Chcę być teraz sama
Stefan zjawił się bardzo szybko. Zapukał do drzwi i Bonnie natychmiast mu je otworzyła. Była cała roztrzęsiona, miała mokre od łez policzki i zapuchnięte oczy. Jej dłonie się trzęsły.
- Stefan! Musisz mu pomóc! - krzyknęła, ale głos się jej zawiesił. Salvatore patrzył na nią zaniepokojony i pierwszą rzeczą, jaką zrobił, to mocno przytulił czarownicę do siebie. Bonnie zapłakała jeszcze głośniej.
- Co się stało? - zapytał zaniepokojony idąc za dziewczyną do salonu. Jeremy leżał na dywanie i był w wielkiej kałuży krwi. Stefan odwrócił na moment głowę. Tak duża ilość tego płynu nie działała na niego zbyt dobrze.
- Okej? - zapytała Bonnie, widząc jego reakcję.
- Tak, co tutaj się stało?
- Próbowałam zapalić świeczki magią, ale coś nie wyszło i... musiałam zemdleć. Potem on był w takim stanie... N-nie wiem co się stało - załkała głośno. Stefan słuchał jej i w tym samym czasie przysiadł koło chłopaka badając jego rany na ciele. Miał je dokładnie wszędzie.
- Tak samo wyglądał Shane... - jęknęła dziewczyna, a Stefa popatrzył na nią z troską.
- Nie martw się, coś wymyślę - przegryzł swój nadgarstek i wlał krew do gardła chłopaka - To powinno pomóc - powiedział nie patrząc na Bonnie, która skuliła się pod ścianą.
- Spokojnie, słyszysz? - Stefan przysiadł koło niej i objął ja ramieniem. Oboje patrzyli na pokaleczonego chłopaka. Bonnie płakała cicho w kuląc twarz w jego ubraniu. Poczuła wtedy, że Stefan to na prawdę dobry przyjaciel.
- Gdzie on jest?! - wrzasnęła Elena. Na dworze było już ciemno, a dziewczyna wciąż stała na przeciwko otwartych na szeroko drzwi wejściowych. Matt westchnął ciężko. Siedział przy stole w kuchni i doskonale widział poczynania Eleny.
- Dlaczego nie przyjdzie i po prostu mnie nie uwolni?! - wkurzała się Elena - Chociaż, z drugiej strony, też bym zwlekała, bo nie daruję mu tego! - wrzasnęła w furii. Matt po raz kolejny dzwonił do Damona, ale ten nie odbierał. "Jego strata... Nie dowie się, że Elena wyzdrowiała" - pomyślał z przekąsem.
- Eleno, daj już spokój... - powiedział znudzony jej wściekłościami.
- Nie mogę, Matt. On mnie tutaj uwięził! Muszę się stąd wydostać! - powiedziała tłumacząc, jednak wciąż miała uniesiony głos.
Matt wybrał tym razem numer Stefana.
- Matt?
- Hej, Stefan. Elena ma się dobrze... - nagle chłopak usłyszał potężny huk i trzask łamanego drewna.
- Co się tam dzieje?! - zaniepokoił się Salvatore.
- To nic, tylko Elena próbuje wyjść z domu... - wyjaśnił z przekąsem.
- Czy coś się stało?
- Nie, chciałem tylko cię powiadomić, że jest jej już o wiele lepiej.
- Nie mogę teraz przyjść...
- Dlacz...
- ...Jestem u Bonnie. Czy Elena jest koło ciebie? - zapytał cicho.
- Niee...
- Coś stało się z Jeremym, proszę cię, nic jej o tym nie mów. Nie wiemy jeszcze nic konkretnego.
- Co?! - zaniepokoił się chłopak.
- Porozmawiamy później. Nie mówi nic Elenie i nie martw się - Stefan rozłączył się. Matt siedział w osłupieniu. Wzrok miał skierowany przed siebie. Nagle z za rogu wyskoczyła Elena, a Matt wymusił uśmiech, aby nie dać po sobie nic poznać.
- Kto dzwonił?
- Ee... Nikt, to znaczy Caroline, chciała zapytać co u ciebie słychać... - wytłumaczył się szybko. Elena zmarszczyła czoło. - Słuchaj, mówiłaś o Lois? Tej naszej nowej nauczycielce? - zmienił szybko temat.
- Taak... To ona tutaj była! Ona mnie ugryzła - powiedziała szybko złoszcząc się ponownie. Była wściekła, nie wiedziała do końca dlaczego. Miała ochotę wszystko niszczyć...
- Co?! - zdziwił się Matt - to nie możliwe...
- Tak było... Gdzie jest ten cholerny Elijah! - wrzasnęła w furii odwracając się w stronę drzwi. Zatrzymała się nagle szybko przestraszona. Za jej plecami stał nie kto inny, jak właśnie Elijah. Miał zdziwiony wyraz twarzy.
- Tutaj... - odpowiedział. Elena odeszła od niego kilka kroków. Za to Matt patrzył zaniepokojony. Nie wiedział co ma zrobić, czy powinien go zaatakować? "Przecież to niedorzeczne... Nie masz z nim szans..." - szeptał głos w jego wnętrzu.
- Chyba musisz opuścić ten dom - powiedział niepewnie Matt. Elena spojrzała na niego i zmarszczyła czoło.
- Nie! Masz mnie w tej chwili uwolnić - wkurzyła się i odwróciła twarz do pierwotnego, który stał niewzruszony. Wertował ją spojrzeniem. Jego kąciki ust były lekko uniesione, jakby cała ta sytuacja go bawiła.
- To chyba ty musisz opuścić ten dom - odezwał się w stronę Matta. Chłopak nie wiedział dlaczego, ale jego nogi same szły do wyjścia. Chciał to zatrzymać, ale nie mógł nic zrobić. Po chwili wyszedł milcząc i zamknął za sobą drzwi.
- Widzę, że już jest lepiej... - powiedział pierwotny. Elena patrzyła na niego wściekle.
- Uwolnij mnie, albo...
- ...Albo co? - zakpił. Elena zmarszczyła gniewnie czoło. - Nic nie możesz mi zrobić, Eleno.
- Żądam, abyś mnie uwolnił, teraz! - wrzasnęła. Nagle poczuła szybki ruch powietrza i pierwotny stał tuż przed nią. Nie widziała nic prócz jego twarzy. Od razu poczuła delikatny zapach perfum. Patrzyła na niego gniewnie, już miała coś wrzasnąć, ale nie zdążyła. Elijah był na tyle blisko, że czuła jego oddech na swojej szyi. To trwało tylko kilka sekund, a może nawet mniej. Chciała krzyczeć, wyrwać się i uciekać dopóki nie będzie miała już sił. Poczuła jego usta na swoich. Dziewczyna krzyczała w swojej głowie. Czuła ciepło, które od niego biło.
Zamachnęła się i momentalnie przywaliła mężczyźnie prosto w policzek. Głowa odskoczyła mu na bok, a Elena szybko odsunęła się od niego na bezpieczna odległość.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzasnęła przestraszona tym co właśnie się wydarzyło. Elijah zwrócił na nią wzrok i zbliżył się o parę kroków.
- Nie podchodź! - krzyknęła desperacko, porywając nóż ze stołu.
- Przepraszam... - spuścił wzrok. Elena patrzyła na niego niepewnie. - Po prostu myślałem...
- Uwolnij mnie i wyjdź - powiedziała szybko odwracając głowę.
- Dobrze - szepnął cicho i podszedł o krok. Elena musiała zmusić się, aby na niego popatrzeć. - Możesz opuścić swój dom... - powiedział wolno, jednak gdy skończył, nadal patrzył w jej oczy.
- Chciałem tylko... - nie wiedział jak ma to wyjaśnić. Dla niego to też nie była jasna sytuacja... Czuł do siebie wstręt i ogromny wstyd, że mógł zrobić coś takiego. "Tak to jest jeśli szuka się przeszłości w teraźniejszości..." - pomyślał. Elena patrzyła zaniepokojonym wzrokiem.
- Byłaś...
- Tak podobne, a każda zupełnie inna... - szepnęła cicho Elena. Mężczyzna zmarszczył czoło zdumiony. - Powiedziałeś to... - Elijah otworzył szerzej oczy.
- Skąd ty...
- Wszystko słyszałam... - przyznała cicho.
- Ja... Ehh... - nie mógł znaleźć właściwych słów.
- Zapamiętaj sobie raz na zawsze, ja-nie-jestem-Katherine! - wrzasnęła mu prosto w twarz. Elijah odwrócił wzrok. - Nie jestem też Tatią! Zapamiętaj to! Nie masz prawa tak o mnie myśleć, rozumiesz?! - wrzasnęła w złości. Elijah czuł się wtedy, jakby zdradził samego siebie, a zdrada to dla niego największa hańba. To prawda, porównywał ją do innych sobowtórów... Chciał, aby ona była tą jedyną, idealną. Z zaletami każdej z nich. Chciał w końcu odnaleźć to, co zgubił gdzieś w świecie, dawno temu. Jednak nie mógł szukać tego u Eleny. Miała rację, nie była ani Kateriną, ani Tatią. Była zupełnie inną osobą, mimo zewnętrznej otoczki wyglądu...
- Przepraszam... - spuścił wzrok - Nie powinienem tego robić - powiedział z pokorą.
- Musisz już iść... - mruknęła dziewczyna cicho. Tak też zrobił, odwrócił się i wolno opuścił jej dom.
Damon wysiadł ze swojego kabrioletu. Pod nogami miał piasek, a przed nim było długie, na prawo i lewo, ogrodzenie. Rozglądał się dookoła. Było dość ciemno, bo zapadał już wieczór. Miał zmarszczone czoło, zastanawiał się. Podszedł bliżej w kierunku ogrodzenia, za którym stał ogromny hangar. Dostrzegł tabliczkę, na której pisało "Macon Iron, The Scrap Market, Macon, GA". Przyglądał się jej przez chwilkę, a potem skierował wzrok na sam budynek przed nim.
(kliknij, aby zobaczyć)
Ręką przejechał po stalowym ogrodzeniu oceniając jego wytrzymałość. Doszedł do wniosku, że nie będzie trudne do sforsowania. Spojrzał w bok i zauważył dziurę w kratach. Była mała, ale doskonale nadawała się, aby przejść. Salvatore podszedł do niej i szarpnął gwałtownie ogrodzenie, które z łatwością się rozerwało, jakby było zrobione z papieru.
Mężczyzna uśmiechnął się i przeszedł przez ogrodzenie. Szedł wolno rozglądając się dookoła.
- A więc to tutaj Rebeka chciała się spotkać z L.B. - mruknął cicho do siebie. Szedł dalej i był już prawie przy ścianie hangaru. Swoim wampirzym słuchem usłyszał jakieś głosy. W środku definitywnie byli jacyś ludzie. Przyłożył ucho do zardzewiałej ściany.
- Szybciej, Chole! Nie mamy czasu! - warknął jakiś gruby głos mężczyzny. Damon zmarszczył czoło.
- Spokojnie, Cedrik... - uspokajał jakiś wysoki, kobiecy głos. "Chwila, chwila... Przecież to..." - zastanawiał się Damon. "Lois?!..." - doszedł do wniosku.
- A wy tam co?! Ruszać się! - warknął mężczyzna. Salvatore usłyszał kilka jęków wycięczonych od pracy ludzi. Damon przeszedł kilka kroków w prawo i zauważył, że w miejscu, gdzie dwie ściany się łączą, jest mała szpara. Od razu zajrzał przez nią do środka.
Rzeczywiście widział Lois, jednak nie wyglądała tak, jak ją zapamiętał. Miała na sobie obcisły strój, a na rękach czerwone rękawiczki. Damon zmarszczył czoło. "Kto w taki upał chodzi w rękawiczkach?..." - zdziwił się.
- Nie obijać się! - wrzasnął Cedrik. Damon spostrzegł go po kilki chwilach. Był to wysoki, muskularny osiłek. Nie miał prawie włosów na głowę, a ubrany był w brązowe spodnie i ciemną koszulę, która ledwo zapinała się na jego mięśniach. Damon przymrużył oczy, chciał zapamiętać jak najwięcej.
- Spokojnie, kochany... - uspokajała Lois, która momentalnie znalazła się przy nim. Delikatnie głaskała jego ramię, a mężczyzna dyszał w złości.
- Jak spokojnie!? Zaraz musimy wracać, a tutaj nawet połowa nie zrobiona! - wkurzył się. Lois milczała, wciąż głaszcząc go po ramieniu. Damon nie mogąc już dłużej na to patrzeć, przeniósł spojrzenie na pracujących ludzi. Wymęczeni katorgą, było to widoczne na pierwszy rzut oka. Mieli na sobie brudne, zniszczone ubrania. Salvatore patrzył na ich poczynania. Jedni nosili worki, a drudzy je otwierali i wyjmowali... "Zaraz, zaraz... Czy to jest... werbena?" - zmarszczył czoło i wytężył wzrok, aby lepiej widzieć. Tak, to były kwiaty właśnie tej rośliny.
- Po co im werbena? - mruknął z zainteresowaniem. Spojrzał na miejsce, w którym stali Lois i osiłek, ale ich już tam nie było.
Nagle Damonowi zrobiło się bardzo gorąco. Zorientował się, że ktoś przyciska go z ogromną siłą do ściany budynku. Poczuł, jak dociska kołek do jego pleców. Skrzywił się momentalnie i przeklnął w myślach.
- No, no, no. Panie Salvatore, a czego tutaj szukamy? - usłyszał delikatny głos Lois.
- Ehh... Słyszałem, że dilujecie tutaj werbeną... - wymyślił szybko na poczekaniu - więc, pomyślałem, że moglibyście mi jej trochę odsprzedać - uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób. Lois gwałtownie odwróciła go twarzą do siebie.
- Oj, nie ładnie tak kłamać... - zacmokała wpatrując się w niego - no i co my z tobą teraz zrobimy? - powiedziała z udawanym smutkiem. Damon uśmiechnął się tajemniczo. Potem poczuł, że kobieta bardzo silnie uderzyła go w głowę, czymś ciężkim. Upadł na ziemię i widział jej czarne, wysokie obcasy. Potem stracił przytomność.
Damon ocknął się związany i zakneblowany. Leżał na zimnej ziemi i czuł, że ma piach w ustach. Poruszył głową i zorientował się, że jest wewnątrz hangaru. Jednak ani Lois, ani Cedrika nie było w środku. Zniknęły także niewolnicy i worki z werbeną. Dookoła było cicho. Salvatore słyszał tylko ciche pobrzękiwanie świerszczy. Z łatwością rozerwał więzy i zerwał taśmę z ust. Syknął cicho.
Wstał i otrzepał swoje ubranie z piachu. Zastanawiał się dlaczego po prostu go zostawili. Może Lois uznała, ze nie będzie sprawiał kłopotów? "Przecież, gdy ktoś kogoś przyłapie na gorącym uczynku, to zazwyczaj idą za tym konsekwencje, w postaci tortur lub więzienia... " - myślał. To było dla niego dość dziwne. Damon jednak uśmiechnął się sam do siebie i nie myśląc już o tym, wyszedł z hangaru tą samą drogą, którą się tutaj dostał. Po chwili odjechał samochodem.
Damon ocknął się związany i zakneblowany. Leżał na zimnej ziemi i czuł, że ma piach w ustach. Poruszył głową i zorientował się, że jest wewnątrz hangaru. Jednak ani Lois, ani Cedrika nie było w środku. Zniknęły także niewolnicy i worki z werbeną. Dookoła było cicho. Salvatore słyszał tylko ciche pobrzękiwanie świerszczy. Z łatwością rozerwał więzy i zerwał taśmę z ust. Syknął cicho.
Wstał i otrzepał swoje ubranie z piachu. Zastanawiał się dlaczego po prostu go zostawili. Może Lois uznała, ze nie będzie sprawiał kłopotów? "Przecież, gdy ktoś kogoś przyłapie na gorącym uczynku, to zazwyczaj idą za tym konsekwencje, w postaci tortur lub więzienia... " - myślał. To było dla niego dość dziwne. Damon jednak uśmiechnął się sam do siebie i nie myśląc już o tym, wyszedł z hangaru tą samą drogą, którą się tutaj dostał. Po chwili odjechał samochodem.
Bonnie siedziała wpatrzona w twarz Jeremiego. Nie płakała już. Była spokojna. Spoglądała na twarz chłopaka w odrętwieniu. Stefan stał przy oknie i wpatrywał się w dal. Milczał. W pokoju panowała idealna cisza. Każdy był pogrążony w swoich rozmyśleniach.
Nagle Jeremy obudził się łapczywie zaczerpując powietrza. Bonnie od razu znalazła się przy nim i wtuliła jego głowę w swoje ramiona. Stefan odwrócił się i obserwował z powagą sytuację.
- Już dobrze... - powtarzała Bonnie kołysząc się z nim lekko. Salvatore podszedł do chłopaka i popatrzył mu w oczy.
- Wszystko jest w porządku - powiedział z wyraźną ulgą. Bonnie odetchnęła głęboko.
- Co się stało?! - Jeremy był roztrzęsiony.
- N-nie wiemy do końca... Miałeś rany na całym ciele, Stefan przyszedł i cię uzdrowił - wyjaśniła Bonnie, gdy chłopak już się uspokoił.
- Z tobą wszystko dobrze? - popatrzył na czarownicę Jeremy.
- Tak, o mnie się nie martw... - powiedziała uspokajając go. Przybliżyła się do niego szybko i pocałowała go. W tym pocałunku umieściła całą swoją miłość i wdzięczność, ze nic mu nie jest. Gilbert mocno ją przytulił i uśmiechnął się do siebie lekko. Salvatore patrzył na tę scenę i poczuł wielką potrzebę, aby zobaczyć się z Eleną.
- Dobrze, ja już pójdę - powiedział Stefan cicho. Bonnie popatrzyła na niego odsuwając się od Jeremiego.
- Dziękuję ci... Gdyby nie ty to nie wiem co by się mogło stać! - powiedziała z wdzięcznością i uśmiechnęła się do niego ciepło. Odpowiedział jej tym samym i po chwili wyszedł.
Stefan po kilku chwilach był już u Eleny. Zapukał lekko do drzwi i czekał na zaproszenie. Dziewczyna zjawiła się za minutę i wpuściła go do środka. Stefanowi wydawało się, że była jakaś przygaszona.
- Wszystko w porządku? - zapytał, gdy wszedł już do salonu. Elena skinęła głową. - Nie wyglądasz najlepiej...
- Wszystko okej - powiedziała wymuszając uśmiech. Stefan popatrzył na nią niepewnie.
- Gdzie jest Matt? Miał być z tobą...
- Tak, musiał wyjść - wyjaśniła siadając na kanapie. Podciągnęła kolana pod brodę. Salvatore usiadł przy niej. Zapanowała niezręczna cisza.
- Co teraz zamierzasz? - Dziewczyna spojrzała na niego marszcząc czoło. - Skoro nie możesz wyjść z domu...
- ... Nie, już jest dobrze. On... był tu i uwolnił mnie - powiedziała, ale głos się jej zawieszał. Stefan spuścił wzrok.
- Rozumiem... Aa... Myślałem, że Damon tutaj będzie... - powiedział po chwili, aby podtrzymać rozmowę. Elena milczała. - Wiesz, gdzie on jest?
- Nie obchodzi mnie to... - powiedziała smutnym głosem. Stefan zmarszczył czoło.
- Nie obchodzi cię?... - zapytał nie dowierzając, że to od niej usłyszał. Elena rzuciła mu krótkie spojrzenie.
- Dlaczego wszyscy myślą, że nie mogę bez niego przeżyć choćby minuty? - zapytała lekko się irytując.
- Bo niedawno właśnie tak było i...
- ...W takim razie wiedz, że już tak nie jest - przerwała mu. Stefan opuścił głowę.
- Więc przywiązanie już nie działa? - zapytał jakby bardziej siebie. Dziewczyna jednak to usłyszała i spojrzała na niego krótko.
- Nie interesuje mnie to już... Coś się zmieniło, ale nie jestem w stanie określić co to jest... - nagle odwróciła się i usiadła przodem do Stefana, krzyżując nogi na kanapie - po prostu nie jest już tak jak kiedyś... Czuję, ze mniej mi na tym wszystkim zależy - powiedziała jednym tchem.
- Co masz teraz zamiar zrobić? - patrzył jej w oczy.
- Nie wiem... - przyznała całkiem szczerze spuszczając wzrok na swoje nogi - co ty byś zrobił? - Stefan zdziwił się na to pytanie i chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Jeśli nie czujesz do niego... Tego co czułaś wcześniej. To wszystko staje się trudne... Najgorsze jest jednak, to, że ta druga osoba będzie czuć to nadal...- spuścił wzrok. Elena patrzyła na niego ze zrozumieniem.
- To ty... - powiedziała nagle. Chłopak podniósł na nią oczy. - Mówisz teraz o nas... - zrozumiała. - Po prostu zostawiłam cię samego... A ty... Ty ciągle mnie kochałeś, ale nie mogłeś już tego okazywać... - wyszeptała rozumiejąc nagle wszystko dokładniej niż dotychczas. Chłopak milczał. - Wiem, że to co zrobiłam nie było najlepsze względem ciebie - powiedziała. Stefan podniósł na nią oczy i wiedział, że to co mówi jest bolesną prawdą.
- I wtedy, gdy powiedziałeś, że żałujesz każdej...
- ...chwili mojego wampirzego życia - dokończył za nią - to nie była do końca prawda - przyznał - były momenty, w których byłem wdzięczny za to kim jestem. Moment, w który poznałem ciebie, bo ty pokochałaś mnie, mimo tego kim jestem... Nie poddałaś się nawet wtedy, gdy odszedłem... - powiedział cicho. Elena patrzyła mu w oczy i słuchała każdego jego słowa.
- Przepraszam... - tylko na tyle było ją stać w tamtej chwili - przepraszam, że cię zostawiłam... - po chwili Elena mocno przytuliła się do Salvatore'a. Chłopak poczuł jej zapach i odwzajemnił uścisk.
- Dziękuję ci, że mimo wszystko, wciąż tutaj jesteś... - powiedziała cicho, prosto do jego ucha.
Tego dnia wydarzyło się na prawdę dużo. Dla Eleny, stanowczo za wiele. Z jednej strony była szczęśliwa, bo mogła już swobodnie wyjść z domu i przejść się po świeżym, wiosennym powietrzu, po za tym była całkowicie zdrowa, chociaż nie przeżyła napięcia, które spotkało jej przyjaciół. Z drugiej strony był Stefan, głęboko zraniony jej postępowaniem. I Elijah... który posunął się stanowczo za daleko. Jednakże mimo to, ze chciała o tym incydencie jak najszybciej zapomnieć, to wciąż to rozgrzebywała w głowie. Zastanawiała się dlaczego pierwotny tak postąpił, co go do tego skłoniło? Przecież on widział, że Elena jest w pokręconym związku z Damonem. Doskonale wiedział, że teraz wszystko jest dla niej skomplikowane. Po co więc jeszcze bardziej mącił jej w głowie swoim zachowaniem? Czy stało za tym coś większego? Może Elijah tęsknił za przeszłością, którą przecież dzielił najpierw z Tatią, a potem z Katherine... Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Przypomniała sobie swój sen podczas choroby, gdy była na łące w pięknej sukni; był tam Elijah... Niestety widziała też Katherine, która wmawiała jej, że mimo wszystko są takie same... "Nie, to nie była prawda! Nie jestem jak ona. Elijah nie ma prawa myśleć, że jestem drugą Katherine, którą znał kiedyś! Jej już nie ma!" - myślała zdenerwowana Elena. W tamtej chwili jednocześnie chciała wyjaśnić wszystko z pierwotnym. Powiedzieć co o tym wszystkim myśli. Z drugiej jednak strony chciała się zapaść pod ziemie i już nigdy go nie spotkać. "Tak, chcę, aby wyjechał daleko i żebym nigdy więcej nie musiała spojrzeć w te jego cholernie brązowe oczy!" pomyślała nagle.
Wszystko to ją przerosło.
Dziewczyna siedziała w ciszy na łóżku i rozmyślała. Była sama w domu. Jeremy długo nie wracał. Prawdę mówiąc zaczynała się lekko denerwować. Nagle usłyszała zamykające się drzwi na dole. Od razu zbiegła na dół, aby to sprawdzić. Zobaczyła poważną twarz Damona. Zmarszczyła czoło.
- Elena? - odetchnął z ulgą. Dziewczyna stała w miejscu. Damon szybko znalazł się przy niej i mocno ją przytulił. Ona poczuła jego bliskość, ale nic po za tym. Zastanowiło ją to. Przecież kiedyś czuła mrowienie w nogach i dziwny ucisk w brzuchu, kiedy on podchodził do niej tak blisko.
Teraz nic. Pustka. Zrozumiała, że w tamtym momencie ostatnia cząstka przywiązania rozpadła się i zniknęła. Była wolna, mogła sama podejmować decyzje i nie była niczym już zaślepiona. Mogła robić co chce. Spostrzegła, że razem z przywiązaniem zniknęło także uczucie do Damona. Oczywiście nie znienawidziła go. Po prostu to co czuła jeszcze niespełna kilka dni temu, dziwnie zniknęło... Wiedziała, że dla niego, przyjęcie tego do zrozumienia będzie graniczyło z cudem... Obawiała się, że mężczyzna zrobi coś głupiego, albo co gorsza wróci do dawnych nawyków.
- Wszystko w porządku? - zapytał chwytając jej twarz w dłonie. Elena odwróciła wzrok i po chwili odtrąciła go. Wróciła do swojego pokoju. Damon był zdziwiony jej reakcją i natychmiast podążył za nią. - Co się dzieje?
- Nic... - powiedziała cicho. Salvatore zmarszczył czoło i usiadł koło niej na łóżku.
- Powiedz mi.
- Chcę być teraz sama - powiedziała twardo spoglądając mu w oczy. Damon zdziwił się. - Mógłbyś już iść?
- Przyszedłem, aby sprawdzić jak się czujesz. Widzę, że coś się dzieje i nie mam zamiaru wyjść zanim się tego nie dowiem...
- Damon, nic się nie dzieje! Po prostu idź...
- Przez całe dnie bałem się, że mogę cię stracić, a teraz ty mnie wyrzucasz?! - Elena patrzyła na niego z determinacją. - Daj mi się nacieszyć... - dodał i dotknął jej policzka, ona jednak odwróciła głowę.
- Muszę ci coś powiedzieć - odrzekła cicho. Damon patrzył się na nią niepewnie. - Czuję to... To już koniec, Damon... - Mężczyzna otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak ona mu nie dała.
- Przywiązanie już nie działa... Ja już... - głos się jej zawiesił. Spojrzała na niego smutno. Salvatore miał wzrok zwrócony przed siebie. Jakby patrzył na coś bardzo odległego. - Zrozum... To już nie jest to samo... - próbowała wyjaśnić. Nie mogła znaleźć właściwych słów, w końcu jak można komuś, prosto z mostu powiedzieć, że już się go dłużej nie kocha? Elena też tego nie wiedziała...
- Po prostu...
- ...Rozumiem - przerwał jej nagle. Jego głos nie wyrażał żadnych uczuć, a na twarzy przybrał maskę obojętności - okłamywałem się długo, że twoje uczucia są prawdziwe. Jednak to było tylko przywiązanie... - powiedział po chwili szepcząc. Elena chciała coś powiedzieć, wyjaśnić... Jednak Damon wstał i po prostu wyszedł. Bez żadnego słowa.
Elena pozostała sama, otoczona tylko przez głuchą ciszę...
Nagle Jeremy obudził się łapczywie zaczerpując powietrza. Bonnie od razu znalazła się przy nim i wtuliła jego głowę w swoje ramiona. Stefan odwrócił się i obserwował z powagą sytuację.
- Już dobrze... - powtarzała Bonnie kołysząc się z nim lekko. Salvatore podszedł do chłopaka i popatrzył mu w oczy.
- Wszystko jest w porządku - powiedział z wyraźną ulgą. Bonnie odetchnęła głęboko.
- Co się stało?! - Jeremy był roztrzęsiony.
- N-nie wiemy do końca... Miałeś rany na całym ciele, Stefan przyszedł i cię uzdrowił - wyjaśniła Bonnie, gdy chłopak już się uspokoił.
- Z tobą wszystko dobrze? - popatrzył na czarownicę Jeremy.
- Tak, o mnie się nie martw... - powiedziała uspokajając go. Przybliżyła się do niego szybko i pocałowała go. W tym pocałunku umieściła całą swoją miłość i wdzięczność, ze nic mu nie jest. Gilbert mocno ją przytulił i uśmiechnął się do siebie lekko. Salvatore patrzył na tę scenę i poczuł wielką potrzebę, aby zobaczyć się z Eleną.
- Dobrze, ja już pójdę - powiedział Stefan cicho. Bonnie popatrzyła na niego odsuwając się od Jeremiego.
- Dziękuję ci... Gdyby nie ty to nie wiem co by się mogło stać! - powiedziała z wdzięcznością i uśmiechnęła się do niego ciepło. Odpowiedział jej tym samym i po chwili wyszedł.
Stefan po kilku chwilach był już u Eleny. Zapukał lekko do drzwi i czekał na zaproszenie. Dziewczyna zjawiła się za minutę i wpuściła go do środka. Stefanowi wydawało się, że była jakaś przygaszona.
- Wszystko w porządku? - zapytał, gdy wszedł już do salonu. Elena skinęła głową. - Nie wyglądasz najlepiej...
- Wszystko okej - powiedziała wymuszając uśmiech. Stefan popatrzył na nią niepewnie.
- Gdzie jest Matt? Miał być z tobą...
- Tak, musiał wyjść - wyjaśniła siadając na kanapie. Podciągnęła kolana pod brodę. Salvatore usiadł przy niej. Zapanowała niezręczna cisza.
- Co teraz zamierzasz? - Dziewczyna spojrzała na niego marszcząc czoło. - Skoro nie możesz wyjść z domu...
- ... Nie, już jest dobrze. On... był tu i uwolnił mnie - powiedziała, ale głos się jej zawieszał. Stefan spuścił wzrok.
- Rozumiem... Aa... Myślałem, że Damon tutaj będzie... - powiedział po chwili, aby podtrzymać rozmowę. Elena milczała. - Wiesz, gdzie on jest?
- Nie obchodzi mnie to... - powiedziała smutnym głosem. Stefan zmarszczył czoło.
- Nie obchodzi cię?... - zapytał nie dowierzając, że to od niej usłyszał. Elena rzuciła mu krótkie spojrzenie.
- Dlaczego wszyscy myślą, że nie mogę bez niego przeżyć choćby minuty? - zapytała lekko się irytując.
- Bo niedawno właśnie tak było i...
- ...W takim razie wiedz, że już tak nie jest - przerwała mu. Stefan opuścił głowę.
- Więc przywiązanie już nie działa? - zapytał jakby bardziej siebie. Dziewczyna jednak to usłyszała i spojrzała na niego krótko.
- Nie interesuje mnie to już... Coś się zmieniło, ale nie jestem w stanie określić co to jest... - nagle odwróciła się i usiadła przodem do Stefana, krzyżując nogi na kanapie - po prostu nie jest już tak jak kiedyś... Czuję, ze mniej mi na tym wszystkim zależy - powiedziała jednym tchem.
- Co masz teraz zamiar zrobić? - patrzył jej w oczy.
- Nie wiem... - przyznała całkiem szczerze spuszczając wzrok na swoje nogi - co ty byś zrobił? - Stefan zdziwił się na to pytanie i chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Jeśli nie czujesz do niego... Tego co czułaś wcześniej. To wszystko staje się trudne... Najgorsze jest jednak, to, że ta druga osoba będzie czuć to nadal...- spuścił wzrok. Elena patrzyła na niego ze zrozumieniem.
- To ty... - powiedziała nagle. Chłopak podniósł na nią oczy. - Mówisz teraz o nas... - zrozumiała. - Po prostu zostawiłam cię samego... A ty... Ty ciągle mnie kochałeś, ale nie mogłeś już tego okazywać... - wyszeptała rozumiejąc nagle wszystko dokładniej niż dotychczas. Chłopak milczał. - Wiem, że to co zrobiłam nie było najlepsze względem ciebie - powiedziała. Stefan podniósł na nią oczy i wiedział, że to co mówi jest bolesną prawdą.
- I wtedy, gdy powiedziałeś, że żałujesz każdej...
- ...chwili mojego wampirzego życia - dokończył za nią - to nie była do końca prawda - przyznał - były momenty, w których byłem wdzięczny za to kim jestem. Moment, w który poznałem ciebie, bo ty pokochałaś mnie, mimo tego kim jestem... Nie poddałaś się nawet wtedy, gdy odszedłem... - powiedział cicho. Elena patrzyła mu w oczy i słuchała każdego jego słowa.
- Przepraszam... - tylko na tyle było ją stać w tamtej chwili - przepraszam, że cię zostawiłam... - po chwili Elena mocno przytuliła się do Salvatore'a. Chłopak poczuł jej zapach i odwzajemnił uścisk.
- Dziękuję ci, że mimo wszystko, wciąż tutaj jesteś... - powiedziała cicho, prosto do jego ucha.
Tego dnia wydarzyło się na prawdę dużo. Dla Eleny, stanowczo za wiele. Z jednej strony była szczęśliwa, bo mogła już swobodnie wyjść z domu i przejść się po świeżym, wiosennym powietrzu, po za tym była całkowicie zdrowa, chociaż nie przeżyła napięcia, które spotkało jej przyjaciół. Z drugiej strony był Stefan, głęboko zraniony jej postępowaniem. I Elijah... który posunął się stanowczo za daleko. Jednakże mimo to, ze chciała o tym incydencie jak najszybciej zapomnieć, to wciąż to rozgrzebywała w głowie. Zastanawiała się dlaczego pierwotny tak postąpił, co go do tego skłoniło? Przecież on widział, że Elena jest w pokręconym związku z Damonem. Doskonale wiedział, że teraz wszystko jest dla niej skomplikowane. Po co więc jeszcze bardziej mącił jej w głowie swoim zachowaniem? Czy stało za tym coś większego? Może Elijah tęsknił za przeszłością, którą przecież dzielił najpierw z Tatią, a potem z Katherine... Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Przypomniała sobie swój sen podczas choroby, gdy była na łące w pięknej sukni; był tam Elijah... Niestety widziała też Katherine, która wmawiała jej, że mimo wszystko są takie same... "Nie, to nie była prawda! Nie jestem jak ona. Elijah nie ma prawa myśleć, że jestem drugą Katherine, którą znał kiedyś! Jej już nie ma!" - myślała zdenerwowana Elena. W tamtej chwili jednocześnie chciała wyjaśnić wszystko z pierwotnym. Powiedzieć co o tym wszystkim myśli. Z drugiej jednak strony chciała się zapaść pod ziemie i już nigdy go nie spotkać. "Tak, chcę, aby wyjechał daleko i żebym nigdy więcej nie musiała spojrzeć w te jego cholernie brązowe oczy!" pomyślała nagle.
Wszystko to ją przerosło.
Dziewczyna siedziała w ciszy na łóżku i rozmyślała. Była sama w domu. Jeremy długo nie wracał. Prawdę mówiąc zaczynała się lekko denerwować. Nagle usłyszała zamykające się drzwi na dole. Od razu zbiegła na dół, aby to sprawdzić. Zobaczyła poważną twarz Damona. Zmarszczyła czoło.
- Elena? - odetchnął z ulgą. Dziewczyna stała w miejscu. Damon szybko znalazł się przy niej i mocno ją przytulił. Ona poczuła jego bliskość, ale nic po za tym. Zastanowiło ją to. Przecież kiedyś czuła mrowienie w nogach i dziwny ucisk w brzuchu, kiedy on podchodził do niej tak blisko.
Teraz nic. Pustka. Zrozumiała, że w tamtym momencie ostatnia cząstka przywiązania rozpadła się i zniknęła. Była wolna, mogła sama podejmować decyzje i nie była niczym już zaślepiona. Mogła robić co chce. Spostrzegła, że razem z przywiązaniem zniknęło także uczucie do Damona. Oczywiście nie znienawidziła go. Po prostu to co czuła jeszcze niespełna kilka dni temu, dziwnie zniknęło... Wiedziała, że dla niego, przyjęcie tego do zrozumienia będzie graniczyło z cudem... Obawiała się, że mężczyzna zrobi coś głupiego, albo co gorsza wróci do dawnych nawyków.
- Wszystko w porządku? - zapytał chwytając jej twarz w dłonie. Elena odwróciła wzrok i po chwili odtrąciła go. Wróciła do swojego pokoju. Damon był zdziwiony jej reakcją i natychmiast podążył za nią. - Co się dzieje?
- Nic... - powiedziała cicho. Salvatore zmarszczył czoło i usiadł koło niej na łóżku.
- Powiedz mi.
- Chcę być teraz sama - powiedziała twardo spoglądając mu w oczy. Damon zdziwił się. - Mógłbyś już iść?
- Przyszedłem, aby sprawdzić jak się czujesz. Widzę, że coś się dzieje i nie mam zamiaru wyjść zanim się tego nie dowiem...
- Damon, nic się nie dzieje! Po prostu idź...
- Przez całe dnie bałem się, że mogę cię stracić, a teraz ty mnie wyrzucasz?! - Elena patrzyła na niego z determinacją. - Daj mi się nacieszyć... - dodał i dotknął jej policzka, ona jednak odwróciła głowę.
- Muszę ci coś powiedzieć - odrzekła cicho. Damon patrzył się na nią niepewnie. - Czuję to... To już koniec, Damon... - Mężczyzna otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak ona mu nie dała.
- Przywiązanie już nie działa... Ja już... - głos się jej zawiesił. Spojrzała na niego smutno. Salvatore miał wzrok zwrócony przed siebie. Jakby patrzył na coś bardzo odległego. - Zrozum... To już nie jest to samo... - próbowała wyjaśnić. Nie mogła znaleźć właściwych słów, w końcu jak można komuś, prosto z mostu powiedzieć, że już się go dłużej nie kocha? Elena też tego nie wiedziała...
- Po prostu...
- ...Rozumiem - przerwał jej nagle. Jego głos nie wyrażał żadnych uczuć, a na twarzy przybrał maskę obojętności - okłamywałem się długo, że twoje uczucia są prawdziwe. Jednak to było tylko przywiązanie... - powiedział po chwili szepcząc. Elena chciała coś powiedzieć, wyjaśnić... Jednak Damon wstał i po prostu wyszedł. Bez żadnego słowa.
Elena pozostała sama, otoczona tylko przez głuchą ciszę...
_______________
Mam trochę smutny nastrój i chyba to się odbiło na rozdziale... No cóż, sami oceńcie, czy dobry.
ps. Ten rozdział pisałam ok. 2 tygodnie temu i chcę powiedzieć, że nie przewidziałam tego, co było w ostatnim odcinku TVD. To tak tylko dla waszej wiadomości :)
ps. Ten rozdział pisałam ok. 2 tygodnie temu i chcę powiedzieć, że nie przewidziałam tego, co było w ostatnim odcinku TVD. To tak tylko dla waszej wiadomości :)
Mi to bardziej wyglądało, jakbyś była zła a nie smutna, bo Elena w tym rozdziale wariowała ze złości, co jest do niej nie podobne. Jej rozmowa z Elijah mi się bardzo podobała...i ten pocałunek. Szkoda tylko, że Elena tak go potraktowała. Może i pierwotny nie powinien tak się zachować, ale mogła być trochę milsza.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie przecież różni się od serialu, więc nie powinno być równie tak, jak w najnowszych odcinkach. Chyba, że chcesz sprowadzić Katherine, mnie by to bardzo ucieszyło, brakuje mi jej tu ; *
Podsumowując, rozdział na prawdę ciekawy, szkoda mi Damona i Elijaha.
http://mikaelsonfamily.blogspot.com/
Super ! :* czekam na nn
OdpowiedzUsuńhttp://claus-i-caroline.blogspot.com/
Jak zawsze świetne, ale brakuje mi tu mojej ukochanej pary :/
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w następnym rozdziale już będzie, pozdrawiam :*
http://klaroline-tvd.blogspot.com/
Świetny rozdział. Myślałam, że Kol wróci w tym rozdziale, ale może nie o to chodziło. Elijah i Elena - wreszcie pierwszy całus. Nie do końca tak to sobie wyobrażałam, ale okey. Czekam na następny
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Serio! Tylko więcej Klaroline. Proszę?? :**<3
OdpowiedzUsuńELIJAH POCAŁOWAŁ ELENĘ? ELENA KOŃCZY Z DAMONEM? No chyba bardziej mnie zadziwić nie mogłaś :o ale błagam cię nie pozwól żeby Elena zniszczyła naszego kochanego Elijah <3 <3
OdpowiedzUsuńświetne opowiadanie masz talent ;
OdpowiedzUsuńJej o.o zdziwił mnie ten rozdział totalnie! :P w dobrym tego słowa znaczeniu :) Brakowało Klaroline, ale i tak świetnie! Zapraszam do mnie na pierwszy odcinek pomóżcie mi, aby moje opowiadanie stało się bardziej interesujące http://tvd-tylko-moj-swiat.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBiedny Damon :( Nie przepadam za nim, ale zrobiło mi się go szkoda :(
OdpowiedzUsuńJej! Super rozdział ! jedno wielkie awww! chcę więcej elejah ! < 33
OdpowiedzUsuńOgłaszam, że zostałaś nominowana do The Versatile Blogger.
OdpowiedzUsuńchcę oznajmić, że nominowałam cię na moim blogu :P http://tvd-tylko-moj-swiat.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńChciałam poinformować o nowym rozdziale, na który serdecznie zapraszam i liczę na szczere opinie ; )
OdpowiedzUsuńhttp://mikaelsonfamily.blogspot.com/
Z radością ogłaszam, że nominuję twojego bloga do The Versatile Blogger :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za nominację <3 Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie ;D Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach? Bardzo mi na tym zależy ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie:
http://carolineiklaus-loveforever.blogspot.com/
Dziękuje za nominację, kocham twojego bloga :D Oby tak dalej! pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMasz świetny blog! Kocham go czytać i już nie mogę się doczekać kiedy dodasz kolejny rozdział! ;*
OdpowiedzUsuńCiekawe na co tej Lois aż tyle werbeny...No cóż. Musze doczytać. c;
OdpowiedzUsuńFajny rozdział.