnie. To była pierwsza, i jego zdaniem najlepsza myśl.
Bonnie stała na progu domu Salvatore'ów. Wiedziała, że Damon wyjechał do Nowego Yorku, więc chciała pogadać ze Stefanem. Od niego mogła dowiedzieć się czegoś więcej o sytuacji z Lucasem i porozmawiać o innymi problemami. Jednak przede wszystkim chciała zapytać go o jego samopoczucie. Wiedziała bowiem, że od niedawna Stefan nie jest w najlepszym stanie. Tak jak zresztą inni, po utracie jedynej nadziei, na normalne ludzkie życie, załamał się i zamknął w sobie. To dość charakterystyczne dla Stefana, że nie ukazuje otwarcie swoich uczuć przed innymi. Jednak Elena, to inna sprawa. Przed nią on się odkrywał cały. Podawał swoje uczucia i całą dusze na talerzu. Teraz brakuje mu tego z pewnością, ale tak, czy siak, to trzeba jakoś żyć dalej. Zważywszy na fakt, że jego życie będzie trwało wiecznie...
Bonnie zapukała do drzwi, za którymi za moment pojawił się Stefan. Powitał ją ciepłym uśmiechem, za którym jednak czaiła się nutka smutku.
- Witaj, Bonnie - powiedział cicho i ustąpił jej, aby weszła do środka.
- Wróciłam dzisiaj rano i... Chciałam spytać jak się czujesz.
- Jak widzisz, całkiem dobrze - skłamał i wymusił uśmiech.
- Daj spokój, przecież wiem, że nie jest najlepiej - powiedziała mrużąc oczy. Stefan spuścił wzrok. - Okej, ja nie do końca w tej sprawie - postanowiła zmienić temat, bo zauważyła, że robi się dość nie zręcznie - Chciałabym dowiedzieć się coś więcej o tym, całym Lucasie...
- Uwierz mi, ja też... - przyznał Stefan. Nagle Bonnie poczuła wibracje telefonu w kurtce. Od razu go wyjęła i zobaczyła na wyświetlaczu uśmiechniętą twarz Jeremiego.
- Hej, Jer... - zaczęła radośnie, ale on jej przerwał.
- Bonnie?! Musisz koniecznie przyjść do Eleny. Coś się stało... Nie wiem co mam robić! - Stefan zmarszczył czoło, aby przysłuchać się rozmowie. Zaniepokoiły go słowa Gilberta.
- Spokojnie Jeremy! Zwolnij! Co się stało?! - Bonnie docisnęła słuchawkę mocniej do ucha.
- Coś złego dzieje się z Eleną! Przyjdź tutaj! - nagle rozmowa się rozłączyła, a Bonnie zastygła w niepokoju i zdziwieniu. Stefan szybko chwycił kurtkę i razem wyszli z domu.
- Nie wiem co się z nią dzieje! - powiedział zdenerwowany Jeremy, kiedy Bonnie i Stefan byli już w domu Gilbertów. Chłopak był w ewidentnej panice i na prawdę nie rozumiał co dzieje się z jego siostrą. Stefan szybko wbiegł po schodach na górę, bo tam, w swoim pokoju, była Elena. Dziewczyna leżała na kołdrze. Była nieprzytomna, a może spała? Nikt do końca tego nie wiedział. Można było być pewnym, ze żyje. Na razie.
- Co się dokładnie wydarzyło? - zapytał zaniepokojony Salvatore, patrząc na jej siną twarz. Bonnie szybko podbiegła do łóżka przyjaciółki i chwyciła ją za rękę. W jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie wiem... Wszedłem do domu i leżała wyschnięta na podłodze. Nakarmiłem ją moją krwią, aby się ożywiła. Myślałem, że to jej pomoże. Tak było, przez chwilę się ożywiła, ale potem znów zemdlała... - wyjaśnił Jeremy, który był tak samo zdenerwowany jak wszyscy inni. - Jest jeszcze coś... - Stefan spojrzał na niego zaniepokojonym wzrokiem. Jeremy podszedł do Eleny i odsłonił rękaw swetra, który miała na sobie. Oczom Stefana i Bonnie ukazała się ogromna rana, która z każdą godziną rozrastała się jeszcze bardziej. Była czerwona, zaogniona i uwalniała specyficzny zapach rozkładającego się po woli ciała. Stefan podszedł bliżej, aby dokładnie przyjrzeć się ranie. Pokręcił głową zaniepokojony.
- To wilkołak... - Bonnie zwróciła na niego przerażony wzrok. Jeremy ustał w bezruchu. Wpatrywał się w twarz Eleny. - Ugryzł ją jakiś wilkołak! - wrzasnął wściekle. Gdzie on się podziewał, kiedy JEGO dziewczynę ugryzł jakiś cholerny wilkołak?! - myślał. Jego dziewczynę? Przecież ona już od dawna nie należy do niego, tylko do jego brata... Gdzie on do cholery teraz jest? No właśnie... Daleko stąd i nawet nie ma pojęcia, co tutaj się wydarzyło. Jednak na jego miejscu jest Stefan. Ten "lepszy" brat...
- Czyli, że teraz... - jęknęła Bonnie.
- ...Albo znajdziemy Klausa, albo ona umrze! - dokończył za nią Jeremy desperacko. Stefan usiadł na krześle pod ścianą i załamał ręce.
Mijały kolejne minuty, godziny... Elena ciągle była nieprzytomna. Wszyscy siedzieli w milczeniu oczekując jakiejkolwiek reakcji, ze strony dziewczyny. Nic jednak nie następowało. Bonnie w skupieniu przypomniała sobie zaklęcia, które mogłyby pomóc jej przyjaciółce. To było jednak zbędne, bo jedynym znanym lekarstwem na ugryzienie wilkołaka, była krew Klausa. Niestety nikt z obecnych nie wiedział gdzie może podziewać się Klaus w tym momencie, co jednocześnie pozbawiało ich szansy na uzdrowienie Eleny.
- To nie może być prawda! Ona nie może umrzeć! Zróbmy coś do cholery! - wrzasnął nagle Jeremy, a po jego policzku spłynęła łza.
- Spokojnie, coś wymyślimy - pocieszyła go Bonnie. Po chwili wyjęła telefon i wybrała numer Damona. Pomyślała, ze on także powinien wiedzieć co dzieje się w domu Gilbertów, nawet jeśli jest tysiące kilometrów stąd. Po kilku sygnałach włączyła się jednak poczta głosowa...
- Cholera, Damon nie odbiera... - jęknęła. Stefan milczał. Wzrok miał wpatrzony w podłogę. Dopiero teraz uświadomił sobie, że może ją stracić. Może już nigdy więcej nie zobaczyć uśmiechu Eleny ponownie... Spostrzegł jak mało czasu z nią ostatnio spędzał. Tylko Damon był przy niej, ale gdzie on był w tej chwili?! Nie było go z pewnością w śród grona czuwających. Nie wiadomo, może bawił się w jakimś klubie, pijąc krew z dziewcząt, które poderwał. Nie obchodziła go teraz Elena... Tylko on, Stefan był tutaj i teraz z nią. Czy to oznaczało, że jest lepszy? Z tych rozmyślań wyrwała go nagła akcja w pokoju.
Bonnie odskoczyła na kilka kroków, a Jeremy wstał zaniepokojony. Stefan podniósł wzrok. Wszystko to było powodem nagłej aktywności Eleny. Dziewczyna usiadła na łóżku i dyszała głośno. Wydawało się, ze nie wie co się z nią dzieje, i że na pewno nie widzi tego co jest na około niej. Halucynacje... Tak właśnie działają ugryzienia wilkołaków.
- Nie! Puszczaj mnie! - krzyczała i wymachiwała rękami. Stefan zmarszczył czoło i podbiegł szybko do niej. Złapał ją za nadgarstki i próbował uspokoić.
- Eleno! Spokojnie. To ja Stefan! - szeptał cicho. Ona jednak nie widziała go.
- Zostaw mnie w spokoju! Nienawidzę cię! Puszczaj! - wrzasnęła mu prosto w twarz. Patrzyła w jego oczy. Stefan przez chwilę pomyślał, że te słowa na prawdę są skierowane do niego. Jednak po chwili znów zaczął ją uspokajać. Nagle Elena zamarła, spojrzała przed siebie na otwarte drzwi. Stefan również się obejrzał, myślał, że w pokoju zjawił się ktoś nowy. Może Damon? Nikogo jednak nie było.
- A ty czego chcesz? - warknęła gniewnie. Stefan odwrócił głowę z powrotem na Elenę i chwycił jej twarz w swoje dłonie.
- Eleno, uspokój się...
* Oczami Eleny *
Słońce przedzierało się przez leśny krajobraz. Było ciepło, a w powietrzu słychać radosne pieśni ptaków. Wiosna w pełnym rozkwicie. Elena biegł przed siebie. Śmiała się głośno, bo wiedziała, że tuż za nią jest jej ukochany. Uciekała przed nim, bawiąc się beztrosko. Jak dziecko. Jej radosne okrzyki roznosiły się po całym lesie. Elena miała na sobie starodawną, seledynową suknię, długą do ziemi. Musiała ją trzymać w górze podczas biegu. Czuła, jak jej długi warkocz obija się o jej plecy, kiedy uciekała.
- Zraz cię złapię! - usłyszała głos mężczyzny za sobą. Zaniosła się głośnym śmiechem na te słowa. Po kilku chwilach wybiegła na wzgórze, na którym była rozległa łąka. Niebo nad nią było intensywnie niebieskie, a promienie słońca grzały miło jej twarz. Zatrzymała się i podniosła głowę do góry. Nie było widać, ani jednaj chmurki. Elena uniosła suknię i zakręciła się beztrosko w miejscu. Kręciła się, a świat dookoła wirował. Poczuła się wolna, jak nigdy dotąd. Nie myślała o przyszłości, tylko o tym co działo się tu i teraz.
Po chwili poczuła zawroty głowy i upadła lekko na zieloną trawę, która była nagrzana od słońca. Zamknęła na chwilę oczy, aby móc delektować się świeżym powietrzem. Poczuła, że ktoś usiadł obok niej. Nie spojrzała jednak na mężczyznę. Wpatrywała się przed siebie, na dolinę, która znajdowała się w dole. Po chwili poczuła, że czyjaś ciepła dłoń łapie jej brodę i odwraca w swoim kierunku. Elena uśmiechnęła się i spojrzała w brązowe oczy mężczyzny, który okazał się być... Elijah. Nie zdziwił jej jednak ten widok. Wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się szeroko i czekała na to co powie.
- Kocham cię... Katherino - słyszy to i wie, że każde słowo jest prawdziwe. Elena unosi dłoń i delikatnie dotyka jego policzka. Nagle słyszy głos, który dobiega z za jej pleców. Odwraca się szybko, aby zobaczyć, kto to jest.
- Co tutaj robisz? - zapytała pretensjonalnie prawdziwa Katherine. Ma na sobie ciemny, obcisły strój i buty na wysokich obcasach. Jej ciemne loki mieszają się z lekkim wiatrem. Elena milczy, patrzy się tylko na osobę, która jest niemal identyczna, jak ona.
- On myśli, że jesteś mną... - dodała wyjaśniając, z przekąsem w głosie - Dobrze o tym wiesz... - Elena odwróciła z powrotem głowę w stronę Elijah, który wpatrywał się w nią z wielką pasją. Nagle poczuła, że ktoś ją podnosi z ziemi i ciągnie za sobą. Spogląda do góry i widzi, że to Lucas. Nagle robi się zimno, a ona widzi wredny uśmieszek Katherine oraz zaniepokojoną twarz Elijah w oddali. Krajobraz się zmienia. Już nie jest ciepło i przyjemnie. Teraz czuć tylko zimno, smutek i strach... Próbuje uwolnić się z uścisku Lucasa, ale to na nic. Wrzeszczy, aby ją puścił, ale on nie reaguje.
Znienacka czuje, że się budzi. Otwiera oczy. Siedzi na swoim łóżku i wymachuje rękami. Nie wie co się dzieje... Gdzie się podział Lucas?... Widzi, że przed nią siedzi Stefan. który próbuje ją uspokoić, ale dlaczego? Widzi Bonnie i Jeremiego, którzy wpatrują się w nią zaniepokojeni.
Elena zamiera. Widzi, że w drzwiach stoi Katherine. Opiera się o framugę i uśmiecha się wrednie w jej kierunku.
- A ty czego chcesz? - warknęła gniewnie.
- Jesteśmy takie same, Eleno... - mruknęła przeciągając sylaby. Elena przymrużyła oczy w złości. Miała ochotę wstać i wydrapać jej oczy. Zauważyła jednak, że ani Stefan, ani nikt, nie odwracają głów, aby zobaczyć Katherine... Czy oni jej nie widzą? Jeszcze raz spojrzała na wampirzycę przy drzwiach, która zajęła się nakręcaniem jednego z loków na palec. Spojrzała na Stefana, który trzymał ją za rękę. Dopiero teraz to poczuła. Ciepło jego opiekuńczości.
- Katherine... - mruknęła pod nosem. Jakby chciała coś wytłumaczyć. Chciała powiedzieć więcej, ale poczuła, że nie może już mówić... Opadłą z powrotem na poduszkę, tracąc na nowo przytomność.
- Co się z nią dzieje? - zapytała przestraszona Bonnie.
- To halucynacje... - wyjaśnił Stefan - widzi rzeczy, których, na prawdę nie ma...
- Zostało jej mało czasu - odezwał się zachrypniętym głosem Jeremy.
- Może powinniśmy zadzwonić do... - Bonnie chwilowo zawiesił się głos - może inni chcieli by się pożegnać - wyszeptała przez łzy. Jeremy wymierzył w nią oskarżycielskie spojrzenie.
- Ona nie umrze! - wrzasnął w furii. Stefan załamał ręce. Był bezradny.
Bonnie wyjęła telefon i zadzwoniła do Caroline.
- Hej, Bonnie! Co słychać? - usłyszała jej beztroski głos.
- Caroline?
- Co się stało?! - zapytała zaniepokojona słysząc przyjaciółkę w takim stanie.
- Musisz przyjść koniecznie do domu Eleny. Ona... Jest mało czasu - wyszeptała cicho - Przyjdź szybko! - czarownica rozłączyła się i odłożyła telefon na szafkę nocną, która stała przy łóżku Eleny.
Zapadł już zmrok. Latarnie iskrzyły się gdzie nie gdzie, oświetlając ulice. Niebieski kabriolet podjechał pod dom Salvatore'ów. Damon zatrzymał auto i odwrócił głowę w stronę Elijah, który zajmował miejsce pasażera. Wpatrywał się na niego przez chwilę. Wzrok pierwotnego był zwrócony w ciemność przed nimi. Jego twarz była poważna.
- Może drinka? - zaproponował Damon przeciągając sylaby. Elijah spojrzał na niego zainteresowany tą propozycją. Po chwili oboje opuścili auto. Damon otworzył drzwi i oboje weszli do środka. Przeszli od razu do salonu.
- Cenię sobie dobry alkohol -przyznał upijając łyk burbonu z przezroczystej szklanki. Damon wygiął twarz w półuśmiechu.
- Powiedz mi Elijah, dlaczego tak bardzo zależy ci na bezpieczeństwie Eleny? - odezwał się Damon, zaczynając ponownie ten temat. Salvatore mrużył oczy. Pierwotny zwrócił na niego wzrok. Upił kolejny łyk płynu i zwilżył dolną wargę. Nie odpowiedział jednak na pytanie.
- Chyba nie do końca zerwałeś przywiązanie, zgadza się? - odezwał się nagle Elijah zamyślony. Damon zmarszczył czoło. Nie wiedział co pierwotny chce przez to powiedzieć.
- To znaczy?
- Elena wciąż czuje coś względem ciebie - upił kolejny łyk.
- Jeśli o mnie chodzi, to mi z tym dobrze - odparł Damon uśmiechając się zadowolony.
- Z drugiej jednak strony, ona coraz bardziej się oddala. Wkrótce będzie niedostępna... - przeciągnął sylaby.
- Co niby tobie do tego? - zmarszczy czoło Salvatore. Elijah spojrzał na niego bez emocji. Po chwili przechylił szklankę. - Mógłbyś mi wyjaśnić jeszcze jedną rzecz - zagadnął Damon po chwili ciszy - Co do cholery wygadywał Lucas w tych tunelach? - dodał - on cię zna... - powiedział cicho, zastanawiając się na głos. Elijah przymrużył oczy.
- O czym ty mówisz?
- Daj spokój, dobrze wiesz o czym! - wkurzył się Damon - Powiedział, że lepiej by było gdybyś się nie pokazywał... - Elijah wpatrywał się w niego z determinacją. - Po za tym, gdy byłem torturowany, to chciał ze mnie wyciągnąć jakieś informacje o moich "starych znajomych". O co mu do cholery chodziło?! - Damon wstał w fotela i skrzyżował ręce na piersi.
- Nie wiem o czym mówił - powiedział pewnie Elijah. Damon nie był przekonany do prawdziwości jego słów. Postanowił jednak nie drążyć już tego tematu. Jego najważniejszym cele było teraz uwolnienie Eleny.
- Dobra, koniec tych pogaduszek - zwrócił się w stronę drzwi - Chodźmy uwolnić Elenę - zawołał ochoczo, jakby wypełniał jedno z zadań w harcerstwie. Elijah spojrzał na niego i z lekkim uśmiechem na ustach podniósł się z fotela i ruszył za nim.
Damon stał sparaliżowany w progu pokoju Eleny. Miał rozchylone usta, które zastygły w bezgłośnym jęku. Widział jak jego ukochana leży nieprzytomna na łóżku. Ma ogromną ranę i słyszy z jakim trudem oddycha. Chciał krzyczeć, ale nie mógł. Żadne słowa nie chciały przecisnąć się przez jego gardło.
- Dlaczego... - zawisł mu głos. Stefan patrzył na niego ze zrozumieniem. Caroline siedziała przy łóżku brunetki o obserwowała jej twarz. Bonnie stała w końcu pokoju i spoglądała na Damona. Przeczuwała, że zaraz rozpęta się piekło.
- Dlaczego, do jasnej cholery nikt mi nie powiedział!? - wrzasnął w dzikiej furii prosto w twarz Stefana, który jednak nie wzruszył się na te słowa.
- Damon... Dzwoniliśmy, nie odpowiadałeś... - wyjaśnił spokojnie Bonnie. Salvatore przeniósł na nią wściekły wzrok. Dyszał ciężko w złości.Z progu pokoju całą tę sytuację obserwował Elijah. Był zdenerwowany, ale doskonale maskował to poważną miną. Jego wzrok był utkwiony w twarzy nieprzytomnej Eleny.
Damon popatrzył jeszcze raz na bezbronne ciało Eleny. Podszedł do niej uspokojony już w miarę możliwości. Bonnie ustąpiła mu z drogi. Salvatore złapał dłoń ukochanej i splótł swoje palce z jej. Caroline zrozumiała, że ma zostawić ich samych i także odsunęła się od łóżka. Stefan, Bonnie oraz inni opuścili pokój, tak, że Damon znajdował się w nim sam z Eleną.
- Obiecałem, że już nigdy więcej cie nie zostawię... - szepnął wpatrzony w jej kamienną twarz. Miał minę męczennika. Jakby jej krzywda, była dla niego największą z możliwych kar. Za co jednak miał zostać ukarany? Za swoją przeszłość, w której dopuszczał się bezlitosnych aktów? Przecież to była przeszłość... Teraz zmienił się, jest innym, lepszym człowiekiem. Przypomniał sobie przerażoną twarz Sylvii, która zaatakował kilka dni temu. Czy na pewno stał się lepszy? Może tylko tłumaczy swoje przewinienia?
Pogładził ją po brązowych włosach. Uśmiechnął się do przywołanej w wyobraźni radosnej twarzy Eleny.
- Przepraszam... - szepnął gładząc jej policzek, który był zimny jak lód. W kąciku jego oka pojawiła się samotna łza.
- Co tutaj się wydarzyło? - zapytał spokojnie Elijah, gdy wszyscy znaleźli się już na dole, w salonie.
- Nikt do końca nie wie... Była w takim stanie, gdy Jeremy ją znalazł, dziś rano - wyjaśnił Stefan, bo brat Eleny był na tyle roztrzęsiony, że nie mógł mówić. Elijah zastanowił się przez chwilę. Kto by mógł atakować Elenę w jej własnym domu? Zło czaiło się w pobliżu. Nikt jednak nie wiedział komu można do końca ufać, a kogo traktować jak wroga numer jeden.
- Jedno jest pewne, potrzebujemy Klausa - powiedziała nagle Bonnie wchodząc między Stefana, a pierwotnego. Patrzyła im obojgu w oczy. Caroline, która siedziała w drugim końcu pomieszczenia poczuła nagłe gorąco, które ogarnęło ją od środka. "Klaus... On jest przecież w mieście!" - krzyknęła w duchu. Po chwili jednak zmarszczyła czoło myśląc dalej. "Z drugiej strony, nie mogę im tego powiedzieć. Jeśli się dowiedzą tego ode mnie, nie będę w komfortowej sytuacji..." - rozmyślała. W jej wnętrzu toczyła się walka. Po jednej stronie jest umierająca Elena, a po drugiej pierwotny, dla którego lepiej było by zostać w ukryciu. Nie wiedząc dlaczego chciała pomóc każdemu z nich. Postanowiła jednak, że ostatecznie pomoże Elenie, która wtrąca się w nie swoje sprawy. Jednak nie od razu, chciała ujawnić wszystko co ma do ukrycia.
- Jeśli chodzi o Klausa... - zaczęła nieśmiało i cicho, a wszystkie głowy natychmiast się odwróciły w jej stronę. - Wiem gdzie był ostatnio. - Wszyscy zrobili zdziwione miny. Najbardziej jednak Bonnie, która patrzyła na nią niemal jakby właśnie została zdradzona.
- Gdzie? - ożywił się nagle Stefan. Elijah pozostawał niewzruszony. Chociaż na jego twarzy można było odczytać lekkie zainteresowanie. W końcu pierwotny szukał swojego brata.
- Mogłabym się z nim spotkać... - zaproponowała blondynka - Może dał by się namówić na oddanie trochę krwi...
- To było by najlepsze wyjście... - odrzekł Stefan patrząc na Jeremiego, w którego oczach zapaliła się iskierka nadziei.
- Dobrze, więc spotkam się z nim jak najszybciej to będzie możliwe - powiedziała Caroline, chociaż w duchu sama chciała się do tego przekonać. Nie wiedząc dlaczego, każde kolejne spotkanie z pierwotnym sprawiało jej niejaką trudność.
Minęło kilka minut i także Damon pojawił się na dole. Był przygnębiony i smutny, a w jego wykonaniu to nie najlepsze połączenie. Wszyscy wiedzieli, że Damon w takim humorze, jest w stanie wymordować pół miasta, bez większego powodu. Stefan przedstawił bratu plan, aby uratować Elenę. Salvatore także doszedł do wniosku, ze to będzie najlepsze wyjście. Kto jak kto, ale Caroline idealnie nadawała się do negocjacji z Klausem.
Po kilkunastu minutach dyskusji tłum zaczynał się rozchodzić. Najpierw Bonnie i Caroline. Potem także Elijah wyszedł z domu Gilbertów. Jeremy obiecał, że będzie strzegł domu, aby nikt nie powołany nie wszedł do środka, a dokładniej zupełnie nikt. Nie wiadomo bowiem, kto był sprawcą zamachu an Elenę. Każdy mógł być podejrzanym. Damon z trudem opuścił dom Eleny. Najchętniej nocowałby tej nocy w ich domu. Nie chciał jej zostawiać. Stefan prawie siłą musiał go wyprowadzić na zewnątrz. W końcu Damon uległa, chociaż nie ufał do końca małemu Jeremiemu, który miał się zająć swoją siostrą. "Co taki mały gnojek potrafi? Nawet nie obroni się gdy ktoś go zaatakuje..." - myślał sceptycznie.
Mijały kolejne godziny. Jeremy czuwał dzielnie na kanapie, w salonie. Jednak sen był od niego silniejszy... Chłopak usnął z brodą spoczywającą na oparciu kanapy. Drzwi były jednak zamknięte, więc nikt nie powołany raczej nie miał większych szans na wdarcie się do środka.
Elena nadal była nieprzytomna. Teraz leżała przykryta cienkim kocem. Wciąż sapała, miała problemy z równomiernym oddychaniem. Miała spoconą, sina twarz i lekko rozchylone usta.
Nagle w do pokoju wlało się rześkie powietrze nocy. Firanka powiewała szybko, a do pokoju przez okno wszedł Elijah. "Kiedy to ostatnio wchodziłeś do czyjegoś domu przez okno, staruszku?..." - zaśmiał się w myślach sarkastycznie.
- Powinni się bardziej postarać, bo każdy głupiec może tutaj wejść... - mruknął pod nosem. Spojrzał na spoczywające w mroku ciało Eleny. Momentalnie przybrał zaniepokojony wyraz twarzy. Nie mógł patrzeć na jej cierpienie. Podszedł kilka kroków w jej stronę i przysiadł na krawędzi łóżka.
- Nawet tutaj nie jesteś bezpieczna... - cały czas lustrował ją bystrym spojrzeniem. Potem odchylił delikatnie rękaw jej swetra i jego oczom ukazała się ogromna, zaogniona rana. - Mało czasu... - zacmokał nie zadowolony i spojrzał ponownie na jej twarz.
Po chwili przymknął powieki, pogrążył się we wspomnieniach z przeszłości. - Tak podobne, a każda zupełnie inna... - powiedział cicho zastanawiając się. Ile by dał, aby odzyskać, którąś z nich... Popatrzył ponownie na zmęczoną twarz wampirzycy. Następnie pochylił się wolno i pocałował ją w sam środek czoła.
Powiew chłodnego powietrza i Elena znów była samotna w swoim cierpieniu. O dziwno wszystko słyszała, każde słowo, które wypowiedział...
***
- Co się z nią dzieje? - zapytała przestraszona Bonnie.
- To halucynacje... - wyjaśnił Stefan - widzi rzeczy, których, na prawdę nie ma...
- Zostało jej mało czasu - odezwał się zachrypniętym głosem Jeremy.
- Może powinniśmy zadzwonić do... - Bonnie chwilowo zawiesił się głos - może inni chcieli by się pożegnać - wyszeptała przez łzy. Jeremy wymierzył w nią oskarżycielskie spojrzenie.
- Ona nie umrze! - wrzasnął w furii. Stefan załamał ręce. Był bezradny.
Bonnie wyjęła telefon i zadzwoniła do Caroline.
- Hej, Bonnie! Co słychać? - usłyszała jej beztroski głos.
- Caroline?
- Co się stało?! - zapytała zaniepokojona słysząc przyjaciółkę w takim stanie.
- Musisz przyjść koniecznie do domu Eleny. Ona... Jest mało czasu - wyszeptała cicho - Przyjdź szybko! - czarownica rozłączyła się i odłożyła telefon na szafkę nocną, która stała przy łóżku Eleny.
Zapadł już zmrok. Latarnie iskrzyły się gdzie nie gdzie, oświetlając ulice. Niebieski kabriolet podjechał pod dom Salvatore'ów. Damon zatrzymał auto i odwrócił głowę w stronę Elijah, który zajmował miejsce pasażera. Wpatrywał się na niego przez chwilę. Wzrok pierwotnego był zwrócony w ciemność przed nimi. Jego twarz była poważna.
- Może drinka? - zaproponował Damon przeciągając sylaby. Elijah spojrzał na niego zainteresowany tą propozycją. Po chwili oboje opuścili auto. Damon otworzył drzwi i oboje weszli do środka. Przeszli od razu do salonu.
- Cenię sobie dobry alkohol -przyznał upijając łyk burbonu z przezroczystej szklanki. Damon wygiął twarz w półuśmiechu.
- Powiedz mi Elijah, dlaczego tak bardzo zależy ci na bezpieczeństwie Eleny? - odezwał się Damon, zaczynając ponownie ten temat. Salvatore mrużył oczy. Pierwotny zwrócił na niego wzrok. Upił kolejny łyk płynu i zwilżył dolną wargę. Nie odpowiedział jednak na pytanie.
- Chyba nie do końca zerwałeś przywiązanie, zgadza się? - odezwał się nagle Elijah zamyślony. Damon zmarszczył czoło. Nie wiedział co pierwotny chce przez to powiedzieć.
- To znaczy?
- Elena wciąż czuje coś względem ciebie - upił kolejny łyk.
- Jeśli o mnie chodzi, to mi z tym dobrze - odparł Damon uśmiechając się zadowolony.
- Z drugiej jednak strony, ona coraz bardziej się oddala. Wkrótce będzie niedostępna... - przeciągnął sylaby.
- Co niby tobie do tego? - zmarszczy czoło Salvatore. Elijah spojrzał na niego bez emocji. Po chwili przechylił szklankę. - Mógłbyś mi wyjaśnić jeszcze jedną rzecz - zagadnął Damon po chwili ciszy - Co do cholery wygadywał Lucas w tych tunelach? - dodał - on cię zna... - powiedział cicho, zastanawiając się na głos. Elijah przymrużył oczy.
- O czym ty mówisz?
- Daj spokój, dobrze wiesz o czym! - wkurzył się Damon - Powiedział, że lepiej by było gdybyś się nie pokazywał... - Elijah wpatrywał się w niego z determinacją. - Po za tym, gdy byłem torturowany, to chciał ze mnie wyciągnąć jakieś informacje o moich "starych znajomych". O co mu do cholery chodziło?! - Damon wstał w fotela i skrzyżował ręce na piersi.
- Nie wiem o czym mówił - powiedział pewnie Elijah. Damon nie był przekonany do prawdziwości jego słów. Postanowił jednak nie drążyć już tego tematu. Jego najważniejszym cele było teraz uwolnienie Eleny.
- Dobra, koniec tych pogaduszek - zwrócił się w stronę drzwi - Chodźmy uwolnić Elenę - zawołał ochoczo, jakby wypełniał jedno z zadań w harcerstwie. Elijah spojrzał na niego i z lekkim uśmiechem na ustach podniósł się z fotela i ruszył za nim.
Damon stał sparaliżowany w progu pokoju Eleny. Miał rozchylone usta, które zastygły w bezgłośnym jęku. Widział jak jego ukochana leży nieprzytomna na łóżku. Ma ogromną ranę i słyszy z jakim trudem oddycha. Chciał krzyczeć, ale nie mógł. Żadne słowa nie chciały przecisnąć się przez jego gardło.
- Dlaczego... - zawisł mu głos. Stefan patrzył na niego ze zrozumieniem. Caroline siedziała przy łóżku brunetki o obserwowała jej twarz. Bonnie stała w końcu pokoju i spoglądała na Damona. Przeczuwała, że zaraz rozpęta się piekło.
- Dlaczego, do jasnej cholery nikt mi nie powiedział!? - wrzasnął w dzikiej furii prosto w twarz Stefana, który jednak nie wzruszył się na te słowa.
- Damon... Dzwoniliśmy, nie odpowiadałeś... - wyjaśnił spokojnie Bonnie. Salvatore przeniósł na nią wściekły wzrok. Dyszał ciężko w złości.Z progu pokoju całą tę sytuację obserwował Elijah. Był zdenerwowany, ale doskonale maskował to poważną miną. Jego wzrok był utkwiony w twarzy nieprzytomnej Eleny.
Damon popatrzył jeszcze raz na bezbronne ciało Eleny. Podszedł do niej uspokojony już w miarę możliwości. Bonnie ustąpiła mu z drogi. Salvatore złapał dłoń ukochanej i splótł swoje palce z jej. Caroline zrozumiała, że ma zostawić ich samych i także odsunęła się od łóżka. Stefan, Bonnie oraz inni opuścili pokój, tak, że Damon znajdował się w nim sam z Eleną.
- Obiecałem, że już nigdy więcej cie nie zostawię... - szepnął wpatrzony w jej kamienną twarz. Miał minę męczennika. Jakby jej krzywda, była dla niego największą z możliwych kar. Za co jednak miał zostać ukarany? Za swoją przeszłość, w której dopuszczał się bezlitosnych aktów? Przecież to była przeszłość... Teraz zmienił się, jest innym, lepszym człowiekiem. Przypomniał sobie przerażoną twarz Sylvii, która zaatakował kilka dni temu. Czy na pewno stał się lepszy? Może tylko tłumaczy swoje przewinienia?
Pogładził ją po brązowych włosach. Uśmiechnął się do przywołanej w wyobraźni radosnej twarzy Eleny.
- Przepraszam... - szepnął gładząc jej policzek, który był zimny jak lód. W kąciku jego oka pojawiła się samotna łza.
- Co tutaj się wydarzyło? - zapytał spokojnie Elijah, gdy wszyscy znaleźli się już na dole, w salonie.
- Nikt do końca nie wie... Była w takim stanie, gdy Jeremy ją znalazł, dziś rano - wyjaśnił Stefan, bo brat Eleny był na tyle roztrzęsiony, że nie mógł mówić. Elijah zastanowił się przez chwilę. Kto by mógł atakować Elenę w jej własnym domu? Zło czaiło się w pobliżu. Nikt jednak nie wiedział komu można do końca ufać, a kogo traktować jak wroga numer jeden.
- Jedno jest pewne, potrzebujemy Klausa - powiedziała nagle Bonnie wchodząc między Stefana, a pierwotnego. Patrzyła im obojgu w oczy. Caroline, która siedziała w drugim końcu pomieszczenia poczuła nagłe gorąco, które ogarnęło ją od środka. "Klaus... On jest przecież w mieście!" - krzyknęła w duchu. Po chwili jednak zmarszczyła czoło myśląc dalej. "Z drugiej strony, nie mogę im tego powiedzieć. Jeśli się dowiedzą tego ode mnie, nie będę w komfortowej sytuacji..." - rozmyślała. W jej wnętrzu toczyła się walka. Po jednej stronie jest umierająca Elena, a po drugiej pierwotny, dla którego lepiej było by zostać w ukryciu. Nie wiedząc dlaczego chciała pomóc każdemu z nich. Postanowiła jednak, że ostatecznie pomoże Elenie, która wtrąca się w nie swoje sprawy. Jednak nie od razu, chciała ujawnić wszystko co ma do ukrycia.
- Jeśli chodzi o Klausa... - zaczęła nieśmiało i cicho, a wszystkie głowy natychmiast się odwróciły w jej stronę. - Wiem gdzie był ostatnio. - Wszyscy zrobili zdziwione miny. Najbardziej jednak Bonnie, która patrzyła na nią niemal jakby właśnie została zdradzona.
- Gdzie? - ożywił się nagle Stefan. Elijah pozostawał niewzruszony. Chociaż na jego twarzy można było odczytać lekkie zainteresowanie. W końcu pierwotny szukał swojego brata.
- Mogłabym się z nim spotkać... - zaproponowała blondynka - Może dał by się namówić na oddanie trochę krwi...
- To było by najlepsze wyjście... - odrzekł Stefan patrząc na Jeremiego, w którego oczach zapaliła się iskierka nadziei.
- Dobrze, więc spotkam się z nim jak najszybciej to będzie możliwe - powiedziała Caroline, chociaż w duchu sama chciała się do tego przekonać. Nie wiedząc dlaczego, każde kolejne spotkanie z pierwotnym sprawiało jej niejaką trudność.
Minęło kilka minut i także Damon pojawił się na dole. Był przygnębiony i smutny, a w jego wykonaniu to nie najlepsze połączenie. Wszyscy wiedzieli, że Damon w takim humorze, jest w stanie wymordować pół miasta, bez większego powodu. Stefan przedstawił bratu plan, aby uratować Elenę. Salvatore także doszedł do wniosku, ze to będzie najlepsze wyjście. Kto jak kto, ale Caroline idealnie nadawała się do negocjacji z Klausem.
Po kilkunastu minutach dyskusji tłum zaczynał się rozchodzić. Najpierw Bonnie i Caroline. Potem także Elijah wyszedł z domu Gilbertów. Jeremy obiecał, że będzie strzegł domu, aby nikt nie powołany nie wszedł do środka, a dokładniej zupełnie nikt. Nie wiadomo bowiem, kto był sprawcą zamachu an Elenę. Każdy mógł być podejrzanym. Damon z trudem opuścił dom Eleny. Najchętniej nocowałby tej nocy w ich domu. Nie chciał jej zostawiać. Stefan prawie siłą musiał go wyprowadzić na zewnątrz. W końcu Damon uległa, chociaż nie ufał do końca małemu Jeremiemu, który miał się zająć swoją siostrą. "Co taki mały gnojek potrafi? Nawet nie obroni się gdy ktoś go zaatakuje..." - myślał sceptycznie.
Mijały kolejne godziny. Jeremy czuwał dzielnie na kanapie, w salonie. Jednak sen był od niego silniejszy... Chłopak usnął z brodą spoczywającą na oparciu kanapy. Drzwi były jednak zamknięte, więc nikt nie powołany raczej nie miał większych szans na wdarcie się do środka.
Elena nadal była nieprzytomna. Teraz leżała przykryta cienkim kocem. Wciąż sapała, miała problemy z równomiernym oddychaniem. Miała spoconą, sina twarz i lekko rozchylone usta.
Nagle w do pokoju wlało się rześkie powietrze nocy. Firanka powiewała szybko, a do pokoju przez okno wszedł Elijah. "Kiedy to ostatnio wchodziłeś do czyjegoś domu przez okno, staruszku?..." - zaśmiał się w myślach sarkastycznie.
- Powinni się bardziej postarać, bo każdy głupiec może tutaj wejść... - mruknął pod nosem. Spojrzał na spoczywające w mroku ciało Eleny. Momentalnie przybrał zaniepokojony wyraz twarzy. Nie mógł patrzeć na jej cierpienie. Podszedł kilka kroków w jej stronę i przysiadł na krawędzi łóżka.
- Nawet tutaj nie jesteś bezpieczna... - cały czas lustrował ją bystrym spojrzeniem. Potem odchylił delikatnie rękaw jej swetra i jego oczom ukazała się ogromna, zaogniona rana. - Mało czasu... - zacmokał nie zadowolony i spojrzał ponownie na jej twarz.
Po chwili przymknął powieki, pogrążył się we wspomnieniach z przeszłości. - Tak podobne, a każda zupełnie inna... - powiedział cicho zastanawiając się. Ile by dał, aby odzyskać, którąś z nich... Popatrzył ponownie na zmęczoną twarz wampirzycy. Następnie pochylił się wolno i pocałował ją w sam środek czoła.
Powiew chłodnego powietrza i Elena znów była samotna w swoim cierpieniu. O dziwno wszystko słyszała, każde słowo, które wypowiedział...
_______________
Kolejny już jest dla was! Ten trochę dłuższy od poprzednich, tak jakoś wyszło... :) Czekam na wasze opinie, bo mi się ten rozdział na prawdę podoba!
AWWW , Jak ja kocham tego bloga ! Scena z Elijah na końcu była super i w tym śnie też . Już się nie mogę doczekać jak to się wszystko rozwiąże !! Dodawaj już kolejny, błagam ! :)
OdpowiedzUsuńSuper, super, super!!! Pisz dalej i dalej! Awww. Elijah, kocham go po prostu. Zapraszam także do mnie oczywiście i czekam na dalszą część.!
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadanie głównie za to, że tak dużo się dzieje. Ten wątek z Eleną strasznie mi się spodobał. I ta końcówka...Elijah jest słodki. Czy on wspomniał Tatię ?
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ! Elijah miał bardzo ładną tą ostatnią scenę - przeecudowna. Może będzie razem z Eleną - spełnienie moich najskrytszych marzeń :) Nie mogę się doczekać kiedy znowu ze sobą porozmawiają. Tęsknie również za Klaroline. Nareszcie pojawił się Stefan ;D Życzę dużo weny i czekam z niecierpliwością na nn ;* <3
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem jeden z najlepszych rozdziałów ! Czekam na nastepny !! :)
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaa! Ale śliczny nagłówek! Dawno mnie u ciebie ni było i nadrobiłam zaległości. Niesamowite!
OdpowiedzUsuńJedyne co mogę powiedzieć to, że nie mogę się doczekać NN :)
Kiedy następny ?! :*
OdpowiedzUsuńświetne ! kocham Elijah
OdpowiedzUsuńWow , świetne ! Strasznie spodobała mi się ostatnia scena ! Pisz dalej :3
OdpowiedzUsuńWitam. Chciałam powiadomić i jednocześnie zaprosić na nn o rodzeństwie pierwotnych ; )
OdpowiedzUsuńhttp://mikaelsonfamily.blogspot.com/
Nie mam pojęcia, czy Cię to obchodzi, ale masz nowego czytelnika ;)
OdpowiedzUsuńPrzez Ciebie uśmiecham się do monitora, nie zmarnuj tego ;3
Bardzo obchodzi ! :* cieszę się niezmiercnie ! :D
UsuńKiedy NN ? *.* już nie mogę się doczekać !
OdpowiedzUsuńDopiero dzisiaj trafiłam na Twojego bloga. Szczerze? Już dawno takiego dobrego nie czytałam. :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie.
www.noel-isabel.bloog.pl
Naprawdę świetny rozdział! Jestem ciekawa tego jak dalej potoczą się sprawy.;d
OdpowiedzUsuńhttp://zagubionedusze.blogspot.com