czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 9


Czas cię ukarać!


     Stan Eleny pogarszał się z każdą kolejną chwilą. Nadszedł już drugi dzień od ataku. Wszyscy przyjaciele czuwali nad nią dniem i nocą. Ustalili dyżury, ponieważ trzeba było podawać jej krew co kilka godzin. Odkryli bowiem, że Elena szybko wysycha. Właśnie teraz była kolej Caroline. Blondynka siedziała na krześle. Łokcie miała położone na kolanach, a brodę opierała na dłoniach. Wpatrywała się w twarz wampirzycy, która nie reagowała na nic. Leżała na miękkim łóżku, oddychała głośno i ciężko.
     - Ah... Eleno, znowu wszyscy skaczą wkoło ciebie... - westchnęła ciężko blondynka po czym wyciągnęła telefon, aby zobaczyć, która godzina. Dochodziła już pierwsza po południu, a czas pozostały Elenie, wciąż umykał wszystkim pod palcami. Caroline wiedziała, że musi iść do Klausa. Wiedziała też gdzie może go znaleźć, bo pierwotny nie omieszkał poinformować jej o tymczasowym miejscu zamieszkania. Klaus zatrzymał się w okolicznym hotelu, który znajdował się w starej, wiktoriańskiej willi. Oczywiście, przymusił właścicieli do oddania w jego ręce całej posiadłości. Zastanawiała się dlaczego taka prosta czynność, jak rozmowa z Klausem, sprawia, że czuje się niepewna, przestraszona i bezbronna. Przecież to Caroline! Pewna siebie dziewczyna, która zawsze mówi to co myśli... 

     Blondynka usłyszała, że przyszedł Stefan, który miał zmienić ją przy Elenie. Wyszła więc z pokoju i zeszła na dół. Przywitała go krótkim uśmiechem.
     - Dobrze się czujesz? - zapytał niepewnie.
     - Tak...
     - Na pewno, byłaś tutaj całą noc... - zmartwiony położył jej dłoń na ramieniu.
     - Tak, muszę spotkać się z Klausem...
     - To dlatego tak się denerwujesz? - Pokiwała wolno głową, patrząc mu w oczy.
     - Hej, nie martw się. Będzie dobrze - uśmiechnął się pokrzepiająco.
     - Tak... - odrzekła i minęła go w drzwiach. Przesunęła dłonią po kremowej sukience, aby ją rozprostować i wyjęła z torebki klucze do samochodu. Wsiadła i odetchnęła głęboko. Potem oparła na chwilę głowę na kierownicy. Nie chciała do niego jechać. Klaus był nieprzewidywalny. Nie wiedziała co tym razem wymyśli, a może zamknie ją w pokoju i nie będzie chciał wypuścić, tylko dla własnej przyjemności?... Wciągnęła głośno powietrze do płuc i odpaliła auto.
     Jechała przez kilkanaście minut, ponieważ hotel znajdował się dziesięć kilometrów za miastem. Gdy w końcu ujrzała za zakrętem starodawny budynek w ciemnym kolorze, odetchnęła głęboko. Zajechała przed bramę. Wysiadła z auta i zerknęła na swoją twarz w bocznym lusterku. Przygładziła dłonią włosy na czubku głowy i zwróciła swoje oczy na budynek przed nią.  Przełknęła gulę, która utworzyła się w jej gardle. Po czym niepewnym krokiem podeszła do bramy. Przycisnęła mały czerwony guzik i usłyszała głośny szum. Po chwili odezwał się kobiecy głos.
     - W czym mogę służyć?
     - Dzień dobry, mogłaby pani otworzyć bramę? - zapytała przyjacielskim tonem. Po chwili do jej uszu dobiegł szczęk żelaza i dziewczyna mogła bez problemu wejść na posesję. Rozglądała się dookoła. W oddali zobaczył kilka starych dębów, natomiast bliżej dróżki, którą szła, rosły krzewy z różowymi kwiatami. Pomyślała, że chętnie pospacerowałaby po tej okolicy. Dzień jednak nie sprzyjał przechadzkom. Niebo było zachmurzone, chociaż nie było zimno. Wydawało się jakby lada chwila miał spaść deszcz. Caroline skrzywiła się na myśl o ulewie, bo ta na pewno zniszczyła by jej makijaż i fryzurę.
     Blondynka podeszła do ciemnych, hotelowych drzwi. Nie wiedziała, czy ma po prostu wejść, czy powinna raczej zadzwonić. Stwierdziła, że to przecież hotel, a nie osobista willa Klausa Mikaelsona. Pchnęła więc drzwi, które ku jej zdziwieniu były niemiłosiernie ciężkie. Poradziła sobie z nimi jednak i weszła do przyciemnionego holu. Zobaczyła, że na ścianach aż do sufitu była drewniana boazeria. Wiedziała, że kiedyś była w tym miejscu, chociaż zapamiętała je zupełnie inaczej.
     - Klaus pewnie przeprowadził remont... - mruknęła cicho pod nosem. On zawsze chciał mieć wszystko zrobione po swojemu. Jeśli coś mu nie odpowiadało, potrzebował to koniecznie zmienić. Na ścianach wisiały różnorodne malowidła, sławnych lub mniej znanych artystów. Caroline podążyła przed siebie wąskim korytarzem, aż do miejsca, w którym była recepcja. Za ladą faktycznie stała kobieta w średnim wieku. Caroline wydedukowała, że jest to ta sama osoba, która otworzyła jej bramę. Przywitała ją więc krótkim uśmiechem.
     - Zaprowadzę panią - zaproponowała i poszła przodem. Otworzyła jakieś drzwi, a potem poprowadziła ją na zakręcone schody. Caroline musiała ostrożnie stawiać stopy, bo stopnie były bardzo strome i śliskie. Następnie kobieta podeszła do dwustronnych, sięgających samego sufitu drzwi. Były na nich różne zdobienia ze złotymi roślinami. Kobieta pokazała dłonią na nie i po chwili odeszła. Blondynka usłyszała, że za tymi drzwiami definitywnie jest pierwotny. Słyszała bowiem klasyczną muzykę oraz skrobanie ołówka. Stała tak przez dłuższą chwilę wahając się, czy wejść, czy uciec, póki ma jeszcze jakieś opcje do wyboru. Gdy pchnie drzwi, nie będzie już odwrotu. Ułożyła sobie jeszcze raz w myślach co dokładnie ma powiedzieć, jakiego ma użyć tonu głosu, aby go nie rozzłościć. Chciała, aby wszystko wyszło perfekcyjnie. Musiała przecież uratować Elenę, mimo tego, że się z nią ciągle kłóci. To jej przyjaciółka i ona na pewno zrobiłaby to samo.     Caroline odetchnęła cicho i podeszła o kilka kroków do drzwi. Złapała za wyrzeźbioną klamkę. Przygryzła wargę. "No co ty Caroline?! Czego się boisz? Głowa do góry, powal go na kolana!" - szeptał głos podświadomości. Postanowiła się go posłuchać. Poprawiła jeszcze ostatni raz włosy i uśmiechnęła się uwodzicielsko, tak jak to robiła przy tych wszystkich basebolistach w szkole. Powiedziała sobie, że będzie patrzeć na Klausa, właśnie tak, jak na jednego z chłopaków, którzy wodzą za nią wzrokiem. "To nic trudnego! Uśmiech, pierś do przodu, pewność siebie!" - pomyślała w duchu. Nie czekając już ani chwili dłużej pchnęła mocno drzwi, które uskoczyły na bok.
      Pokój tonął w półmroku. Przed sobą ujrzała ogromne łóżko z baldachimem. Obok niego długą kanapę i mały stolik. Pod ścianami zaś były poustawiane regały zawalone książkami. Na jednej z półek stał włączony gramofon. To on był właśnie źródłem muzyki.
     Klaus siedział wygodnie w fotelu, nie daleko gramofonu. W jednej ręce trzymał szklankę z alkoholem, w drugiej ołówek. Prawą nogę miał założoną luźno na lewą, a na jego kolanie opierał się szkicownik. Gdy drzwi odskoczyły zwrócił szybko wzrok na przybysza. Caroline ustała niczym wojowniczka z misją do spełnienia. Uśmiechała się uwodzicielsko i opierała prawą rękę na biodrze. Klaus patrząc na ten zachwycający dla niego widok, uśmiechnął się półgębkiem.
     - Witaj, kochanie. Zastanawiałem się ile czasu będziesz stać za tymi drzwiami - powiedział patrząc jej prosto w oczy. Caroline także patrzyła w jego. Nie chciała dać za wygraną, jednak w końcu nie wytrzymała tego lustrującego spojrzenia i odwróciła wzrok w innym kierunku.
     - To więc tak wygląda twoje nowe mieszkanko... - powiedziała rozglądając się po pomieszczeniu, które wbrew pozorom było dość duże. W rogu zauważyła bogato zdobiony kominek, którego wcześniej nie dostrzegła.
     - Jak widzisz, gustuję w takich klimatach - uśmiechnął się szerzej.
     - Czy to jest... - wskazała na gramofon, ale on jej przerwał.
     - ...Tak, Vivaldi - powiedział z zadowoleniem.
Caroline podeszła w jego kierunku i usiadła na sofie.
     - Czy mogłabym cie o coś prosić? - zapytała cicho, ale stanowczo.
     - Słucham? - pierwotny wstał i sięgnął po drugą szklankę, do której po chwili nalał alkoholu. Następne usiadł z powrotem w fotelu, a szklankę podał dziewczynie. Caroline spuściła wzrok na brązowy płyn.
     - Chodzi o to, że... Chciałabym, abyś dał mi swojej krwi - powiedziała zmuszając się, aby spojrzeć mu w oczy. Klausa najwyraźniej rozbawiła jej wypowiedź, bo zaśmiał się krótko pod nosem.
     - Wiesz, Caroline... Dzielenie się krwią, to raczej coś osobistego - uśmiechnął się tajemniczo.
     - Nie, nie, nie! - zaczęła szybko wymachiwać rękami, w geście, że nie o to jej chodziło. Mimowolnie zarumieniła się natychmiast - chodzi o to, że... Ty niedługo wyjedziesz, a ja chciałabym mieć jakiś plan awaryjny... - wyjaśniła. Pierwotny uniósł brwi zdumiony i wpatrywał się w nią z zaciekawieniem.
     - Chcesz mieć lekarstwo na ugryzienie, prawda kochanie? - wykrzywił twarz w pół uśmiechu.
     - Tak... Jakby mnie lub komuś z moich przy... - powiedziała szybko, jednak natychmiast ugryzła się w język, w obawie, że powie o wiele za dużo. "Czemu jesteś taką gadułą, Caroline?!" - oskarżyła się w duchu. Klaus milczał, wpatrując się w jej twarz, którą oświetlało jasne światło świec wokoło. W pomieszczeniu bowiem były zasłonięte wszystkie okna. Cisza trwała kilka minut, Caroline zaczynała się denerwować i przez to zaciskała dłonie w pięści. Klaus od razu to zauważył.
     - Denerwujesz się... - stwierdził spokojnie.
     - Niby czym? - wymusiła śmiech dziewczyna.
     - Potrzebujesz lekarstwa dla Eleny, nieprawdaż? - uśmiechnął się tajemniczo. Caroline otworzyła szerzej powieki. Teraz to już na pewno, cały plan się nie powiedzie... On już wie. Blondynka odetchnęła ciężko, ale nie z ulgą, wręcz przeciwnie.
      - Tak... Przyłapałeś mnie - powiedziała zrezygnowana - W takim razie nie mam czego tutaj szukać... - powiedziała cicho i wstała z bordowej kanapy, odstawiła szklankę na stolik. Klaus patrzył na nią, pochłaniał jej postać wzrokiem, cały czas uśmiechając się. Gdy dziewczyna był już przy drzwiach, odezwał się nagle.
      - Powiedzmy, że oddam ci krew... - Caroline odwróciła się, a w jej oczach można było zobaczyć iskrę nadziei. Cofnęła się w jego kierunku o klika kroków. Pierwotny wstał z fotela i też podszedł do niej. Ciągle patrzył jej w oczy. - Jednak mam swoje warunki - powiedział chwytając kosmyk jej blond włosów i okręcił go w koło palca. Caroline spuściła wzrok na swoje włosy. Wzdrygnęła się mimowolnie widząc poczynania pierwotnego.
      - Jakie? - zapytała z determinacją. Była nadzieja, nie wszystko jest stracone! Klaus mógł oddać jej krew, a ona była przygotowana na wszystkie ewentualności. Zdecydowała, że zrobi na prawdę wszystko, aby ocalić Elenę. Pierwotny patrzył na nią zaciekawionym wzrokiem. Jakby przed nim stał wyjątkowy okaz, którego nie zna jeszcze dość dobrze.
      - Pocałuj mnie - szepnął, a ona wzdrygnęła się natychmiast. Odsunęła się od niego na kilka kroków i prychnęła oburzona tym co usłyszała. Miała ochotę go uderzyć. "Te słowa były co najmniej nie odpowiednie, nadzwyczaj aroganckie i... Jak on mógł coś takiego powiedzieć?!" - myślała gorączkowo. Nie, tego było już stanowczo za wiele! Na pewno nie będzie tolerować takich gierek!
     - Nawet sobie tego nie wyobrażaj! - odrzekła oburzona. Klaus patrzył na nią poniekąd z satysfakcją. Wiedział, że tak czy inaczej, Caroline chce uratować Elenę. Pierwotny odsunął się na bok. Podszedł do gramofonu i zdjął z niego płytę. Caroline skrzyżowała ręce na piersi i obrażonym wzrokiem patrzyła na jego poczynania. Klaus podszedł do półki i wyjął duże, kwadratowe opakowanie od płyty. Wyjął kolejną i położył ją na urządzeniu.



     - Beethoven, Para Elisa... Piękno w czystej postaci - uśmiechnął się w jej kierunku.
     - Dlaczego musisz mi to robić?! - krzyknęła zła. Klaus zmarszczył czoło i przechylił lekko głowę na bok, w zastanowieniu.
     - Ja nic nie robię, moja droga... - pierwotny odgryzł sobie szybko skórę na nadgarstku i wyciągnął dłoń w stronę blondynki - Wszystko masz przed sobą, dlaczego tego nie weźmiesz? - zapytał wpatrując się w nią zaciekawionym wzrokiem. Wyglądała wtedy cudownie. Żółte światło świec rozpromieniało jej postać. "Nawet gdy ma wściekły wyraz twarzy to i tak wygląda pięknie..." - pomyślał pierwotny.
     Caroline westchnęła ciężko patrząc jak rana na nadgarstku mężczyzny zarasta w mgnieniu oka. "Co mam teraz robić?" - myślała gorączkowo. Nie mogła tak po prostu wyjść i wrócić z pustymi rękami. Ona była ich jedyną nadzieją... Była idealnym planem, aby zdobyć lekarstwo. Teraz, cała ta szansa oddalała się z każdą chwilą. Przecież nie mogła spełniać jego zachcianek! Jednak czy koszt życia Eleny nie był tego wart? Myśli pędziły po jej głowie. "To zdecydowanie poszło za daleko!" - przyznała w duchu. Nie miała tak na prawdę żadnego wyjścia. Elena umierała... To w końcu tylko jeden, nic nie znaczący raz... Przejdzie i zapomni o tym. W jej wnętrzu toczyła się wielka bitwa. Przygryzła wargę. "No co ty Caroline! Chyba nie dasz się złamać! Gdzie twoja pewność siebie! Dasz radę!" - podpowiadał głos podświadomości. "Tak! Dam radę! Przecież to nic wielkiego..." - przekonała się w duchu. Odetchnęła cicho i spojrzała na Klausa, który z powrotem zajął się szkicowaniem.
     - Dobra! Okej, zgadzam się - poinformowała wszem i wobec. Jej wyraz twarz zmienił się. Teraz patrzyła na niego jak na przeszkodę do pokonania, aby zdobyć lekarstwo. Jak na wyjątkowo wysoki płotek, który musi przeskoczyć, aby zdobyć medal. Ruchem głowy otrząsnęła włosy do tyłu.
     Klaus oderwał się od szkicowania i spojrzał na nią zaintrygowany. Wiedział, że tak czy owak, w końcu przystanie na jego warunek. To było oczywiste.
     - To może podejdź tutaj! - zniecierpliwiła się blondynka. Chciała mieć to już za sobą, aby jak najszybciej o tym zapomnieć, zdobyć krew, wyjść stamtąd i zakończyć ten chory teatrzyk. Pierwotny uśmiechnął się zadowolony i podszedł po woli w jej stronę. Caroline poczuła, jak jej gardło się zaciska, z jego każdym kolejnym krokiem. Patrzył jej prosto w oczy. Dziewczyna zdecydowanie utrzymywała spojrzenie. Chciała pokazać, że nie boi się ani jego, ani niczego.
     - Tylko nie wyobrażaj sobie za wiele! To nic nie znaczy! - powiedziała szybko. Pierwotny stał tak blisko niej, że mogła poczuć jego oddech. Nic nie robił, tylko patrzył się w jej oczy z ciekawością, czekał.
     Nie mogła znieść już dłużej tego napięcia i po prostu pozbyła się przestrzeni między nimi. Poczuła ciepło i miękki dotyk ust. Starała się nie myśleć o tym co robi. Obchodziło ją tylko lekarstwo dla Eleny, a to co dzieje się teraz, nie dla niej najmniejszego znaczenia. Trwało to tylko kilka sekund, bo blondynka odsunęła się szybko i odwróciła do niego plecami. Odetchnęła z ulgą, że jest już po wszystkim. Nie patrzyła na niego. Nie chciała, nie mogłaby spojrzeć mu prosto w twarz. Co czuła? Wstyd? Możliwe, miała wrażenie jakby stała przed nim całkiem naga. To z pewnością nie było miłe uczucie.
     - Teraz oddaj mi krew... - powiedziała cicho i nieśmiało, odwracając w jego stronę głowę. Jednak nie spojrzała na niego. Utkwiła wzrok w drzwiach. Nie wiedziała jaki miał wyraz twarzy. Z pewnością był z siebie zadowolony, w końcu osiągnął swój cel...
     Caroline usłyszała jak Klaus odgryza kawałek skóry i wyciska krew do pustej butelki po alkoholu, którą znalazł na stoliku.
     - Proszę - powiedział wyciągając butelkę w jej stronę. Jego głos nie był jednak zadowolony i triumfujący. Był raczej smutny, jakby żałował tego, co się przed chwilą stało. Dziewczyna mimowolnie spojrzała mu w oczy. Przez sekundę ich wzrok się ponownie spotkał. Zdecydowanie nie był zadowolony. Caroline rzuciła mu jeden, krótki, nieśmiały uśmiech i chwyciła butelkę. Potem odwróciła się i opuściła pokój.
     Klaus usiadł w fotelu i patrzył się w miejsce, w którym zniknęła. Nie mógł uwierzyć w to co się właśnie wydarzyło...  Jednak nie był do końca zadowolony, przez to, że Caroline była smutna. "Czy tego właśnie nie chciałeś? Pocałowała cię!" - szeptał jakiś natrętny głos wewnątrz. "W końcu osiągnąłeś swój wymierzony cel!" - przekonywał go. To było faktycznie prawdą, osiągnął cel, ale czy ta jedna zachcianka nie zrujnuje wszystkiego? Dotknął opuszkiem palca swoich ust i mimowolnie uśmiechnął się lekko.

   
     Damon siedział w swoim ulubionym fotelu, był mocno pochylony do przodu. Oczekiwał wieści od Caroline w napięciu. W jednej dłoni miał szklaneczkę ze swoim ulubionym trunkiem. Przechylał ją raz na kilkanaście minut, jakby od niechcenia. Zastanawiał się co może pójść nie tak? Czy Klaus zgodzi się oddać swoją krew, aby uratować Elenę? Nie wiedział do końca, czy Caroline podoła temu wyzwaniu... Obawiał się, że zamiast pomóc, dziewczyna przysporzy im jeszcze więcej problemów. Kto wie, czy pierwotny nie uwięzi jej w jakichś lochach? Chciał być dobrej myśli, jednak silne głosy podświadomości nie dawały mu spokoju. Mimo wszystko był sceptyczny.
     Nagle w pokoju pojawił się Stefan. Ręce miał wsunięte do kieszeni, a na twarzy miał poważną minę.
     - Damon, musimy porozmawiać - powiedział. Starszy Salvatore podniósł głowę i popatrzył na niego zdziwiony.
     - Jeszcze tu jesteś? Przecież miałeś być u Eleny... - Stefan pokręcił przecząco głową.
     - Matt u niej jest, chciał przyjść, więc mu pozwoliłem mnie zastąpić... - Damon westchnął.
     - Pozwoliłeś temu dzieciakowi czuwać przy Elenie? - wstał i burknął z wyrzutem. Stefan zrobił zdumioną minę. Pokiwał twierdząco głową.
     - Czyś ty zupełnie zdurniał?! Przecież on nawet nie będzie potrafił się obronić! - zmarszczył czoło w dezaprobacie i już chciał go wyminąć, ale brat przytrzymał jego ramię.
     - Powiedziałem, że musimy porozmawiać.
     - Zejdź mi z drogi - odepchnął go ręką, ale napotkał jednak opór. Stefan zdenerwował się na ten gest i natychmiastowo przybił brata do ściany. Podniósł go za gardło do góry. Damon zaczął się lekko krztusić.
     - Powiedziałem chyba wyraźnie - Stefan puścił brata, który ociężale wylądował na podłodze, oddychając łapczywie.
     - Więc rozmawiajmy. Co ty taki ostry? - warknął zdenerwowany Salvatore, ale jego kąciki ust drgnęły do góry - Mój mały braciszek, w końcu zyskał na siłach - powiedział z przekąsem. Stefan odszedł od niego na kilka kroków i wyjął kawałek kartki z kieszeni. Podał go bratu i skrzyżował ręce na piersi. Damon przyglądał się uważnie wydartej stronie. Zmarszczył czoło i popatrzył na brata zdziwiony.
     - Co to jest do cholery? - zapytał starając się nad sobą zapanować.
     - Przeczytaj.
     - Kol - 31200-31299 - Zakłady przy 157 Edgewood Avenue, Scrap Market. Spotkanie z L.B. Nadal nic z tego nie rozumiem. Skąd to...
     - ...Znalazłem w kieszeni u Rebeki - powiedział spuszczając głowę.
     - No, no , no... Stefcio zatęsknił, za "Barbie Klaus" - uśmiechnął się szyderczo ciemnowłosy.
     - Jeszcze jedno słowo, Damon, a przysięgam, że przebije cię kołkiem - zagroził mu z poważna miną.
     - Oboje wiemy, że tego nie zrobić - uśmiechnął się półgębkiem.
     - Chyba nie chcesz się przekonać - odparł.
     - Wracając do tego... - spojrzał na kartkę, która wyglądała, jakby przed chwilą była przeżuta i wypluta - ...czegoś, po co to do cholery wziąłeś?
     - No nie wiem, Damon... Może są tam ważne informacje - powiedział złośliwie i wolno, aby jego brat mógł przyswoić tę wiedzę. Damon popatrzył na niego z politowaniem.
     - Niby co? Jakiś numer, nie wiadomo z czego... Ulica, stary zakład i L.B. Co ty widzisz w tym wartościowego? - zapytał kpiąco.
     - Dowiedziałem się już kilku rzeczy, jeśli chodzi o ten numer. - Damon patrzył na niego z powątpiewaniem. - Po pierwsze to tutaj - pokazał palcem na numer 31200-31299 - To jest kod pocztowy miasta Macon w Georgii. - Damon zmarszczył czoło i przyjrzał się dokładniej tym numerom.
     - Tutaj masz potwierdzenie - Stefan wyjął telefon i pokazał mu zdjęcie z tabliczką "31200-31299 Macon, GA". Damon zdziwił się tym co widzi, ale przyznał niechętnie bratu rację. Nienawidził, kiedy ktoś inny był mądrzejszy od niego...
     - To o niczym nie świadczy... - powiedział starszy Salvatore bez przekonania.
     - Po drugie przy 157 Edgewood Avenue, na prawdę znajdują się stare zakłady Scrap Market - kontynuował Stefan.
     - No i? - Damon wydawał się być lekko znudzony.
     - Jedyna zagadką są te inicjały... - mruknął bardziej do siebie, niż do brata.
     - Powiedzmy, że to jakiś przerażający i niebezpieczny gość - szepnął sarkastycznie Damon i uśmiechnął się w charakterystyczny dla niego sposób.
     - Damon, czy ty niczego nie rozumiesz? Na samym początku jest "Kol"...
     - Kol nie żyje już od kilku miesięcy, mały Gilbert go skutecznie wykończył... - warknął znudzony.
     - Rebeka napisała to najprawdopodobniej w dniu zasztyletowania... Moglibyśmy...
     - O nie, nie, nie, nie... Nie obudzisz jej! - zagroził mu palcem Damon.
     - Przecież niespełna tydzień temu, sam ją chciałeś uwolnić!
     - Nie chciałem jej nigdzie puszczać, tylko przesłuchać! Potem zabił bym ją znowu - wytłumaczył Damon z przekąsem.
     - To nie ma znaczenia. Ona wie o co tutaj chodzi i coś ukrywa...
     - Wybacz, ale nie pozwolę na to, aby to ścierwo wróciło do żywych!
     - Nie będziesz miał nic do powiedzenia - bracia ustali na przeciwko, patrzyli gniewnie w swoje oczy. Tylko jedno niepotrzebnie rzucone słowo, a zaatakują się bez mrugnięcia okiem.
     - Wkurzasz mnie ostatnio, Stefan - warknął starszy.
     - Ty wkurzasz mnie przez całe życie! - huknął - musimy dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi!
     - Dlaczego cię to interesuje! Może, ona była tam umówiona... do kosmetyczki! - Damon tracił cierpliwość.
     - Nie bądź śmieszny! - odrzekł Stefan - czy tego chcesz, czy nie, ja muszę dowiedzieć się prawdy. Ty mi w tym nie przeszkodzisz! - młodszy brat odszedł uderzając Damona w ramię. Nie obejrzał się za siebie i wyszedł z domu. Damon po chwili w furii chwycił szklankę ze stolika i cisnął ją do ognia w kominku. Wrzasnął wściekle.

   
     Caroline zamknęła ostrożnie drzwi swojego samochodu. Przewiesiła torebkę, z której wystawała szklana butelka od Klausa. Ścisnęła ją ramieniem, aby naczynie nie wypadło. To dopiero było by nieszczęście... Odetchnęła głęboko i weszła do domu Gilbertów, którego drzwi były otwarte. Było cicho, jednak za klika chwil na schodach pojawił się Matt. Caroline przywitała go ciepłym, ale krótkim uśmiechem.
     - Car... Bałem się, że coś pójdzie nie tak - powiedział chłopak i zszedł, aby ją uściskać. Gdy to zrobił, dziewczyna rzuciła mu krótkie, ciepłe spojrzenie i odsunęła się przez wzgląd na stare czasy.
     - Zdobyłaś lekarstwo? - zapytał z nadzieją.
     - Jasne...
     - Coś nie tak? - zauważył, że blondynka jest trochę smutna. Caroline pokręciła przecząco głową i wymusiła uśmiech.
     - To co, idziemy leczyć Elenę? - zaśmiała się krótko. Matt odsunął się na bok, aby blondynka mogła wejść na schody.
     Elena leżała w niezmiennej pozycji na łóżku. Na jej czole iskrzyły się krople potu. Twarz wykrzywiał jej grymas. Caroline weszła do pokoju i momentalnie poczuła, że coś ściska ją za serce. Mimo wszystkich kłótni, teraz było jej żal przyjaciółki. Jednocześnie poczuła dumę, że to właśnie ona ją uleczy.
     Matt podszedł do łóżka brunetki i podniósł ją do postawy siedzącej. Caroline podeszła do nich i wyciągnęła z torby butelkę.
     - Już nic lepszego nie miał? - prychnął chłopak. Caroline nic nie odpowiedziała. Usiadła tylko na łóżku przy Elenie i odkręciła butelkę. Następnie Matt otworzył lekko usta dziewczyny. Blondynka wlała całą zawartość do jej gardła. Elena mimowolnie przełknęła krew. Matt położył ją z powrotem.
     - Jak myślisz, ile zajmie jej czasu, aby całkiem wyzdrowieć? - zapytał spoglądając na Elenę.
     - Nie wiem, różnie to bywa. Jeśli chodzi o mnie, to przechodziło po kilku godzinach - uśmiechnęła się krótko.
     - Car... Coś cię gryzie, o co chodzi? - spojrzał na nią z troską.
     - Nie, to na prawdę nic takiego - odrzekła. W sobie cały czas przeżywała, to co stało się niespełna godzinę temu. Myślała, że to się stanie, przejdzie i zapomni. Jednak to nie było takie proste. Pocałowała go i to była rzeczywistość. Czuła się dość dziwnie, jakby zrobiła coś, za co powinna zostać ukarana. Wstydziła się tego przed sama sobą.
     - Czy coś się stało, gdy się z nim spotkałaś? Skrzywdził cię? - dopytywał. Caroline pokręcił przecząco głową. To nie on zrobił coś złego, to ona sama siebie skrzywdziła, tym co zrobiła. W tamtym momencie tak uważała. - Hej, Car? - Dziewczyna zauważyła, że Matt przygląda się jej zaniepokojony.
     - Przepraszam, zamyśliłam się...
     - Powinnaś chyba iść do domu, nie wyglądasz najlepiej - położył jej dłoń na ramieniu. Ona obdarzyła przyjaciela ciepłym uśmiechem.
     - Chyba tak zrobię, potrzebuję się wyspać - powiedziała cicho - Ta cała sprawa z Eleną i z... - bała się na głos wypowiedzieć imię pierwotnego - ...wykończyło mnie to wszystko - przeczesała dłonią włosy.
     - Odwiózł bym cię, ale muszę tutaj zostać z Eleną... - powiedział smutno.
     - Przestań, to kilka kroków - powiedziała uśmiechając się i wstała - Możesz do mnie zadzwonić, gdy coś się zmieni?
     - No jasne - odwzajemnił jej ciepły uśmiech i także wstał. Podszedł do niej i mocno ją uścisnął - Idź i odpoczywaj - powiedział cicho i potem odprowadził ją wzrokiem do drzwi.


     - Bonnie skup się, uda ci się! - zachęcał czarownicę Jeremy. Byli w jej mieszkaniu, siedzieli na przeciwko siebie po środku salonu. Między nimi stało kilka żółtych świeczek, o różnej długości. Bonnie miała zamknięte oczy i marszczyła czoło. Próbowała zapalić ogień na knotach. Jednak nie dawała rady. Miała zły humor, który niczego jej nie ułatwiał. Cały ranek bolała ją głowa, miała już dość tego dnia.
     - To jest na nic, nie daję rady! - zapiszczała i przetarła dłonią czoło.
     - Wszystko w porządku?
     - Taak... Nie wiem, czy to ma sens, nic mi nie wychodzi - załamała ręce.
     - Hej, Bonnie, nie poddawaj się. W końcu się uda, przecież już wcześniej wychodziło - podniósł jej brodę i spojrzał w brązowe oczy.
     - Tylko parę razy... W porównaniu z tym co robiłam wcześniej...
     - ...Wcześniej to było niebezpieczne i szkodliwe - skończył za nią zdanie - Ekspresja to nie żarty!
     - Wiem o tym, dlatego chcę wrócić do naturalnej magii - uśmiechnęła się, ale Jeremy nie odwzajemnił tego. Miał zaniepokojoną minę.
     - Dobrze, sproóbuję jeszcze raz... - przymknęła oczy i zmarszczyła czoło. Była skupiona do granic możliwości. Jeremy wpatrywał się raz w nią, raz w świeczki. Nic się nie działo.
     Nagle Bonnie poczuła ostry ból w skroniach. Nie wiedziała co się dzieje.
     - Córko! Nie możesz tego kontynuować! - usłyszała kilka głosów, które powtarzały wciąż i na nowo to zdanie. Nie wiedząc dlaczego, ale bała się ich. Nie wiedziała kim są duchy, które do niej przemawiają.
     - Naruszasz złote reguły! Czeka cię kara... - Ponownie je usłyszała.
     - Czas cię ukarać! - powtarzały - Skończ z tym, albo skończymy z tobą... - Nagle głosy ucichły. Bonnie była zdezorientowana. Zrobiło się głucho. Dziewczyna otworzyła oczy i zorientowała się, że leży na podłodze zwinięta w pozycji embrionalnej. Nie miała pojęcia co się właśnie stało. Zobaczyła, za to, że wszystkie świeczki przed nią się palą. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła, że zapaliła wszystkie świeczki w pokoju... Szukała wzrokiem Jeremiego, ale nie widziała go. Wstała na nogi i dopiero wtedy mogła go dostrzec. Chłopak leżał za kanapą.
     - Jer? - Bonnie podeszła do niego powoli. "Dlaczego leży i się nie rusza?" - pomyślała gorączkowo. Zobaczyła jego ciało i wrzasnęła przerażona. Chłopak miał na całej twarzy krwawe rany, z których sączył się czerwony płyn. Ubranie także miał już przesiąknięte krwią. Dziewczyna podbiegła do niego i uklękła. Objęła dłońmi jego twarz i krzyczała, aby się obudził. On jednak nie reagował...
     - Ekspresja?... - mruknęła pod nosem zdumiona. "To nie możliwe... Przecież wiedziałabym, gdybym jej używała! Co się ze mną dzieje!?" - myślała przerażona. Do głowy przyszedł jej pierwszy, i jej zdaniem najlepszy pomysł. "Krew wampira..." - powiedziała w duchu. Wyciągnęła szybo telefon i wybrała numer Stefana.
     - Bonnie? Czy coś się...
     - ...Musisz tutaj natychmiast przyjść! Błagam cię pośpiesz się! - przerwała mu w pół wypowiedzi.
     - Gdzie? - zaniepokoił się.
     - Do mojego domu, potrzebuje pomocy wampira! - powiedziała ze łzami w oczach i rozłączyła się, a telefon upadł z trzaskiem na podłogę. Łzy płynęły jej po rozpalonych policzkach. "Przecież on nie może umrzeć... Jak mogłam go skrzywdzić?!" - oskarżała się w myślach. Nie wiedziała, jak mogła używać czarnej magi, nawet o tym nie wiedząc. Przecież starała się tylko zapalić świeczki... Obwiniała się o cierpienie wszystkich dookoła. Obiecała sobie, że już nigdy więcej nie będzie używać czarów. N i g d y.


     Matt czuwał przy łóżku Eleny, która zaczynała zdrowieć. Pot zniknął z jej czoła i jej twarz przybierała naturalny kolor. Chłopak patrzył się w jej twarz. Zastanawiał się kiedy upłynął ten czas... Wydawało mu się, że dopiero wczoraj miał na głowie problemy z narkotykami Vicky... Uświadomił sobie, że teraz został praktycznie sam. Wszyscy wkoło to wampiry, łowcy, albo czarownice... Tylko on w tej całej zgrai jest w miarę normalnie funkcjonującym człowiekiem. Musi chodzić do szkoły, aby zdobyć wykształcenie, które potrzebne jest mu, aby wieść lepsze życie, niż marny barman. Chciał czegoś więcej od życia, ale jednocześnie nie żałował, że jest stu procentowym człowiekiem. Uważał to, za swojego rodzaju błogosławieństwo, bo mógł trzymać się z dala, na tyle, na ile było to możliwe. Być może właśnie to, czyniło z niego tak porządnego człowieka, który potrafił odnaleźć się w każdej sytuacji.
     Nagle Matt oprzytomniał i wyrwał się ze swoich rozmyśleń. Przyczyną tego była nagła reakcja Eleny. Dziewczyna zaczęła oddychać ciężko i łapczywie. Usiadła na łóżku i złapała dłonią za swoje gardło.
     - Co się dzieje?! - zapytał zdezorientowany i przerażony. Elena kręciła przecząco głową. Po chwili jednak uspokoiła się. - Wszystko okej? - zapytał z troską w głosie.
     Elena nie odpowiedziała. Wydawało się, że nic nie usłyszała. Patrzyła tylko przed siebie, nieobecnym wzrokiem.
     - Eleno?
     - Wszystko dobrze - powiedziała szybko i spojrzała na Matta - Co tutaj robisz?
     - Pilnuję cię - odrzekł.
     - Po co? - zmarszczyła czoło.
     - Czy wiesz co się w ogóle stało? - zapytał zaniepokojony.
     - Spałam?...
     - Powiedzmy... Przez kilka dni. - Elena podniosła brwi w zdumieniu. - Zostałaś ugryziona przez wilkołaka... - wyjaśnił po woli. Elena odwróciła od niego wzrok, miała zamyśloną minę.
     Dziewczyna nie pamiętała za bardzo tego co się wydarzyło. Czuła się tak, jakby spała bardzo długo. Czuła, że stanowczo za długo, ponieważ bolały ją nogi i plecy. "Wilkołak? Ugryziona?" - pomyślała wolno. Przez moment miała pustkę w głowie, jednak po kilku minutach przebłyski zaczynały wracać, potem całe sceny... Elena zrobiła przerażoną minę, otworzyła usta w niemym krzyku.
     - Musze stąd wyjść, natychmiast! - wrzasnęła i chciała wstać z łóżka, ale wyszło jej to dość nieudolnie, ponieważ po długim leżeniu, jej nogi nie chciały być posłuszne. Gdy tylko się podniosła, to runęła na ziemię przed Mattem, który szybko pomógł jej usiąść z powrotem na łóżko.
     - Nie możesz stąd wyjść, Eleno
     - Niby dlaczego? - zapytała zdziwiona. Po chwili jednak przypomniało jej się, że została przymuszona, aby zostać w środku. Gdzie paradoksalnie miała być bezpieczna. Elena zrobiła się nagle wściekła, miała ochotę zrobić komuś krzywdę, tylko dlatego, że nie może się ruszyć z miejsca.
     - Muszę coś zjeść - powiedziała nagle zła. Matt zaproponował, że zniesie ją na dół, aby mogła swobodnie się najeść. Podniósł dziewczynę na ręce i zszedł z nią po schodach. Położył ją dopiero na kanapie, w salonie.
     Elena zauważyła, że mebel jest wciąż ubrudzony jej krwią. Przypomniała jej się najważniejsza scena z przed kilku dni.
     - Lois! - wrzasnęła nagle i zeszła z kanapy. Teraz jednak, jej nogi były już posłuszne. Dziewczyna w wampirzym tempie podbiegła do drzwi i je otworzyła. Poczuła chłodny wiatr i krople deszczu na twarzy. Cofnęła się na kilka kroków i zaczęła biec prosto na drzwi. Matt patrzył na jej poczynania i kręcił z politowaniem głową. Elena uderzyła w niewidzialną barierę z wielką siłą i odbiła się upadając na schody.
     - Przed chwilą cię uleczyliśmy, teraz znowu chcesz zrobić sobie krzywdę? - zapytał kpiąco chłopak. Elena nie odpowiedziała, tylko spróbowała przebić barierę ponownie.
     - Nie wyjdziesz, dopóki Elijah nie przyjdzie - powiedział spokojnie, nalewając krwi do szklanki, aby jej podać. "Elijah..." - pomyślała dziewczyna i nagle przypomniała sobie swój sen, który wydawał się być taki prawdziwy. Przypomniała sobie każdy szczegół, który wtedy zobaczyła, usłyszała i poczuła. Jego dotyk... Wróciły także jego słowa. Czy był to sen, czy rzeczywistość, nie wiedziała... Pamiętała tylko, że je słyszała, ale nie mogła na nie odpowiedzieć, ani w żaden sposób zareagować... "Tak podobne, a każda zupełnie inna... " - powtórzyła je w głowie. Co to miało znaczyć? Zastanawiała się nad tym przez chwilę, podnosząc szklankę z krwią do ust. Przechyliła ją i wypiła całość jednym ruchem.


_______________

Czekam na wasze zdanie, na temat tego rozdziału :) Proszę komentujcie, bo to mi daje motywację ! 

EDIT: Proszę o choćby jedno słowo, chciałabym wiedzieć ilu mam czytelników, mogę na was liczyć? :)

28 komentarzy:

  1. Na mój komentarz zawsze możesz liczyć, bo nie mogę się powstrzymać przed wyrażeniem opinii na temat czegoś tak cudownego ;*
    Nie skłamię, jeśli szczerze powiem (napiszę), że twój blog jest jednym z moich ulubionych.
    Rozdział genialny, szczególnie dzięki Klaroline.
    Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to nastawienie Caroline do Klausa. Z tego co pamiętam, gdy pierwotnego nie było, to blondynka tęskniła za nim. Widać było, że jej na nim zależy. Teraz, gdy ze sobą rozmawiali, a potem się pocałowali Caroline czuła się okropnie. Trochę mi się to ze sobą nie łączy. Raz ciągle o nim myśli, potem boi się z nim rozmawiać i żałuje pocałunku. No cóż, mam nadzieję, że stanie się to trochę jaśniejsze.
    Ciekawi mnie ta cała sprawa z tym umówionym spotkaniem Rebekah i Kola.
    Liczę, że w następnych rozdziałach będzie więcej Eleny z Elijah...Uwielbiam tą parę, a w tym opowiadaniu rozkręca się wolno, ale pięknie *.*
    Życzę weny i oczywiście Wesołych Świąt ! ; *
    http://mikaelsonfamily.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, nie mogę sie doczekać kolejnego, mam nadzieje ze na tym ,,pocałunku się nie skończy''???!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam nadzieję, że Caroline to się spodoba... no cóż xD Czekam na nn z niecierpliwością ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział niesamowity. Mam nadzieję że kolejny pojawi się już niebawem.

    Co do moich odczuć, byłam pozytywnie zaskoczona scenami Klaroline. To było genialne, aż sama poczułam to dziwne uczucie Klausa, które go ogarnęło. Z jednej strony było to trochę dziwne, jednak z drugiej, zupełnie zrozumiałe. Mam nadzieję że zmieni się podejście Caroline do tej sprawy, albo Klaus w jakiś sposób, będzie chciał ją za to przeprosić. Co do Eleny/Elijah, oby więcej scen!

    Tymczasem życzę Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdzial bardzo fajny ;)
    prosze o twoją opinię ;)

    http://simplybemine-klaus-caroline.blogspot.com/2013/03/rozdzia-6.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie piszesz. Dodawaj częściej bo nie mogę wytrzymać. I błagam więcej Klaroline. Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział , wspaniale napisane sceny Klaroline i widać że nie skupiasz się tylko na parach ale wprowadzasz też wątki akcji;) czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny , naprawdę ! :3

    Mam nadzieję że Caroline przekona się do tego pocałunku ! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Aaaaaa, super!!!
    Relacja pomiędzy Klausem a Caroline jest trochę dziwna i na pewno naciągana, ale na pewno wprowadza jakiś zamęt w fabułę.
    Nie mogę się doczekać aż Elijah w końcu wypuści Elenę z domu.
    Poza tym moja lista pytań wydłużyła się o kolejny milard. Dlaczego Bonnie używa czarnej magii bez swojej wiedzy, o co chodzi z tą kartką z adresem z kieszeni Rebekah? Koniecznie poinformuj mnie o nn, bo nie mogę się doczekać aż znajdę odpowiedź na chociaż jedno z tych pytań :)

    Pozdrawiam,
    Fanny Sucette

    OdpowiedzUsuń
  10. proszę pisz dalej, bo już nie mogę się doszekać co się dalej stanie z naszymi bohaterami.
    scena z Klausem i Caroline- zewelacja,
    jestem ciekawa jak potoczy się wątek Eleny i Elijah.
    jeśli chodzi o pomysł to wszystko jest po prostu idealnie - jednym słowem ;););)

    OdpowiedzUsuń
  11. this is excellent

    you have to continue

    please

    xoxoxo

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział !! <3 czekamy na nowy !!. ZAPRASZAM DO MNIE :D

    http://claus-i-caroline.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudny rozdział...jak każdy *-*

    OdpowiedzUsuń
  14. Haha świetny. w taki fajny sposób pokazujesz Klausa i Caroline. Czekam na dalszą część. Ps. Zapraszam do mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Cudowny rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  16. Wow ! Rozdział jest świetny. Ciekawe co będzie się dalej działo pomiędzy Elijah a Eleną. Życzę dużo weny i czekam n niecierpliwością na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Żeby nie ograniczyć się do dwóch zdań, pozwolę sobie na dłuższą wypowiedź. Zacznę od ogółów, czyli podsumowania całego wątku Eleny ugryzionej przez wilkołaka, zagrożenia jej życia i zdobywania lekarstwa w postaci krwi Klausa. Pomysł, sam w sobie, ciekawy. I mimo że nie należę do grona fanów Gilbert, to z zainteresowaniem śledziłam rozwój akcji, dobrnęłam do punktu kulminacyjnego i nawet odetchnęłam w momencie rozwiązania. To, co mnie najbardziej zaskoczyło, umiejscowiłaś gdzieś w połowie rozdziału. Czyżbyś planowała spektakularne wskrzeszenie Kola? Nawet jeśli nie, to czuję, że zaskoczysz nas czymś interesującym. Sam pomysł obudzenia Barbie Klaus jest już krokiem ku czemuś nowemu. Dodam też, że niezwykle podoba mi się relacja braci Salvatore. Zdecydowanie nie popieram sielankowej atmosfery w ich stosunkach, toteż zgrzyty, które mają miejsce między nimi, ubarwiają mi czytanie tego opowiadania. Tego typu elementy sprawiają, że to wszystko jest dla mnie bardziej realistyczne, a nie ukolorowane i napuszone. Właśnie z tego powodu sceny Caroline i Klausa nie usatysfakcjonowały mnie w zupełności. Zabrakło tutaj tej pikanterii, którą Klaus zdecydowanie aplikuje przy każdej sytuacji, w której czuje przewagę nad resztą postaci. Nie twierdzę oczywiście, że nie podobało mi się ich zbliżenie, jednak wolę Mikaelsona jako tego bezwzględnego i wykorzystującego do maksimum swoją wyższość. Pewnie dlatego serialowy Klaus, z którego zrobili jakieś ciepłe kluchy, nie intryguje mnie tak bardzo, jak ten z poprzednich sezonów. Aczkolwiek, to jedynie moja mała dygresja i nie odbieraj tego źle. Natomiast zachowanie Caroline było na miejscu. Choć do tego, że sprawy przyjaciół to sprawy święte, zdążyła nas już przyzwyczaić. Mimo wszystko mam dziwne przeczucie, że myśli nie dadzą jej teraz spokoju i będą ją nawiedzać ze zdwojoną siłą. Nie ma co się oszukiwać, że "coś" było "niczym". No i końcówka, czyli uparta Elena, nieodpowiedzialna Elena i Elena w chwilowej kropce. Ach ta jej determinacja! Już nie mogę się doczekać Elijaha. Jego postać wprowadza taką nietypową atmosferę, iście szlachecką. Och, zapomniałabym o Bonnie i małym Gilbercie. Z tego, jak widzę, też powstaje jakiś problem. Nie do końca jestem przekonana do owych postaci, więc nie będę się nad tym rozwodzić. Konkluzja taka, że efekt zaskoczenia był, więc ogólnie jest zadowalająco. Czekam niecierpliwie na dalszą część i przepraszam za paplaninę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, dziękuję za tak wyczerpującą opinię. Fajnie, ze tak to widzisz :) Mam wrażenie, ze częściowo mnie zdemaskowałaś jeśli chodzi o niektóre rzeczy. Już wkrutce następny rozdział, a w nim dużo Elijah z Eleną oraz Klarolne :)

      Usuń
  18. Jeden z najlepszych blogów jakie czytałam! Dziewczyno masz ogromny talent i sprawiasz, że ciężko jest się oderwać od tego opowiadania. Piszesz jak prawdziwy zawodowiec ;) Czasami aż mi się mylą sceny z twojego opowiadania ze scenami z serialu! Trzymam za ciebie kciuki i oby tak dalej! :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetnie piszesz, masz niezwykły talent, muszę przyznać.
    Rozdział podobał mi się szczególnie, chyba ze względu na muzykę. Jako że jestem fanką muzyki klasycznej było to dla mnie coś wspaniałego.
    Teraz trochę o bohaterach.
    Elena - ugh.. nie przepadam za nią szczególnie, a w twoim opowiadaniu to już w ogóle. No, ale nielubiany bohater musi być :)
    Caroline - jak zawsze się poświęca, choć w tym przypadku to powinna się raczej cieszyć, no ale wiadomo jak jest. Ogromny plus, że nie wpakowała się Klausowi już do łóżka czy coś.
    Klaus - kocham go w każdej postaci. Złego, dobrego, cierpiącego, szczęśliwego, gdy zabija, gdy rysuje, gdy się zaleca do Caro, albo gdy ją gryzie. Cokolwiek nie napiszesz i tak będę go kochać. A w twoim opowiadaniu ma swój serialowy charakter, co bardzo mnie cieszy :)
    Ogólnie rozdział na duży plus, jestem zachwycona.
    Pozdrawiam, Nina :)
    http://klaroline-tvd.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Yy.. Odjęło mi mowę.. Rozdział tak długi a tak krótki jednocześnie.. Pierwszy raz chyba trafiłam na opowiadanie, które tak mnie pochłonęło.. Rewelacja!!
    Scena Klaroline - najlepsza, idealna! Dokładnie tak wyobrażam sobie te postacie, takie są. Zazdroszczę ci kurka tego talentu ! Podziel się ;D
    Hmm, rozmowa braci Salvatore... Mistrzostwo, Damon <3*.* uwielbiam tego bloga, chciałabym jak najszybciej nadrobić zaległości, zrobię to ;)
    Ściskam gorąco i pozdrawiam ;* masa całusów :D
    Wpadnij do mnie jak bd miała czas ;) Jeszcze raz: Jesteś wspaniała w tym co robisz, powodzenia! :*

    OdpowiedzUsuń
  21. Hej piszesz świetne rozdziały, widać, że masz w tym wprawę, dla tego mam do Ciebie prośbę mogłabyś wyrazić swoją opinię na temat mojego pierwszego opowiadania ? bardzo proszę :) http://destiny-love-vampires.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Kiedy następny rozdział, bo nie mogę się doczekać ?:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Cześć :)
    Serdecznie zapraszam na NN Klaro ;)
    http://hate-is-the-beginning-tvd.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  24. ; oo ! Jeeeeeeeeeju, ale jesteś boska, świetny blog i ten rozdział. Najlepsza scena z Klaro *.* Uwielbiam twojego Klausa <3

    Zapraszam do mnie ; *

    http://ilovevd.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Najlepszy rozdział jaki do tej pory czytałam! Wciągający, pełen akcji. Podobala mi sie scena z Klausem. Kiedy wyobrażalam sobie ta muzykę klasyczną to odplywalam z kazdym zdaniem.
    Świetne!
    http://zagubionedusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Główna
Rozdziały
Postacie
Polecam
Zapytaj!