piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 26


Czarny aksamit




     - Bonnie! - krzyknęła Elena w kierunku przyjaciółki, która wydawała się jej nie widzieć pośród tłumu, który już zgromadził się przed ratuszem. Grupa ludzi był bardzo pokaźna. Pojawili się z pewnością wszyscy zaproszeni goście wraz z osobami towarzyszącymi.
     - Eleno, jak ty pięknie dzisiaj wyglądasz! - zachwyciła się Bonnie, oglądając ze wszystkich stron Elenę w jej ciemnogranatowej, zwiewnej sukience . Czarownica wcale nie prezentowała się gorzej w białej kreacji.
     - Dzięki, ty także olśniewasz - zapewniła przyjaciółkę.
     - Teraz mogę być twoją oficjalną osobą towarzyszącą - zaśmiała się Bonnie. Elena zmarszczyła czoło uśmiechając się.
    - Jak to? Myślałam, że już od kilku godzin nią jesteś.
    - Teoretycznie byłam, ale wiesz... Jeremy też został zaproszony i trochę głupio mi było nie iść z nim... - westchnęła ciemnoskóra.
     - Bonnie...
     - No ale... Jeremy nie przyjdzie dzisiaj do ratusza - powiedziała trochę smutno, jednak zdobyła się po chwili na uśmiech.
     - Powiedział dlaczego? - zdziwiła się wampirzyca.
     - Ta na prawdę to nie, ale marudził coś o ważnych sprawach - wyjaśniła.
     - To trochę dziwne.
     - Ostatnio jest trochę zabiegany - odrzekła Bonnie.
     - Niby za czym tak biega?
     - Też się zastanawiałam nad tym, zamyka się przede mną. Postanowiłam to wybadać, mam teraz partnera - uśmiechnęła się czarownica, a Elena zdawała się nie rozumieć. - No o tobie mówię, przecież -  zachichotała dziewczyna. Elena także jej zawtórowała, jednak jej głowę zaprzątały inne myśli. Zaczęła poważnie zastanawiać się o co chodziło jej bratu. Co się z nim działo?
      Tym czasem obie weszły już do środka, gdzie kłębiły się tłumy elegancko ubranych ludzi z kieliszkami w dłoniach. Dookoła słychać było powolną, poważną muzykę. Przyjaciółki przeszły do głównej sali, gdzie spodziewały się spotkać innych znajomych. Tak też było. Szybko ujrzały Stefana, który rozmawiał żywo z Caroline przy barze.
     - Witam drogie panie - powiedziała Caroline z radosnym uśmiechem i szybko je wyściskała. - Jak tam nastroje?
     - Jeśli chodzi o mnie to nie narzekam - odrzekła Bonnie śmiejąc się. Elena stała zamyślona delikatnie z boku.
     - Dobra skończmy z tym oficjalnym tonem - prychnęła Caroline rozbawiona. - Czy tylko ja czuję się tutaj jak na jakiejś stypie? - szepnęła w kierunku reszty, a Stefan na te słowa parsknął zduszonym śmiechem. - Na prawdę! Ta muzyka jest nie do zniesienia...
     Caroline szybko przechyliła swój kieliszek i wypiła wszystko do dna, następnie podeszła do Bonnie i zaczęła z nią o czymś dyskutować. Stefan obserwował ją przez moment wzrokiem, jednak po chwili spojrzał na Elenę, która wydawała się być nieobecna. Uśmiech zniknął z jego twarzy.
     - Eleno?... Czy wszystko w porządku? - zapytał lekko zaniepokojony, cały czas wpatrywał się w nią uważnie. Dziewczyna przez chwilę milczała, potem jednak szybko oprzytomniała i spojrzała na Salvatore'a lekko zdezorientowana.
     - Tak... Wszystko w porządku - zapewniła sztucznie.
     - Na pewno? - zapytał z powątpiewaniem. - Wiesz... Wszyscy wiemy, że Damon nie trzyma się najlepiej, jednak osobiście wiem też, że ty przeżywasz to podobnie.
      Elena zmarszczyła czoło i popatrzyła na niego zdziwiona. Zaczęła się lekko śmiać pod nosem.
      - Damon trzyma się jak się trzyma, staram się mu pomóc, ale chyba nie myślisz, że... - Elena przestałą się śmiać. Czy Stefan na prawdę myślał, że ona czuła jeszcze coś więcej do jego starszego brata?
      - No nie wiem, jak między wami jest, więc...
      - Ja i on to już przeszłość, Stefanie. Definitywnie - potrząsnęła charakterystycznie głową.
      Stefan trochę speszył się na jej słowa. Dziwnie się czół, rozmawiając z Eleną na te tematy.
      - A więc chodzi o coś innego? Coś cię gryzie.
      - Nie, no coś ty... - odrzekła bez zastanowienia. - Chociaż... - dodała po chwili. Stefan patrzył na nią wyczekująco. Mimo, że była jego byłą dziewczyną, to nadal pozostawali przyjaciółmi. Chciał jej pomóc, skoro miała jakiś problem.
      - Wiesz co? Teraz to ja muszę się napić - stwierdziła wymijająco i nachyliła się w kierunku baru. Po chwili trzymała już w dłoni kieliszek z białym winem. Przechyliła go i jednym łykiem wypiła wszystko. Stefan patrzył na nią z lekkim zdziwieniem. - Coś czuję, że będę potrzebowała znacznie więcej... - mruknęła do siebie i szybko wyminęła Stefana. Miała zamiar iść do łazienki, aby zadzwonić do Jeremiego. Cały czas nękały ją najczarniejsze myśli. Nie mogła się odprężyć należycie, a właśnie przecież po to tutaj przyszła, aby wreszcie chwilę odpocząć.
   


     W holu było mnóstwo ludzi, większość z nich Elena doskonale znała, jednak pośród nich były także nowe twarze. Dziewczyna jednak nie zastanawiała się nad tym dłużej. Chwyciła klamkę od drzwi do toalety i pociągnęła drzwi do siebie. Nagle czyjaś dłoń zamknęła ponownie drzwi, które przed chwilą otworzyła Elena. Dziewczyna zdziwiona i roztargniona puściła klamkę i odwróciła się wolno. Przed nią stał nie kto inny, jak Elijah Mikaelson.
     - Witaj - powiedział cichym i głęboki  głosem, lustrując ją w międzyczasie spojrzeniem. - Wyglądasz zjawiskowo - dodał z uśmiechem.
     - Dziękuję - odpowiedziała, czując, że twarz zaszła jej czerwienią. On właśnie tak na nią działał. - Nie spodziewałam się, że tutaj będziesz.
     - Niby dlaczego miałbym to przegapić?
     - No... Nie jesteś z rodziny założycieli... - wyjaśniła Elena z roztargnionym uśmiechem.
     - Do prawdy? - zaśmiał się pierwotny. - A kto pomieszkiwał wioskę, zanim jeszcze ludzie umieli budować drogi i stawiać wieżowce? - podniósł brwi do góry. Elena nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się krzywo. Elijah zinterpretował to we właściwy sposób.
     - Czy wszystko u ciebie w porządku? - zapytał, a jego twarz zmieniła się z uśmiechniętej w zatroskaną.
     - W porządku... Problemy z bratem... - wyjaśniła wymijająco
     - Może chcesz, żebym się tym zajął? - zaproponował z lekkim westchnięciem.
     - Nie... To moje sprawy, muszę załatwić to sama.
     - W takim razie, nie będę się wtrącał - westchnął pierwotny. Przez chwilę wpatrywał się w Elenę, która specjalnie odwróciła wzrok pod ciężarem jego spojrzenia. Zapadła cisza. - Miałem nadzieję, że poświęcisz dla mnie jeden taniec - rzekł po chwili wyciągając elegancko dłoń przed siebie.
     Elena spojrzała mu prostu w oczy. Dostrzegła w nich jakąś zalotną iskierkę. Poczuła, że nie ma wyboru. Jednak to nie była oznaka przymusu. Chciała tego. Miała nadzieję, że chociaż ten mężczyzna da jej chwilę odprężenia. Chwyciła więc ciepłą dłoń i zamknęła swoją w jego uścisku. Razem pokierowali się w stronę sali głównej, gdzie był parkiet do tańca. Elena westchnęła i uśmiechnęła się lekko, słysząc wolną, przyjemną muzykę. Wspomnieniami wróciła do ich pierwszego tańca, który zakończył się w nieoczekiwany sposób. Zaśmiała się w duchu.
     Ustali na przeciwko siebie. W koło było tyle ludzi. Czy to nie wyglądało dziwnie, że byli jedyną parą, która miała zamiar tańczyć? Elenę przeszedł dreszcz. Nie lubiła takich sytuacji. Nie została stworzona do łamania blokad, nie lubiła się wychylać. Jednak stała tutaj z nim. Nie mogła przecież teraz uciec.
     Przybliżył się do niej i lekko, delikatnie ją objął, chwycił mocniej dłoń i ruszyli... Najpierw wolno, elegancko, w rytm muzyki, która poniosła ich już dalej. W pewniej chwili Elena zapomniała o tym, w jakim miejscu się znajduje. Byli tylko oni i ten taniec, ta chwila. Spojrzała w górę, wprost w brązowe oczy mężczyzny, który trzymał ją w objęciach. Byli tutaj razem, dla siebie. Zapragnęła, aby nagle znaleźli się gdzieś w ciemnym pokoju, bez tych wszystkich ludzi dookoła, razem w samotni, tylko z muzyką jako kompan.
     Ponownie spojrzała w te ciepłe oczy, które teraz niemalże płonęły żywym ogniem. Przeniosła wzrok niżej, na usta, które układały się w delikatnym uśmiechu, jakby były wprost rozanielone dzięki tej jednej chwili. Zapragnęła zbliżyć się maksymalnie i po prostu musnąć te piękne usta. Ponownie poczuć ich ciepło i namiętność, jaką poczuła za pierwszym razem. Co ją zatrzymywało? Ci cholerni ludzie dokoła...
     Dziewczyna spuściła nagle wzrok i westchnęła cicho karcąc się w myślach za to, że w ogóle miała teraz wizję ich pocałunku. Wciąż wirowali w rytm muzyki...
     Elijah widocznie dostrzegł jej wewnętrzne myśli, gdyż uśmiech zniknął z jego twarzy, przechylił lekko głowę, jakby chciał zmusić ją, aby spojrzała mu w oczy. Ta jednak odwróciła wzrok, gdyż bała się, iż jeśli jeszcze raz spojrzy w te ogniste tęczówki, nie zdoła się powstrzymać, a to na prawdę nie był czas i miejsce na takie namiętności.
     Nagle muzyka się urwała. Wszystko się skończyło. Elijah zatrzymał się gwałtownie, a wraz z nim Elena. Spojrzała na niego tylko na ułamek sekundy, miał dziwny wyraz twarzy. Chciał się odezwać, to było widać. Jednak przerwał mu burmistrz - ojciec Bonnie.
     - Witam wszystkich na sto pięćdziesiątej drugiej rocznicy założenia miasta Mystic Falls! - rozbrzmiały gromkie brawa z każdej strony. Elena była nieco zdezorientowana. Nagle poczuła, że musi gdzieś się ukryć. Nie chciała stać pośród tych wszystkich ludzi, nie chciała spojrzeć w oczy mężczyźnie przed sobą. Miała wrażenie, jak gdyby stała całkiem naga przed wszystkimi.
     - Chciałbym powitać wszystkich zgromadzonych gości, członków założycielskich rodzin, osoby towarzyszące oraz oczywiście innych przybyłych! - rozbrzmiewały wciąż słowa burmistrza.
     Elena musiała się wyrwać. Nie patrząc na nikogo, po prostu ruszyła się z miejsca i poszła w kierunku wyjścia z budynku. Po drodze złapała jeszcze butelkę alkoholu, która stała na tacy wraz z przygotowanymi kieliszkami.
   
     Elijah spostrzegł, że Elena opuszcza pomieszczenie. Już miał za nią pójść. Najwyraźniej nie czuła się dobrze. Być może to jednak problemy z bratem nie pozwoliły jej zrelaksować się nawet na moment? Zdecydowanie widział w jej oczach coś dziwnego. Nie była radosna, mimo uśmiechu na twarzy. Coś się musiało dziać.
     Nagle jego ramię ścisnęła mocno czyjaś drobna dłoń. Pierwotny obejrzał się zirytowany za siebie. Za jego plecami stała ciemnowłosa kobieta o ostrych rysach twarzy. Uśmiechała się w chytry, charakterystyczny sposób.
     - Jak tam miewa się Damon Salvatore? - zapytała przebiegle.
     - O czym mówisz, Lois? - zapytał robiąc wymowną minę.
     - No jak to o czym. Nie znasz najnowszych plotek, Elijah? Przecież w mieście aż kipi od tego, że Salvatore szuka prawdy na prawo i lewo. Jak widzę, nie pofatygował się jeszcze do źródła - zaśmiała się ironicznie.
     - O czym ty do cholery mówisz? - wysyczał pierwotny przez zaciśnięte zęby.
     - Damon wie, że coś kombinujecie. Niestety... a może jednak stety... no mniejsza... Musiałam uchylić dla niego rąbka tajemnicy.
     - Co mu powiedziałaś?! - syknął ostro pierwotny. Miał już po dziurki w nosie ten wilkołaczycy, która wszędzie wtrącała się w sprawy innych.
     - Nic wielkiego. Parę zdań o Regu... i może Amandzie - postawiła nacisk na imię dawnej ukochanej Elijah. Miarka się przebrała. Pierwotny chwycił kobietę mocno za nadgarstek i pociągnął na bok.
     - Słuchaj, Lois, skończ te gierki, bo ze mną nie wygrasz. Mogę od tak cię zmiażdżyć, rozumiesz?
     Kobieta zaczęła się śmiać ironicznie.
      - I co ty mi możesz zrobić, co? Zabić mnie? Proszę bardzo, nie krępuj się - zaśmiała się ochryple. - Wszystko mi jedno, gdy skończę swoją robotę i tak umrę, więc na prawdę nie robi mi to większej różnicy - prychnęła.
     Elijah przymrużył oczy. Nie rozumiał o czym mówiła ta kobieta. Nie miał zamiaru się nad tym jednak głowić. Miał ważniejsze rzeczy do ustalenia.
     - Co wie Salvatore? - zmienił temat Elijah, zelżawszy uścisk na przedramieniu kobiety.
     - Wie nie wiele więcej, niż wiedział wcześniej. Na twoim miejscu, spodziewałabym się jego rychłych odwiedzin u ciebie - uśmiechnęła się ironicznie Lois.
     - Policzymy się jeszcze, Brown - odrzekł jej i oddalił się ku wyjściu z budynku. Zapomniał nagle o wszystkim, nawet o Elenie. Jego jedynym zamiarem była teraz wizyta w posiadłości braci.



     - Eleno, czy ty zgłupiałaś do reszty?! - zawołał za brunetką Stefan, który dopiero teraz spostrzegł, że dziewczyna siedzi z nogami w fontannie, stojącej w ogrodach ratuszu. - Co ty sobie wyobrażasz?! - zbeształ ją, jednak po chwili parsknął śmiechem, widząc, że Elena jest kompletnie pijana i szczerzy się do niego niczym mała dziewczynka, która udaje, że nie próbuje rozrabiać.
     - Szukałem cię od... - Stefan spojrzał na zegarek, dochodziło w pół do siódmej. -dobrych kilkunastu minut. Gdy mówiłaś, że potrzebujesz więcej nie myślałem, że skończysz w fontannie - parsknął ponownie śmiechem.
     - Chodź tutaj do mnie, Steffy - zaśmiała się Elena i poklepała miejsce obok siebie. - Nie masz pojęcia, jak bardzo ta woda, o tutaj, jest cieplutka!
     - Uspokój się, bo jeszcze chwila i będę musiał wyprowadzić cię z tej imprezy, a jeszcze nawet się nie zaczęła.
     - No nie wiem, nie wiem, Steffy - zachichotała Elena. - Jak dla mnie, to ta impreza już się chyba kończy - stwierdziła chmurząc się niespodziewanie.
     - Dobrze się czujesz? - zapytał mężczyzna podchodząc w jej kierunku. Przysiadł na krawędzi marmuru.
     - Sama nie wiem... Masz czasem tak, że za dużo myśli kłębi się w twojej głowie? - zapytała bardziej trzeźwym głosem. Nie czekała jednak na jego odpowiedź. - Ja tak mam ostatnio non-stop. I najgorsze jest to, że nie umiem sobie z tym poradzić... Wszędzie tylko nowe problemy - wyjaśniła patrząc w zielone oczy mężczyzny.
     - Wiem co masz na myśli - odrzekł. - Też często tego doświadczam. Wiesz co jest najlepszym sposobem na to? Rozmowa z przyjacielem - uśmiechnął się. - Słucham.
     - Sama nie wiem nawet od czego zacząć... - spuściła wzrok na swoje nogi, którymi brodziła w wodzie. - Dzisiaj dowiedziałam się, że Jeremy zajmuje się jakimiś "sprawami", nikomu nic nie mówi. Boję się, że wpakuje się w jakieś bagno. Po za tym... - zamyśliła się. - Trochę głupio mi z tobą o tym rozmawiać - stwierdziła po chwili i skrzywiła się lekko.
     - Chyba nie ma tematu, na który nie moglibyśmy porozmawiać. Wal śmiało - zachęcił ją, jednak z góry domyślał się o czym Elena chciała mu powiedzieć. Na pewno chodziło o sprawy sercowe.
     - No bo... Chodzi o to, że ja... Ne wiem jak to ująć...
     - Po prostu.
     - Po prostu - szepnęła do siebie, aby dodać sobie odwagi. - Ja i Elijah, coś między nami jest - powiedziała i odetchnęła szybko. Stefan próbował ukryć swoje zaskoczenie i zakaszlał niemalże niesłyszalnie. To był dla niego nie lada szok. Kto by się spodziewał?... Nic na to nie wyglądało, a tu nagle taka informacja. Mężczyzna starał się to strawić. Elijah był dobrym człowiekiem i na pewno jeśli to było obustronne uczucie, to Stefan nie miał podstaw, aby się niepokoić w jakikolwiek sposób.
     Elena lekko się speszyłą widząc jego reakcję, jednak kontynuowała.
     - Rzecz w tym, że ja tak na prawdę nie wiem na czym stoję. Tak na prawdę, to my oboje stoimy w miejscu. On ma jakiś problem, widzę to wyraźnie, ale dostrzegam też, że nie potrafi się do końca otworzyć. Wszystko bierze na siebie i myśli, że może wszystko. To prawda, może i jest kim jest, ale to nie zmienia faktu, że też czasem potrzebuje odpoczynku od wszystkich problemów. A on tym czasem jeszcze więcej bierze na siebie - odetchnęła. - Tak na prawdę to nic między nami nie zaszło, nie doszło do niczego więcej, niż niewinny pocałunek... Z drugiej strony... Czy ja mam za duże oczekiwania? - zapytała spoglądając na Stefana, który nadal uważnie jej słuchał.
      - Bo przecież nie obiecywał mi nie wiadomo czego. Nie składaliśmy wieczystej przysięgi...
      - Wiesz co ja o tym myślę? Według mnie po prostu martwisz się, bo ci zależy. Te uczucia, które w sobie gromadzisz, potrzebują ujścia... - zatrzymał się i spojrzał jej w oczy. Na prawdę obchodziła ją jego opinia. - Powinnaś z nim szczerze porozmawiać i powiedzieć co czujesz. To zmusi go z drugiej strony do ujawnienia części siebie przed tobą. Tym sposobem dowiesz się na czym stoicie i zaczniecie kolejny etap - stwierdził Stefan i uśmiechnął się ciepło. Elena odwzajemniła uśmiech równie szczerze.
      - Dziękuję ci, że zostałeś - powiedziała brunetka po chwili.
      - A co miałem zrobić? Przecież siedzisz upita w fontannie - zaśmiał się lekko mężczyzna. Elena także zachichotała.
      - Nie o to mi chodzi - odrzekła. - Zostałeś mimo wszystko, to co się stało między nami. Zostałeś po tym, jak już nie jesteśmy razem, nie odszedłeś, tak jak to zrobił Damon - wyjaśniła. - Nadal jesteś moim przyjacielem... Dziękuję - szepnęła i objęła Stefana ramionami. Nie czuła się z tym dziwnie. Stefanowi także przyszło to naturalnie. Byli przyjaciółmi i takimi zostaną choćby nie wiadomo co się stało w przyszłości. Bo takiego przyjaciela się nie zapomina...


     - Witaj mój pierwotny przyjacielu! - przywitał się Damon ironicznie z Elijah, który stał na progu domu Salvatore'ów. - Czego chciałbyś w tą ciemną noc? - uśmiechnął się charakterystycznie.
     - Myślę, że musimy sobie porozmawiać, Damonie - zaczął, nie wzruszony na ironiczną gadkę wampira.
     - Nie sądzę - odrzekł ironicznie Damon.
     - Jest jedna sprawa, którą musimy sobie wyjaśnić.
     - Chyba wiem nawet co to za sprawa - uśmiechnął się Salvatore w charakterystyczny sposób. Elijah przymrużył oczy. - Tak, tak... - machnął dłonią, a jego ruchy były na tyle swobodne, iż Elijah domyślił się, że mężczyzna przed nim definitywnie wypił tego dnia nie jedną butelkę burbonu. - Wiem o tobie i Elenie... Przyszedłeś po błogosławieństwo, od byłego chłopaka? No więc go nie dostaniesz - syknął Damon.
    Elijah już miał coś powiedzieć, jednak tamten mu nie dał.
     - Eleno?! - rzucił głucho przez swoje ramię Damon. - Najwyraźniej jej tam nie ma - syknął Damon. - Jak pewnie wiesz, już dawno jej tutaj nie było. Bynajmniej nie ze mną - dodał lekko rozgoryczony. - Możemy więc załatwić to jak należy  - syknął wampir i już przymierzał się do skoku.
     - Nie interesują mnie twoje prywatne problemy, Damonie - odrzekł Elijah spokojnie. Odwrócił się z zamiarem odejścia i poszedł przed siebie. Wiedział, że w tym stanie na pewno nie zamierza rozmawiać o poważnych sprawach z Salvatore'm.
     - Co u niej, tak w ogóle? - rzucił za nim Damon. Elijah zmarszczył czoło i odwrócił się w stronę wampira. Widząc zapytanie na twarzy pierwotnego, Damon kontynuował. - Zastanawiam się tylko, czy już macie ten etap za sobą - syknął ironicznie Damon.
     Elijah zacisnął dłonie w pięści, do tego stopnia, że knykcie mu pobielały z braku krwi. Pierwotny był wyczulony na takie gadki ze strony Damona. Irytował się błyskawicznie. Jeszcze jeden impuls i to się źle skończy dla Salvatore'a. Z drugiej strony, on wiedział? Jak to możliwe, przecież nikt nie wiedział o tym, że on i Elena zbliżyli się ostatnio... Czy to było aż tak widoczne?
     - Bo wiesz... - przeciągnął Damon starannie obserwując wzbierającą złość Elijah. - Ona jest całkiem groźna jeśli chodzi o te sprawy - uśmiechnął się charakterystycznie.
     Pierwotny nie wytrzymał i zwyczajnie rzucił się na wampira. Gwałtownie obaj znaleźli się w środku domu. Jeden tarmosił drugiego i na odwrót. Miotali się po przedpokoju, następnie salonie. Wszędzie rozbijali wszystko co popadnie, tak, że pomieszczenie na koniec wyglądało jakby przed chwilą przeszedł tamtędy jakiś huragan. Damon poczuł, że przegrywa te dziwne starcie i skierował się do piwnicy. Miał plan, aby zamknąć pierwotnego w jednej z cel i poznęcać się nad nim. Z jednej strony cała tajemnica, która kłębiła się w powietrzu. Spotkanie z Lois, która pieprzy o jakimś Regu i Amandzie?... O co tutaj do cholery chodziło? Damon nie miał zielonego pojęcia.
     Z drugiej zaś strony już dawno zauważył, że Elena i pierwotny mają coś do siebie. Uważny obserwator widzi takie rzeczy. Damon był rozgoryczony. Jakby na to nie spojrzeć, wciąż chodziło o Elenę. Jego Elenę.  Dziewczynę, którą kochał nadal, mimo tego, że ona nic do niego już nie czuła.
     W końcu Elijah przerwał te chorą rywalizację i mocno przygwoździł Damona do jednej ze ścian. Zrobił to z takim impetem, że jeden z obrazów uderzył o podłogę. Pierwotny spojrzał na obramowanie leżące na ziemi i zdziwił się lekko. Kto wiesza obrazy w piwnicy? Bo właśnie tam teraz się znajdowali.
     - Czy nie mówiłem ci już o tym, żebyś mnie nie denerwował, Damonie? - syknął przez zaciśnięte zęby Elijah i przelotnie zerknął na miejsce, z którego spadł właśnie obraz. Damon przełknął ślinę w panicznym geście. Wyglądało na to, że obraz nie wisiał nam bez przyczyny. W ścianie była mała wnęka, zaś tam widać było coś na kształt wajchy lub dźwigni.
     Elijah puścił Damona, który cały czas przyciśnięty był do ściany. Pierwotny podszedł wolnym krokiem do dziwnego znaleziska. Salvatore doskonale wiedział do czego ono służy. Przeczuwał, że za kilka chwil będzie martwy. To co Elijah zaraz znajdzie, na bank poskutkuje rychłą śmiercią Salvatore'a, który czuł, że zaraz usłyszy grzmot, wybuch lub coś podobnego. Oznakę kataklizmu. Żywioł gniewu w pełnej okazałości. Ujrzy niepojętą nienawiść potężnego stworzenia. Zacisnął zęby i zamknął oczy nasłuchując.
     Cisza...
     ...przed burzą.


     Godzina dziewiętnasta. Cóż, dla wielu ludzi ma ona inne znaczenie. Dla jednych jest to pora spać i chodzi oczywiście o dzieci, inni kończą o tej godzinę dzienną zmianę w pracy, a jeszcze inni wychodzą w ciemną noc, aby móc zabawić się na jednej z licznych imprez.
     W Mystic Falls wybiła właśnie godzina dziewiętnasta na ratuszowym zegarze. Tutaj, ta właśnie godzina należała do wilkołaków, którzy przygotowywali się tygodniami do ataku. Właśnie tutaj, właśnie teraz. Ta godzina była jak znak do walki. Zaraz miało rozpętać się piekło.
     Wszyscy zaangażowani w zbrodnię, jaka miała się dokonać, zaczęli zbijać się w trzy lub czteroosobowe grupki.
      Elena była na prawdę pijana. Stefan podtrzymywał ją lekko na swoim ramieniu i prowadził przez hol ratusza, w kierunku łazienki. Musiał koniecznie wytrzeć jej twarz, gdyż cały makijaż rozpłynął się na jej twarzy. Nawet nie zastanawiał się, czy to przez płacz, a może to tylko woda z fontanny? Wiedział, że musi zająć się swoją przyjaciółką, a potem odstawić ją bezpiecznie do domu. Musiała się wyspać, odpocząć, a kolejnego dnia zacząć nowy dzień, który przy sposobności będzie o wiele lepszy.
     Oboje weszli do łazienki. Elenę na początku poraziło ostre, jasne światło z toalety. Przetarła dłonią twarz, tym sposobem jeszcze bardziej rozmazała sobie czarne ślady pod oczami. Nagle oboje usłyszeli jakiś huk gdzieś w oddali, a potem kilka podniesionych głosów. Może krzyk?
     Stefan obejrzał się za siebie, jakby miał dar widzenia przez ściany. Huk jednak nie powtórzył się ponownie, więc pomyślał, iż może ktoś przez przypadek rozbił kieliszek. Powrócił wzrokiem do Eleny, która stała obok niego, jednak ledwo trzymała się na nogach. Mężczyzna podszedł do niej i chwycił ją na ręce, następnie podszedł o kilka kroków do przodu i posadził przyjaciółkę na jednej z szafek obok umywalki. Elena zachwiała się lekko, potem ziewnęła i wyciągnęła ręce do góry.
     - Jestem zmęczona... - oznajmiła wzdychając. Stefan popatrzył na nią, jakby się nad czymś zastanawiał. Mógłby ją zabrać od razu do domu... Zdecydował jednak, że lepiej będzie najpierw doprowadzić jej wygląd do normalnego stanu.
     - Wiem, ale najpierw musimy się tobą zająć - odrzekł Stefan. - Poczekaj tutaj przez moment, ja zaraz wracam, znajdę tylko jakieś chusteczki - oznajmił i popatrzył na nią trochę nie pewnie. - Na pewno nic ci nie będzie? - zapytał jakby sam nie wierząc, że odpowiedź mogłaby być pozytywna.
     - No coś ty! - zawołała Elena radośnie i przymknęła oczy na chwilę. - Będę grzecznie czekać - zapewniła sennym głosem.
     - W takim razie, nigdzie się nie ruszaj. Zaraz będę z powrotem - poinformował i zniknął za drzwiami.



     - Co to jest, Damonie? - zapytał stoicko Elijah, jednak wewnątrz mężczyzny grzał się już gniew. Nie wiedział, co jawi się przed nim, jednak jakoś w niewytłumaczalny sposób wzbudziło to w nim negatywne uczucia.
     - To... To?... nie... to tylko jeden z... z bibelotów... właśnie. Wiesz jaki Stefan jest sentymentalny... - wychrypiał Damon, któremu wciąż było ciężko oddychać z powodu niedawnego zgniecenia krtani. Salvatore miał nadzieję, że to zatrzyma na chwilę Elijah, lub odwiedzie go od brnięcia dalej w nieznane. On nie mógł odkryć tego utajnionego przejścia... Po prostu nie mógł!
     - Nie kłam! Otwieraj to! - Elijah był już na granicy cierpliwości. Takie mącenie, jakim właśnie posłużył się Damon było jedną z najbardziej znienawidzonych przez pierwotnego rzeczy.
     Wampir posłusznie wstał z ziemi i wolnym krokiem podszedł do przodu, a czujny, wyzywający wzrok miał utkwiony w pierwotnym. Damon podniósł dłoń i mocno objął palcami wajchę. Ścisnął metalowy pręt bardzo mocno i przeniósł wzrok na Elijah. Więc to już? Zaraz nastąpi śmierć? Już miał pociągnąć urządzenie w dół.
     Nagle oderwał się od metalu i rzucił na pierwotnego, którego te działanie niebywale zaskoczyło. Najpotężniejsza postać na ziemi właśnie została przygwożdżona do ściany na przeciwko. Salvatore mocno ściskał jego krtań, jednak jego mozolne wysiłki na nic się zdały. Po kilkusekundowej "walce", Elijah wyswobodził się i odepchnął Salvatore'a z tak ogromną siłą, że przeleciał przez całą piwnicę niczym marionetka, jedna z kukiełek w przedstawieniu dla dzieci. Wampir uderzył z ogromnym hukiem o ścianę, rozbijając ją tym samym w drobny mak.
     Elijah otrzepał swoje dłonie i wiedząc już co ma zrobić, podszedł w kierunku wnęki. Wpatrywał się przez ułamek sekundy w metalowy uchwyt, po czym chwycił go tak samo jak Damon chwilę wcześniej. Następnie pociągnął urządzenie w dół. Przez krótki moment nic się nie wydarzyło. Jednak po chwili, pierwotny usłyszał jakby ktoś zaczął odryglowywać drzwi. Dźwięk narastał i przeciągał się w czasie coraz dłużej.
     W końcu ostatni rygiel został zdjęty. Pierwotny zorientowawszy się, że hałas już zniknął, podszedł o krok w kierunku wnęki. Nagle coś zaszurało donośnie, z sufitu spadły kłęby szarego, mętnego pyłu, który wypełnił cały korytarz. Elijah machinalnie przysunął dłoń w kierunku oczu, aby osłonić się przed pyłem. Zakasłał kilka razy. Jednak nie widział w tamtym momencie zupełnie nic. Każdy centymetr przestrzeni przed nim był wypełniony mętną mieszaniną kurzu.
     Po dosyć długiej chwili, powietrze oczyściło się odrobinę, a uciążliwa mieszanina opadła ku podłodze. Aczkolwiek przed pierwotnym nie było już wnęki. Elijah widział na wprost przejście, inny korytarz, który prowadził w nieznane. Wampir rozejrzał się na boki, aby upewnić się, że Damon wciąż pilnuje podłogi i szybkim krokiem przeszedł przez próg ujawnionych przed chwilą drzwi.
     Wszędzie było niezwykle ciemno i nad wyraz cicho. W powietrzu cały czas można było wyczuć przytłaczający odór stęchlizny i pyłu. Można było się założyć, iż nikt dawno tutaj nie wchodził. Co takiego ukrywali bracia Salvatore przed resztą świata? Po cóż im takie tajemne skrytki? Te pytania nurtowały Elijah.
     Pierwotny szedł w ciemnościach przed siebie, na szczęście dzięki swoim doskonale wyostrzonym zmysłom, mógł idealnie widzieć w takich egipskich ciemnościach. Stawiał stopy jedna za drugą, po woli. Nigdzie mu się przecież nie śpieszyło. Jednak mimo powolnego poruszania się, w całym jego środku dudniał niepokój, ujawniający swoją moc z każdym kolejnym krokiem.
     Korytarz zakręcił, tak samo zrobił pierwotny, na samym końcu dostrzegł ledwie widoczny zarys metalowej klamki. Drzwi? Przez myśl przebiegł mu podziw dla architektury tego miejsca. Co prawda posiadłość braci była wyniosła i ogromna, ale co jeszcze skrywała? Jakie sekrety i tajemne pomieszczenia kryły się w podziemiach?
     Elijah był już przy drzwiach. Oplótł palcami klamkę, która okazała się być zimna niczym lód. Przekręcił ją i popchnął drzwi w przeciwnym do siebie kierunku. Odstąpiły skrzecząc z lekkim oparciem, jednak po chwili swobodnie odsunęły się, aby ukazać tajemnicę wnętrza ukrytej komnaty.
     Pierwotny jeszcze wolniejszym krokiem wszedł do środka. Przymrużył oczy, gdyż tutaj również panowała nieprzenikniona ciemność, jakby jakiś zmyślny reżyser narzucił na rzeczywisty obraz czarny aksamit. Mężczyzna ustał dokładnie na środku pomieszczenia. Odetchnął, skupił się wyjątkowo mocno, aby jego zmysły były maksymalnie wyostrzone.
     Ciemność...
     Jednak po chwili...
     Nie do końca czerń. Jakby coś tam się kryło. Dokładnie przed nim...
     Cóż to? Chyba nie umysł sprawia mu jakiegoś wyjątkowo nieznośnego psikusa?...  Coś jasnego. Tak... Zdecydowanie coś jasnego, rozrzuconego w nieładzie. Płachta?  Chyba nie... Po chwili już wiedział.
      Włosy. Zdecydowanie blond, długie włosy.
      Przez moment lub dwa nie wiedział co jego własny umysł próbuje sobie uzmysłowić. Stał wciąż na środku wpatrzony ślepo w istotę przed nim. Blond włosy.... Po minucie było już jasne. Elijah już wiedział, czyja sylwetka coraz bardziej wyostrza się przed jego oczami.
     "To nieprawdopodobne..." - pomyślał. - Nie...nie... - powtarzał sobie już na głos, lecz cicho.
      Blond długie włosy...
      Tak długo szukał siostry... Tym czasem była tak blisko, iż na wyciągnięcie ręki.


     Elena wciąż czekała na przyjaciela, siedząc na umywalce. Machała beztrosko nogami i nuciła jakąś melodię pod nosem, ziewając raz po raz.
      Nagle usłyszała huk, potem kolejny i jeszcze jeden. Każdy następny zdawał się być coraz bliżej. Dziewczyna dosłyszała niewyraźne krzyki, wydobywające się za drzwiami. Mimo jej stanu i wielkiej ospałości, zaniepokoiły ją te dźwięki. Coś było nie tak... Minęło już chyba ze dwadzieścia minut, odkąd Stefan nie wracał... Dlaczego ją tak po prostu zostawił? Może coś lub co gorsza ktoś mu w tym przeszkodził? Brunetka zeskoczyła z umywalki i zachwiała się lekko. Odetchnęła jednak szybko i odgarnęła poczochrane włosy za uszy. Obiecała, że nie będzie się ruszać z miejsca, jednak musiała sprawdzić, co dzieje się za drzwiami.
     Kolejny huk.
     Przeszedł ją dreszcz.
     Mimo nie trzeźwości, jej zmysły nadal były ostrzejsze, niż u zwykłego śmiertelnika. Doskonale usłyszała, iż dokładnie za drzwiami ktoś ustał.
     Właśnie złapał za klamkę.
     Przekręcił ją i otwierał drzwi. One odskoczyły na bok z głośnym piskiem.
     Elena gwałtownie cofnęła się do tyłu. Przeczuwała, iż nie będzie to żaden z jej przyjaciół. Ponownie przeszedł ją dreszcz.
     Ciemny kształt stanął w progu. Zaczął kroczyć w jej stronę. Była przerażona. Usłyszała śmiech, był nad wyraz szyderczy.
     - Witam cię, kochaniutka - odezwał się ochrypły głos. Nie wiedziała do kogo należy, nie znała jego właściciela. Panicznie zaczęła myśleć, w jaki sposób go ominąć i uciec. Mijały ułamki sekund, a jej umysł już dawno otrzeźwiał i pracował na pełnych obrotach.
     Szybko odkryła kły i z wrzaskiem dzikości, rzuciła się na człowieka przed sobą. Ten zaśmiał się tylko sarkastycznie i złapał ją za gardło, przyskrzynił do jednej z kabin. Teraz stał w pełnym świetle, a jego twarz była jeszcze bardziej obrzydliwa, niż jego zachrypnięty głos. Był łysy, cały w bliznach.
     - Czego chcesz ode mnie?! - syknęła Elena ledwie słyszalnie.
     - Ja nic od ciebie nie chcę, cukiereczku - mruknął przesuwając wolną dłonią po jej policzku. Zaczęła się wzbraniać, wierzgać. Wszystko jednak było na nic. Uścisk był zbyt mocny.
     - Zajmiemy się tobą, malutka. O nic się nie martw - powiedział, a dziewczyna dostrzegła, iż dłonią, którą przed chwilą dotykała jej skóry, teraz on rozpinał swój pasek od spodni.
     Zamierzał zrobić to, o czym pomyślała?! To nie działo się na prawdę!
     - Zostaw mnie sukinsynie! - wrzasnęła najgłośniej jak się dało i ostatkami sił splunęła mu w twarz. Łysol warknął kilka przekleństw pod jej adresem, wytarł rękawem oko. Był na tyle wkurzony, iż w przypływie furii szybko rzucił się na dziewczynę i ugryzł ją w ramię. Właśnie wtedy Elena przekonała się na własnej skórze, że jest wilkołakiem.
     Wrzasnęła wniebogłosy. Ból był na tyle nieznośny, iż niemalże palił żywym ogniem, pulsował, jak gdyby zaraz miało spłonąć całe jej ciało.Jad bardzo szybko wchłonął się w jej tkanki, mięśnie, a nawet w kości. Szczerze zapłakała z bólu.
     - Nie miałem zamiaru tego robić, malutka. Jesteś nie grzeczna, więc byłem do tego zmuszony. Ale już dość gadania... - łysol puścił Elenę, a ta upadła na posadzkę bezwładnie. - ...Czas przekazać cię właściwym ludziom. A mogło być nam tak przyjemnie... - westchnął mężczyzna.
     Elena nie umiała się już opierać... Po woli odpływała. Poczuła tylko, jak człowiek wziął ją na plecy i wyniósł z pomieszczenia. Potem zalśniły nad jej głową miliony gwiazd, a wiosenny wiatr pobawił się kosmykami jej włosów. Potem pustka... Jakby jakiś zmyślny reżyser narzucił na rzeczywisty obraz czarny aksamit...


________________

Witam wszystkich po kolejnej długiej przerwie! Przepraszam was wszystkich, wiem, że was zawiodłam, że mięliście nadzieję, na o wiele szybsze notki... Wyszło jak wyszło i nic na to nie poradzę. Mam nadzieję, że chociaż część z moich dawnych czytelników wciąć tutaj zagląda, bądź zajrzy w celu sprawdzenia, czy może tym razem coś się pojawiło... Otóż właśnie się pojawiło teraz! To jest swojego rodzaju prezent na moje urodziny, które są dzisiaj! Przynajmniej tyle mogę od siebie dać.

Ogłoszenie: Chciałabym wam powiedzieć, że przegapiłam I. urodziny mojego kochanego Darkest Dream! Jest mi tak smutno i przykro z tego powodu, że nie macie pojęcia :( Urodziny były 14 lutego. Więc minął już  mówiąc rok od założenia, a ja wciąż tworzę tą historię, nawet jeśli nie tak często jak bym chciała. Szkoda tylko, że tylu z moich początkowych czytelników odeszło, jednak jestem temu sama winna, bo to ja ich zawiodłam. Mogę tylko mieć nadzieję, że kolejny rozdział napiszę w o wiele szybszym tempie. Jednak niczego nie obiecuję, bo nie chcę nikomu robić wielkich nadziei.

25 komentarzy:

  1. Oł mój, Boże! DODAŁAŚ ROZDZIAŁ! TAK SIĘ CIESZE!! :D. Jak głupia, czekałam i czekałam (zwłaszcza na cudowną Klaroline ^^) ale i tak czekałam! Wróciłaś! Yeeey! Dodam komentarz i zabieram się za czytanie :> Pozdrawiam i jak chcesz to wpadnij do mnie :)

    http://this-kind-of-love-never-dies.blogspot.com/
    http://you-are-the-sun-that-looks-in-my-soul.blogspot.com/
    http://flare-of-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak poza tym, to genialna piosenka ^_^ Właśnie jej słucham u siebie na laptopie. :) Pozdrawiam !

      Usuń
  2. Doczekaliśmy się!
    Rozdział, jak zwykle, świetny.
    I znowu zostawiasz nas w niecierpliwości?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że zostawiam was w niecierpliwości na o wiele krótszy czas niż cztery miesiące :)

      Usuń
  3. W końcu!
    Rozdział jest zajebisty!!!!!!!!!
    Przepraszam za takie słownictwo ale zabrakło mi słów :)
    Rozdział był bardzo uroczy jeśli chodzi o rozmowę Eleny i Steffa :D . Awww :D
    Ale i tak jej nie lubie heh :P
    P.S. Miło że dodałaś tak wspaniałe piosenki. Idealnie tu pasują
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu się doczekałam i opłacało się tak długo czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się, na prawdę! Czekam na więcej i chce szybko wiadomość od Ciebie o nowym rozdziale bo Cię... ugr.. Ucałuje :D
    No ps.. Piękny szablon!

    Zapraszam na nowy rozdział :)
    my-world-is-your-name.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Wciągnęłam wszystko przez całą noc :P Na szczęście jestem chora, więc mogłam się porządnie wyspać. Opowiadanie świetne :P A szablon boski. W ogóle kocham twoje prace na graphic poison. Nie mogę doczekać się next. Koniecznie mnie poinformuj.
    Pozdrawiam :*
    Aqua
    W wolnej chwili zapraszam
    http://aquasenshi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem wniebowzięta. Pokochałam to opowiadanie. Jestem naprawdę szczęśliwa, że na nie natrafiłam. Świetny styl pisania, na nic nie narzekam, czysta perrrfekcja. I jeszcze mój ukochany serial i postacie! Zdecydowanie czekam na więcej! ;)
    Pozdrawiam!

    http://trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział! Widać, że wracasz z nowymi pomysłami! Ciekawe co stało się z Eleną i dlaczego ją porwali... To na pewno Reg ma jakies nowe pomysły, co do niej. Już niemogę doczekać się nowego rozdziałuu!! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Informuję że nominowałam twój blog do Liebster Award. Więcej informacji tu:
    http://katherine-pierce-story.blogspot.com/2014/04/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Dlaczego porwali Elenę? by ogolić jej głowę hihi *.*
    Nie jestem jeszcze wtajemniczona, mam wiele zaległości, ale przeczytałam ten rozdział i na pewno zacznę czytać od pierwszego, bo piszesz wyśmienicie!

    Zapraszam serdecznie na mojego pierwszego bloga z opowiadaniami! Historia Caroline, która gubi się w chaosie panującym w Mystic Falls i postanawia skorzystać z zaproszenia Klausa i wyjeżdża do Nowego Orleanu. Co ją tam czeka? Życie usłane różami? Czy moze zaschnięte płatki i nadal ostre kolce? Przekonajcie się sami, zapraszam.

    ▬ ♣ ▬

    http://death-will-be-soothed.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Poezja od zawsze była moim sposobem na życie. Z zamiłowania humanistka, wielbicielka wszelkiego rodzaju literatury. Niepoprawna liryka to mój nowy wytwór. Nie trzymam się zasad. Tworzę to, co chcę. Piszę o tym, co mnie inspiruje, irytuje i ciekawi. Zapraszam wszystkich poetów - amatorów spragnionych inspiracji, chcących wyrazić konstruktywną krytykę lub po prostu najzwyklejszych bloggerów znudzonych trudami dnia codziennego.

    niepoprawna-liryka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Więc witam i ja po długiej przerwie.. Nadrobiłam wszelkie zaległości u Ciebie i stwierdzam, że bardzo mi brakowało Twojego opowiadania ale także i całego blogspota :) odpuściłam sobie troszke, ale cóż..uczymy się na błędach.

    Na początku..wyłapałam kilka literówek i jeden błąd ortograficzny, przecinki były w sumie w porządku..a obie wiemy, jakie to cholerstwo jest uciążliwe :D Historia toczy się..łał, naprawdę intrygująco. Rozdział ten był pełen zwrotów akcji, naprawdę pochłonęłam go jednym tchem..nawet nie zmieniałam kart, by przeczytać wiadomości na fb, a to już jest coś, jak na mnie serio :D bardzo podobało mi się, jak przedstawiłaś tu Elenę i Stefana, właśnie tak jak powinno być, tak jak chciałabym żeby było i w serialu. To racja..takich przyjaciół się nie zapomina, zawsze pozostaną dla siebie ważni.. Dalej.. Elijah i Elena..w sumie główny wątek opowiadania..ajj toczy sie, toczy.. ale kochana..zrób coś :D zrób coś z nimi błagam Cię, daj mi scenę, która wzruszy :D i coś czuję, że niebawem się takowa pojawi, gdyż nasza kochana brunetka została porwana.. Pewnie nasz Pierwotny ją uratuje, ooo *.* to będzie epickie..
    swoją drogą.. PORWANIE, no ładnie..nie spodziewałam się! Jak ona słyszała te hałasy..myślałam, że słyszy Elijah i Damona na dole a tu proszę..coś innego, super, naprawdę zaskakujesz! ciekawa jestem mega kto to, jak to się skończy..Elijah będzie wściekły :D
    Ostatnia rzecz, do której chcę nawiązać.. BLOND PIĘKNOŚĆ W TAJEMNICZYM POMIESZCZENIU U SALVATORÓW.. no low, pięknie. tym mnie zupełnie rozwaliłaś, w pewnym momencie myślałam nawet, że tam znajdzie Amandę czy coś..serio, a tu siostra.....
    Genialna.. Mistrzyni moja :) Pozdrawiam ciepło i zajrzyj do mnie kochana na Klaro :) coś mi ostatnio wena spada i potrzebuję motywacji, tzn komentarzy, które dadzą mi do myślenia i ... zresztą wiesz.. Twoja opinia jest ważna :)
    Całuję ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie dl takich komentarzy warto pisać tę historię dalej! Tego mi właśnie brakowało, szczerej opinii i motywacji do pracy! Dziękuję, jesteś wspaniała, kochanie! :* Wiem jak to jest, gdy wena Cię opuszcza... Ciężka sprawa, mam nadzieję, że u mnie będzie dobrze. No pewnie,że zajrzę i jak się pewnie domyślasz, musze nadrobić twoje rozdziały również... Ale spoko, ogarne w jeden dzień :D Jeszcze raz dziękuję! :*

      Usuń
  13. Fajnie piszesz :p wpadłabyś do mnie i przeczytasz moje wypocimy ? jeśli tak to zostaw po sobie komentarz :P + chce więcej !!

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak zwykle cudowny rozdział :D
    Tak przy okazji:
    Zostałaś nominowana do nagrody Liebster Awards
    Więcej tutaj: http://theoriginalfamily.blogspot.com/2014/05/liebster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  15. Gratuluję! Zostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej szczegółów na: http://love-survives-everythign.blogspot.com/p/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  16. Żeby nie tworzyć kolejnego spamu, pozwolę sobie po prostu odpisać i zaprosić na mój blog :)

    http://dusze-cieni.blogspot.com /Rozdział 5.

    - Katherine – powiedział, co zupełnie zbiło mnie z pantałyku. Czy on miał na myśli tę samą osobę, o której mówiła kiedyś Faye? Czyli wychodziłoby na to, że zna się ze Stefanem. Ciekawiło mnie czy kojarzył też Caroline?
    - Nie… - zanim zdążyłam powiedzieć coś jeszcze, zanegować, jednym ruchem pociągnął mnie do góry. Zrobił to z taką siłą, że przez chwilę dosłownie zawisłam w powietrzu. Stopy miałam oderwane od gleby na wysokość kilkunastu centymetrów. Z wrażenia zmieszanego ze strachem, nie byłam w stanie złapać tchu, co dopiero wołać o jakąkolwiek pomoc.
    - Co do cholery – rzucił po chwili odstawiając mnie na ziemię. Podszedł bliżej, ja w tym czasie zaczęłam się cofać, jednak chwycił mnie za ramiona w taki sposób, że nie mogłam się wyrwać. Zaczęłam się wyrywać, jednak na daremno. Pochylił głowę, która znalazła się bardzo blisko mojego obojczyka. Nasłuchiwał, odpowiedź pojawiła się w mojej głowie, a wraz z nią pytanie: „Czego?”.
    - Co ty robisz… - udało mi się wydukać. Stałam przed nim jak sparaliżowana, nie mogąc wypowiedzieć słowa.
    - Jesteś człowiekiem. – Spojrzał mi w oczy, a potem... Potem już wszystko było okay…

    ZAPRASZAM :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny blog .Mam nadzieje że za niedługo pojawi się rozdział *-*
    http://firstborn-dragons.blogspot.com/
    Ps. dopiero zaczynamy i przydadzą nam się komentarze !

    OdpowiedzUsuń
  18. Wreszcie po długiej nieobecności mam przyjemność zaprosić na nn :D
    delena-different-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Kiedy wreszcie dodasz nowy rozdział???

    OdpowiedzUsuń
  20. bbbbooskie
    ps.Czy Rebbeca dowie się kto jest jej ojce? Czy hipnoza "ukochanego" będzie silniejsza niż miłość? Którego z braci Dellov wybierze? Czy zdoła przełknąć prawdę? http://niesmiertelny-czlowiek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. czekam na kolejny :)

    Pukanie do drzwi.
    To właśnie przerwało Megan intensywne poszukiwania ostatniej szkockiej w domu. Zgasiła światła, chwyciła psa i rzuciła się za kanapę, nasłuchując.
    - Widzę cię przez okno - usłyszała w końcu odkrywczą uwagę Sama.
    Powoli odwróciła się do holu wejściowego i dojrzała wlepionego w szybę Sama, a kilka metrów za nim całą trójkę jego przydupasów.
    - Wcale mnie nie widzisz - odparła od razu tego żałując. - Won stąd!
    - Wybacz, ale jeżeli uważasz, że nie umiem wyważyć z chłopakami drzwi, to się mylisz... Już kilka razy w życiu tego dokonałem - zakpił. - My chcemy tylko porozmawiać - dodał błagalnie.
    - Ilu was jest? - spytała jak najmniej łamiącym się głosem.
    - Czterech - odparł grzecznie.
    - To możecie porozmawiać między sobą - ucięła krótko i na temat. Niestety odpowiedź ta była niewystarczająca, co wnioskowała z kolejnych tortur nad drzwiami. Przeniosła ze strachem wzrok na klamkę i jednym gwałtownym ruchem otworzyła mu. Zawiesiła się niezdarnie o framugę i wypięła się w dogodnej pozie. - Czego..? - wydukała, patrząc mu prosto w oczy z zamiarem wyperswadowania jakichkolwiek poczynionych co do niej planów. Po czym spuściła wzrok na trzech pozostałych pajaców stojących tyłem do nich. Całe te trio podrygiwało zniecierpliwione, jakby dokądś się spieszyli. Przewróciła zniecierpliwiona oczami i oparła ciężar ciała na ramie drzwi.
    - Wiesz, zabawna historia... Trudno mi to powiedzieć, ale muszę cię porwać.
    ->>>>> http://sineserce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Główna
Rozdziały
Postacie
Polecam
Zapytaj!