Miłość nie istnieje!
Caroline Forbes siedziała z dłońmi założonymi na kierownicy auta. Ściskała ją rękoma tak, że niemal czuła odrętwienie. Samochód jednak stał w miejscu. Blondynka z przymrużeniem oczu przypatrywała się rozległemu kompleksowi hotelowemu, który doskonale wiedziała z za wysokiej, żelaznej bramy.
Dziewczyna westchnęła i chwyciła swoją ciemną torebkę z siedzenia obok. Potem szybko wyszła z auta. Skierowała się w stronę w stronę bramy. Gdy jednak do niej podeszła okazało się, że była otwarta. Caroline odepchnęła na bok jedno z jej żelaznych skrzydeł i szybkim krokiem ruszyła do drzwi frontowych.
Był bardzo gorący dzień. Słońce grzało, tak bardzo, że dziewczyna momentalnie poczuła żar na skórze. Pożałowała, że nie mogła zabrać ze sobą klimatyzacji, która tak miło chłodziła wnętrze auta. Blondynka miała wrażenie, że pomimo pierścienia, który chronił ją przed słońcem zaraz spłonie żywcem.
Caroline szybko otworzyła szklane drzwi i znalazła się w hotelowym holu. Niechcący tak mocno odepchnęła drzwi, że niemal rozbiła szyby trzaśnięciem. Dziewczyna po kilku sekundach miała już ułożoną w głowie spora listę argumentów przeciwko Klausowi.
Uniosła wzrok ku górze, tak jak zawsze to robiła i zaczęła podziwiać ozdobną kopułę sufitu. Momentalnie jednak przypomniała sobie, że znalazła się tutaj w zupełnie innym celu.
Poczuła nagle ucisk w żołądku, który nie był jednak spowodowany strachem. Dziewczyna odczuwała gniew, złość, a wręcz wściekłość na mężczyznę, który pomieszkiwał owy budynek. Czuła, że mogłaby teraz rozerwać go na strzępy. I choć może złość, która w niej siedziała, nie była wytłumaczona, to czyn Klausa z przed kilku dni był karygodny.
Dziewczyna zastanawiała się, jak to mogło się stać, że pierwotny zaatakował jej przyjaciółkę. Nie liczyło się dla Caroline wtedy to, że była skłócona z Eleną. Gdyby tego było mało, sprzeczka miała miejsce właśnie przez Klausa... Głowiła się dlaczego nie posłuchał jej, gdy niemal wrzeszczała na niego, aby zostawił Elenę w spokoju...
Caroline odczuwała potężną potrzebę wyjaśnienia tej całej sytuacji. Owszem, chciała również przeprosin, chociaż nie wiedziała do końca za co. Tak dla zasady. Klaus musiał przeprosić za to, co zrobił kilka nocy wcześniej. Ktoś inny pomyślał by, że to absurdalne - najpotężniejsza istota na ziemi, pierwotny wampir, miał by przepraszać kogokolwiek za cokolwiek.
Ona jednak już od dawna nie bała się Klausa. Owszem, uważała, że potrafił napędzić jej niezłego stracha, ale czasy się już zmieniły. Teraz odbierała pierwotnego bardziej jako desperata, który stara się zrobić na niej wrażenie, jednak z marnym skutkiem.
Wiedziała do czego jest zdolny, i że potrafi zabijać ludzi z zimną krwią, jednak to nie miało wtedy znaczenia. Liczył się tylko jej gniew, jej złość i wszystko to co chciała mu wygarnąć bez nawet odrobiny strachu. Była odważna, sama to przyznała, bo mimo całego zagrożenia była pewna, że Klaus nie zrobiłby jej krzywdy.
Czy jednak to było do końca prawdą? Przecież każdy ma swoją wytrzymałość, swoją cierpliwość... Klaus był poniekąd pomiatany przez blond wampirzycę. Caroline ignorowała to jednak i również tym razem była pewna, że uda jej się wyjść z sytuacji cało.
Dziewczyna podeszła szybko w strony lady, za którą siedziała młoda recepcjonistka.
- Witam w Fall's Hotel, czym mogę pani służyć? - zapytała przesłodzonym głosem.
- Szukam Klausa - rzuciła niecierpliwie Caroline, w której nadal gotowała się złość. Nastawiała się już wewnętrznie na ostrą kłótnię z pierwotnym. To poniekąd była jej specjalność, bo kto inny odważyłby się powiedzieć prosto w oczy Klausowi, coś co mogłoby go sprowokować, jak nie Caroline Forbes?
Recepcjonistka za ladą wystukała szybko jakieś dane do komputera. Miała naburmuszoną minę, widocznie ton blondynki uraził kobietę.
- Niestety, ale w tej chwili, w hotelu nie przebywają żadni goście - powiedziała z wyższością, przeczytawszy kilka zdań z monitora, który stał przed nią. Caroline, która przez ten cały czas uderzała energetycznie paznokciami o blat, wstrzymała tę czynność i spiorunowała kobietę wzrokiem.
- Jak to nie ma nikogo?! - oburzyła się podnosząc głos. Brązowowłosa kobieta jednak nic nie odpowiedziała, tylko spuściła wzrok na jakiś magazyn, który leżał rozłożony na blacie.
Caroline wydobyła z siebie jęk, który miał oznaczać irytację, niedowierzanie i szok. "Jak to nikogo nie ma?!" - przetoczyła w myślach słowa kobiety. "Skoro nie przebywa już tutaj, to gdzie się podziewa? Może znowu wyjechał?..." - pomyślała z nadzieją. Chociaż jakiś wewnętrzny głos podpowiedział jej, że nie chciałaby, aby Klaus ponownie opuścił miasto. Nie wiedziała dlaczego znajdują się w niej aż tak sprzeczne odczucia...
Blondynka zdecydowała, że musi znaleźć Klausa. Potrzebowała rozmowy z nim, najlepiej zażartej kłótni. "Przecież nie po to przygotowywałam się na sprzeczkę i wymyślałam cięte riposty, aby teraz dać za wygraną!" - pomyślała szybko dodając sobie pewności siebie. Musiała koniecznie porozmawiać z pierwotnym, żądała wyjaśnień jego zachowania z przed kilku dni. Musiała dowiedzieć się dlaczego tak postąpił, bo inaczej myśli dręczyły by ją nieustannie.
Dziewczyna po prostu odwróciła się i powolnym krokiem, w zamyśleniu, skierowała się do drzwi. Bez słowa, za to z tysiącem pytań, wyszła z hotelu.
Elijah stał przy oknie zamyślony. W skupieniu obserwował świat rozciągający się za nim. Patrzył w niebo, które kuło w oczy swoją niebieską barwą. Obserwował gęsty las, który rozprzestrzeniał się kilkanaście metrów od budynku. Pomyślał wtedy, że lekki wiatr buszuje w koronach drzew, przez co las wydaje się być bardzo rześki. Westchnął cicho tak, że tylko on ledwo usłyszał wypuszczane z płuc powietrze.
Zastanawiał się co czyni ten świat tak pięknym i wyjątkowym. Jednak od razu gdy pomyślał o niezwykłości otaczającej go przestrzeni, przed oczami stanęło mu jego własne oblicze. Był potworem, wiedział to. Już dawno przestał się oszukiwać, że przez ludzkie odruchy, czy zajęcia staje się lepszy, bardziej normalny, czy akceptowalny przez społeczeństwo.
Doskonale wiedział, że minęły już setki lat, odkąd poczuł się na prawdę uczciwie, tak jak czuje się człowiek honorowy. Przecież zaliczał się do ludzi honoru, sam uważał się za takiego, czy jednak to kim się stał i to co zrobił, przez co przeszedł, nie wyklucza z góry honorowości, która należy się ludziom? Właśnie takie były jego myśli. Zastanawiał się, czy ma po co żyć w świecie, który po części sam wykreował. W świecie, w którym jest tyle zła i bestii, takie jak on sam...
Tak bardzo chciałby to zmienić, obrócić w coś wartościowego. Chciałby być lepszy, bardziej człowieczy. Odczuwał chęć naprawienia wszystkich swoich złych uczynków. Czy jednak dało się coś z tym zrobić?
Nagle odwrócił lekko głowę w stronę drzwi, które znajdowały się za nim. One jednak wciąż były zamknięte. Elijah usłyszał jakiś dźwięk, który na pewno dobiegał z niższego piętra. Ktoś wszedł do środka, a pierwotny doskonale wiedział kto.
Nagle jedynym uczuciem jakiego był pewien był gniew, złość... Szlak trafił głębokie rozmyślanie nad egzystencją. Wściekłość opanowywała jego umysł z każdym kolejnym krokiem stawianym przez kogoś na schodach. Agresja narastała i była coraz ostrzejsza, głęboka.
- Witaj bracie! - zawołał nagle Klaus, który pojawił się w progu. Elijah mimo całej złości, która niemalże kipiała z niego, nie zareagował, nie odwrócił się, milczał wpatrzony w obraz za oknem. Jedynie dłoń, w której trzymał szklankę z alkoholem, niebezpiecznie zacisnęła się na szkle. - Zostawmy przeszłość, Elijah! Zasiądź ze mną do kolacji! - dodał Klaus, a Elijah wyczuł, że jego brat uśmiecha się i jest w znakomitym humorze.
W tej samej chwili do pomieszczenia weszły trzy kobieta ubrane w skąpe stroje. Rozglądały się po otoczeniu. Wszystkie były zafascynowane tym co widzą. Po chwili zatrzymały się jednak w wyzywającej pozie, utkwiwszy wzrok w Elijah.
Starszy pierwotny wciąż milczał.
- Chyba nie zamierzasz dąsać się jak dziecko, bracie! - zaśmiał się Klaus ochryple. Elijah nagle odwrócił się niebezpiecznie szybko. Stał teraz twarzą do brata, jednak dzieliła ich spora przestrzeń. Elijah spojrzał na dziewczyny stojące w progu. Zmierzył je wzrokiem i stwierdził szybko, że z pewnością są to kobiety lekkich obyczajów.
- Otóż to - zaczął powoli Elijah, jednak powstrzymywał się ze wszystkich sił, żeby nie wrzasnąć. Mimo to jego głos wydał się poważny i spokojny jak zawsze. - "Bracie"... Nie wiem, czy masz prawo mnie tak nazywać. Ponieważ ja brata już nie posiadam - wysyczał, przepychając z trudem słowa przez zaciśnięte zęby. Klaus od razu przybrał poważną minę. Nie do końca rozumiał słowa brata.
- Wy! - zawołał w kierunku kobiet Klaus. - Za drzwi! - rozkazał władczo, a te od razu opuściły pośpiesznie dom.
- Bo czy mogę nazwać bratem kogoś, kto naraża bliskie mi osoby na niebezpieczeństwo? Mało tego, sam takowe stwarza?! - wrzasnął, nie powstrzymując już teraz swoich emocji.
- Daj spokój, Elijah! - zaśmiał się Klaus, machając ręką, jakby to wcale nie było istotne. - Chyba nie masz na myśli Eleny Gilbert!? Młody, słaby, niedoświadczony wampir, jakich wiele na świecie... - zawołał z wyczuwalną odrazą. Elijah słuchał go i z każdym wypowiedzianym słowem, miał ochotę zaatakować brata. - Jest tylko jednak malutka różnica... - zamyślił się Klaus. - Elena Gilbert jest sobowtórem - dodał po chwili z chytrym uśmieszkiem. - Elijah, Elijah... - westchnął teatralnie. - Przeszłość cię prześladuje, bracie. I nie daje o sobie zapomnieć, co? - podszedł do niego tak blisko, że patrzyli sobie głęboko w oczy. Klaus był spokojny i zadowolony, zaś Elijah mrużył złowrogo oczy i zaciskał usta w wąską, napiętą kreskę.
- Jednak jeśli myślisz, że odnajdziesz JĄ, w tym co widzisz teraz, to mylisz się jak nigdy dotąd - zaśmiał się i poklepał ramię brata, potem minął go i skierował się do barku, który stał na przeciwnej ścianie.
- Co TY możesz wiedzieć? - odwróciwszy się, odparł ostro, jednak nie unosząc głosu. Klaus spojrzał na niego znad butelki, a jego oczy świeciły się jak iskry w ognisku.
- Chyba nie chcesz przyznać, że dzielisz COŚ z Eleną Gilbert? - zapytał z przebiegłym uśmieszkiem. Elijah spuścił wzrok, ale jednak za moment znów uniósł go na brata. Jego spojrzenie płonęło gniewem, jednak nadal milczał. Klaus zaśmiał się tylko ochryple i przechylił szklaneczkę z alkoholem.
- Elijah... Bracie, radze ci ruszyć na przód. Zacząć nowe życie, razem z twoją rodziną!
- Jaką rodziną, Niklaus?! - nagle wrzasnął pretensjonalnie. - Naszej rodziny już nie ma! Finn i Kol nie żyją! Diabli wiedzą gdzie podziewa się Rebekah, a ty? - zamilkł na chwilę. - W tobie nie ma już nic z mojego brata!... - dodał unosząc głos, jednak młodszy pierwotny wyraźnie wyczuł nutkę żalu w głosie Elijah.
Klaus patrzył na niego już bez cienia uśmiechu.
- Świadczą o tym twoje czyny! Wybryk z przed kilku dni! Co TO miało znaczyć?! Pokaz twojej siły i potęgi?! Co chcesz przez to osiągnąć? - właśnie wtedy do głosu doszedł najpotężniejszy gniew i uraza, jaka chowała się w Elijah. - Śmiem wątpić, abyś w ten sposób zaimponował Caroline Forbes! - dodał i rzucił z wściekłości szklanką w ciemny, wygasły kominek. Oboje usłyszeli dźwięk pękającego szkła.
W tamtym momencie Klaus szybko znalazł się przy bracie i przytwierdził go do ściany, mocno ściskając go za gardło. Mężczyzna wisiał w powietrzu.
Klaus dojrzał w oczach Elijah piekielny, gniewny żar. Jego wzrok miał niemal moc zabijania.
- Jeszcze jedno słowo! - warknął ostro Klaus przez zaciśnięte zęby.
- I co wtedy? - wychrypiał pytająco Elijah. - Ponownie zamkniesz mnie w drewnianym pudle?!
Mimo ucisku, wciąż mógł niemalże swobodnie mówić.
- I to właśnie nazywasz rodziną?! Zamykasz nas i trzymasz przy boku, ponieważ doskonale wiesz, że z własnej woli byśmy przy tobie nie zostali! - wrzasnął Elijah. Wtedy Klaus puścił go, a ten ustał swobodnie na podłodze i poprawił ręką marynarkę. Klaus odwrócił się od niego momentalnie i odszedł kilka kroków.
Elijah zauważył zmieszanie w postawie brata.
- Zastanawiałeś się dlaczego tak się dzieje? - zapytał już spokojniej starszy pierwotny. - Dlaczego jesteś sam? - ciągnął przerywając wiszącą w powietrzu ciszę. - Wszystko przez chęć panowania, przez władzę do której dążysz... Popatrz na innych przez ich pryzmat...
- I mówi mi to na pozór, człowiek honoru... - mruknął zimno Klaus. - Zamordowałeś tysiące niewinnych ludzi, a wciąż nakazujesz mi empatię? - zakpił.
Elijah spuścił wzrok.
- W takiej sytuacji, czego oczekujesz? Myślisz, że wszystko da się rozwiązać siłą? Zaufania tym nie uzyskasz, a to jest właśnie główny fundament miłości...
- Czy ty słyszysz siebie, Elijah?! - warknął Klaus. - Ględzisz o miłości, głębokim uczuciu... Miłość nie istnieje! - warknął podnosząc głos.
- Wiec czym jest uczucie, które siedzi w tobie? - zapytał podchwytliwie i ze spokojem. Klaus odwrócił wzrok i przemilczał to pytanie. - Przemocą jej nie zdobędziesz...
- Nikogo nie muszę zdobywać! Jeśli czegoś pragnę, dostaję to! - wrzasnął dumny z siebie.
- Po raz kolejny dajesz oznakę swojego zatracenia... Skup się na tym co ode mnie usłyszałeś, inaczej nie będziesz miał już szansy na odkupienie... - odparł spokojnie i cicho. Jego głos wydał się szeptem przy agresywnych wrzaskach Klausa.
Młodszy pierwotny spojrzał na brata ze zdziwieniem.
Elijah wciąż wpatrywał się w swojego brata, oczekiwał jego reakcji, na słowa, które przed chwilą usłyszał. Jednak nic takiego nie nastąpiło, więc stwierdził, że może kontynuować.
- Przez twoje zatracenie nasi bracia nie żyją, a my sami pogrążamy się coraz bardziej...
Klaus jednak nadal nie reagował. Odwrócił się jednak nagle i nie patrząc na brata, wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
"Ja sam siebie już nie rozpoznaję..." - pomyślał nagle Elijah.
Stefan Salvatore stał zamyślony przed drzwiami lokalnego szpitala w Mystic Falls. Wiedział, że musi wejść do środka i to natychmiast. Czuł tak potężny głód, ze nie dawał już rady go opanować. Pragnął pożywić się na kimś żywym. Gdy tylko pomyślał o ciepłej krwi, która krążyła w tym momencie po czyimś ciele, czuł, że zaraz straci panowanie i nawet nie będzie próbował sam siebie powstrzymać. Bał się, że żuci się na pierwsza lepszą osobę, którą napotka na swojej drodze. Wtedy nie myślałby, że ten ktoś ma dzieci, rodzinę, która go kocha. Nie obchodziło by go to. Jedyną rzeczą, która by się wtedy liczyła, było pragnienie, które zostałoby zaspokojone.
Mężczyzna szybkim krokiem skierował się w stronę drzwi głównych. Wiedział co musi zrobić. Po prostu wejść do chłodni i zabrać kilka torebek z czerwonym płynem. Robił to już wiele razy, jednak od ostatniego czasu minęło już bardzo długo. Obiecał Elenie, że będzie pożywiał się tylko na zwierzętach. Musiał to zrobić. Doskonale przecież wiedział do czego może doprowadzić spożywanie ludzkiej krwi w nadmiarze. Już nie raz "wykoleił się" przez to.
Jego tajemnicą było to, ze od jakiegoś czasu spożywał ponownie ludzką krew. Nie mógł się powstrzymać. Wspomnienie o mocy i potędze jaką odczuwał za czasów, gdy pił krew ludzką, nie dawało mu spokoju. Znów chciał być potężny i silny. Chciał żyć pełnią życia, a nie martwić się, że może zostać zabity w każdej chwili i nie będzie miał dostatecznie dużo siły, aby móc się obrobić.
Dlatego właśnie ukrywał przed wszystkimi fakt, że powraca do dawnej diety, chociaż wiedział czym może to grozić. Nie chciał, aby Elena dowiedziała się, że ponownie wkracza na złą drogę. Ale czy ta droga była faktycznie nie dobra? Czy to, że Stefan chciał być silny źle o nim świadczyło?
Po kilku minutach bez większych przeszkód dotarł do chłodni numer dwa i pchnął ciężkie, metalowe drzwi. Na szczęście nie były zamknięte. Przeszedł się pomiędzy regałami i po chwili spostrzegł jasną lodówkę. Podszedł do niej i ogarnął wzrokiem pełne krwistego napoju woreczki.
"Rh+, Rh-... Co wybrać?" - pomyślał nagle jak smakosz, który wybiera potrawę z menu w wykwintnej restauracji. Po chwili zdecydował, ze weźmie kilka różnych rodzajów.
Wepchnął woreczki do kieszeni spodni i bluzy. Cały obładowany skierował się ku wyjściu. Barkiem naparł na drzwi, aby się otworzyły i wtedy z wielkim impetem wpadł na kogoś.
Szybko spostrzegł, że jakaś kobieta upadła na podłogę, a papiery, które zapewne niosła zostały rozrzucone po całym korytarzu. Stefan szybko spostrzegł, że ową kobietą była doktor Meredith Fell.
Mężczyzna od razu podał Meredith dłoń, aby pomóc jej wstać na nogi, potem pomógł jej również pozbierać papiery z ziemi. Meredith ustała na przeciwko niego i popatrzyła z pode łba.
- Stefan, czy wszystko w porządku? - zapytała niepewnie mrużąc oczy.
- Tak, wszystko dobrze, przepraszam... - wytłumaczył się i już chciał ją minąć, kiedy ona przytrzymała jego ramię.
- Na pewno? - zmarszczyła czoło i spojrzała na jego kieszeń w bluzie, z której wystawała torebka z krwią. - Stefan! Co ty wyprawiasz?! Przecież wiesz, że brakuje nam krwi! Nie możecie wciąż tak po prostu okradać szpitala! - pisnęła zduszonym głosem, aby nikt naokoło jej nie usłyszał. Stefan patrzył na nią niepewnie. Było mu poniekąd wstyd, ze ktoś odkrył jego tajemnicę.
- Musze już iść - powiedział niecierpliwie, ponieważ dookoła przebywało tyle ludzi, ze brakowało tylko chwili, aby Stefan stracił kontrolę. Nie pił żadnej krwi już od dwóch dni. Miał nadzieję, że to Damon po nią pójdzie. Wtedy Stefan miałby prostą drogę, aby znowu napić się ludzkiej krwi. Czuł wewnątrz siebie, ze to jednak nie daje mu już tak wielkiej satysfakcji. Chciałby napić się tej świeżej, prosto z żyły swojej ofiary.
Salvatore szybko ominął Meredith i skierował się korytarzem prosto do wyjścia. Gdy był już bardzo blisko drzwi frontowych do szpitala, tuż obok niego przeszła kobieta z zakrwawioną dłonią oraz raną na brzuchu. Poczuł jak twarz mu się zmienia i naciągnął na głowę kaptur, aby to ukryć. Usłyszał jeszcze tylko wrzaski:
- Zawołać lekarza, rana postrzałowa jamy brzusznej!
Potem wyszedł na powietrze. Szedł chwilę, ale potem spostrzegł wolno spacerującą kobietę, która wyglądała, jakby się zgubiła. Salvatore nie mógł się powstrzymać. Doszedł do wniosku, że jeden raz nikomu nie zaszkodzi. Napije się tylko kilka kropel, a potem wymaże dziewczynie wspomnienia i puści wolno. Tak... Miał nadzieję, że pójdzie mu to płazem.
Podszedł do niej i przedstawił się. Elegancko pocałował jej dłoń. Blondynka nie zaprzeczała, nie chciała się wyprzeć jego towarzystwo. Najwidoczniej schlebiało jej to, ze jakiś obcy mężczyzna podchodzi do niej i zaczyna rozmowę.
Stefan jednak nie przedłużał i chciał mieć już wszystko z głowy. Był głodny i tylko to wtedy miało dla niego jakiekolwiek znaczenie. Nie przejmował się jak bardzo Damon zakpi z niego, ze stracił kontrolę. Nie interesowała go również reakcja Eleny. Nie dbał wtedy o zupełnie nic.
Gdy oboje doszli do skrzyżowania, Stefan szybko przybliżył się do dziewczyny i znienacka rzucił się na nią. Ta wcześniej zahipnotyzowana, aby nie krzyczeć, dawała sobą zawładnąć całkowicie. Stefan poczuł, jak napełnia go siła i moc. Czuł, że staje się potężny i miał takie wrażenie, że jest niezniszczalny. Miał ochotę pić krew z tej dziewczyny do ostatniej kropli, jednak w ostatniej chwili oprzytomniał i odsunął się.
Zobaczywszy mdlejącą niemal dziewczynę z krwawą raną na szyi przeraził się. "Co ja zrobiłam?!..." - wrzasnął na siebie w myślach. Nie tak to się miało stać. Od razu spłynął na niego żal i wyrzuty sumienia.
Chciał zapomnieć o tym co zrobił, chciał zapaść się pod ziemię i nikomu już się nigdy nie pokazać. Szybko wpłynął na dziewczynę, aby zapomniała, chociaż on sam potrzebował wymazania wspomnień.
Nie oglądając się za siebie pognał w nadnaturalnym tempie do swojego domu.
Elena stała po środku salonu braci Salvatore. Przyszła, ponieważ nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Chciała z kimś porozmawiać i pomyślała od razu o Stefanie. Pamiętała ich długie nocne rozmowy. Wtedy była tylko z nim, sam na sam. Teraz czułaby się zapewne dość dziwnie przebywając w jego towarzystwie. Chciała jednak znowu poczuć, że ktoś ją rozumie. Caroline gdzieś zniknęła, a z Bonnie nie chciała się na razie kontaktować, wiec Stefan był wtedy idealny do rozmowy.
Po chwili usłyszała trzask drzwi, więc odwróciła się, aby zobaczyć co się dzieje. Zobaczyła twarz Stefana. Nie był w najlepszej formie. Miał zapadnięte policzki i był siny. Wyglądał jakby przeżył coś strasznego. Elena popatrzyła na niego zmartwionym wzrokiem.
- Coś się stało? - zapytała. - Nie wyglądasz dobrze..
- Wszystko w porządku... - Powiedział zachrypniętym głosem, jednak Elena wyczuła, ze coś jest nie tak. Dziewczyna odeszła kawałek, cofając się na środek salonu.
Gdy Stefan wyszedł z cienia i był w pełnym blasku słońca, które padało z okna, Elena stwierdziła, że na jego twarzy widnieje zaschnięta krew. Zaniepokoiła się tym widokiem.
- Stefan... Czy ty piłeś?... - nie dokończyła pytania, bo odpowiedź była dla nie zbyt oczywista. Stefan spuścił wzrok. Był zdenerwowany. Dziewczyna spostrzegła, że trzęsą mu się dłonie.
- To nie jest chyba twoja sprawa...
- Hej, powiedz mi co się dzieje - spojrzała mu w oczy. Martwiła się o niego. Wiedziała bowiem, do czego jest zdolny, kiedy jest na głodzie. Wiedziała również jakie dręczą go wyrzuty sumienia, kiedy już kogoś skrzywdzi.
- To nie twoja sprawa! - powtórzył ostrzej. Elena wzdrygnęła się i przymknęła oczy.
- Ale martwię się o ciebie... Jeśli coś jest nie tak to możesz mi powiedzieć - odważyła się dotknąć jego dłoni, tak aby go uspokoić. Nie wiedziała dlaczego się przed tym powstrzymywała. Przecież kiedyś byli bardzo blisko...
- Nie powinnaś się w to mieszać, Eleno.
- Dlaczego zgrywasz męczennika? - zdenerwowała się nagle - Ja tylko chcę ci pomóc!
- Najlepiej to zrobisz jeśli zostawisz mnie samego! - wrzasnął z taką siłą, że sam się zdziwił - Już nie raz to zrobiłaś, więc co ci zależy! - dodał spuszczając głowę. Elena zdziwiła się na dźwięk jego słów. Nie sądziła, że Stefan może aż tak przeżywać obecną sytuację. Otworzyła usta w bezgłosie. Ostatnio zauważyła, że coraz częściej brakowało jej słów. Niezależnie czy chodziło o Damona, czy o jego brata. Stała i patrzyła na Stefana, po czym usiadał przy nim i objęła go mocno. Chciała, aby chociaż trochę poczuł bliskość drugiej osoby. Pragnęła dać mu to, co musiała mu odebrać - swoją miłość, chociaż małą jej cząstkę. Wampir był trochę zdezorientowany reakcją Eleny, ale mimo wszystko odwzajemnił jej uścisk. Trzymał ją mocno przy sobie i ponownie czuł, jak bardzo ją kocha. Znów poczuł także, że dawno już ją stracił...
Caroline Forbes szła przed siebie ulicą. Zapadał już zmrok, więc było dość ciemno. Chodniki były jednak oświetlone przez latarnie uliczne. Dziewczyna zmierzała w stronę posiadłości Mikaelson'ów. Tak jak sobie przysięgła, musiała porozmawiać tego dnia z Klausem. Musiała wyjaśnić całe zajście z Eleną z przed kilku dni.
Mijała właśnie park i rozmyślała o tym co chce powiedzieć Klausowi. Nie była już aż tak wściekła jak rano, ale wciąż czuła do niego urazę za to co zrobił Elenie, i za to, że nie posłuchał jej wtedy w domu Salvatore'ów.
Dziewczyna była już niedaleko domu Klausa i wtedy nagle usłyszała za sobą dziwne szelesty. Jakby ktoś był blisko niej, jednak ona nie wiedziała nikogo. Zmarszczyła czoło i obróciła się kilka razy. Nadal nikogo nie było. Usłyszała kolejny szmer.
- Kto tu jest? - zapytała zaniepokojona. Usłyszała jedynie ciszę. Nagle poczuła tępy ból głowy i upadła na ziemię. Przycisnęła dłoń do skroni i spojrzała z dołu na postać. Obraz był zamazany, ale z każdą chwilą stawał się bardziej ostry i wyraźniejszy.
Caroline wytrzeszczyła oczy, ponieważ osobą, która stała nad nią był nie kto inny tylko Klaus. Uśmiechał się charakterystycznie i szeroko. Nie było jednak w tym uśmiechu serdeczności ani przyjaźni. Przez umysł Caroline przebiegł kilka myśli. "Jak on mógł mnie uderzyć?!" - wrzasnęła w duchu. Czemu to zrobił? Przecież nie raz zapewniał, że nie skrzywdzi jej nigdy...
Nagle Caroline poczuła jak Klaus podnosi ją do góry. Zacisnął dłoń na jej szyi i docisnął do drzewa. Caroline przeszył paniczny strach. Jeszcze nigdy przedtem nie czuła tak wielkiego strachu przed pierwotnym. Zawsze uważała, że on nie był by zdolny jej skrzywdzić. Czy jednak się myliła?
Poczuła jak jego dłoń coraz bardziej się zaciska na jej krtani. Widziała, że przybliża swoją twarz do jej twarzy. Czuła jego ciepły oddech na policzku. W innej sytuacji na pewno by już spłonęła rumieńcem, wtedy jednak sprawa była całkiem inna.
Już myślała, że pierwotny che ją brutalnie pocałować. Wiedziała, że to był by najgorszy z możliwych podrywów, jakie dotąd przeżyła. Ona jednak nachylił się do jej ucha.
- Teraz uśniesz, kochanie... - mruknął, a ona poczuła, że wbił jej strzykawkę z werbeną w brzuch. Jęknęła cicho chcąc zaprzeczyć, walczyć, wyrwać się i uciec. Jednak nie miała siły. Dłoń pierwotnego zacisnęła się tak mocno, że nie zdołała jej zrzucić. Werbena dodatkowo odebrała jej siły. Caroline zemdlała, a pierwotny chwycił ją na ręce i odszedł w ciemność.
________________
Trochę zaskakujący koniec. Zapewniam was, że nie spodziewacie się rozwoju tej ostatniej sceny. To was wszystkich zaskoczy! Pozdrawiam wszystkich czytelników! Bez was to opowiadanie nie ma sensu! <3
Błagam, komentujcie !!! :*
O mój boże! To jeden z najcudowniejszych rozdziałów! Niesamowite, trzymające w napięciu. No i ostatnia scena!
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się wątek rozmowy pierwotnych. Uwielbiam słowa Elijah'a. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! Weny, weny! :)
świetny ! ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i czekam na nn.
http://klaus-caroline.blog.pl/
Świetny rozdział <3 Rozmowa Elijah i Klausa to po prostu bajka! Idealne słowa, sceneria wszystko super opisane. Podziwiam Cię !
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział. Podobała mi się szczególnie rozmowa Klausa i Elijah. Choć nie za bardzo lubię Elenę i Elijah(bo wolę go z Kat;D) myślę że będe wpadać tu częśćiej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
chce wiecej eleny i elijah
OdpowiedzUsuńTen rozdział zostaje bezapelacyjnie okrzyknięty moim ulubionym ! Zauważyłam kilka błędów i powtórzeń, ale na tym się nie skupiałam. Treść jest jak zwykle idealna i nie pozostawia żadnych zastrzeżeń !
OdpowiedzUsuńRozmowa Klausa i Elijah była cudowna, dała dużo do myślenia Klausowi, co w sumie nie przyniosło dobrych rezultatów. Nigdy nie sądziłam, że pierwotny mógłby zrobić coś takiego Caroline. Mimo wszystko w ten sposób pokazuje, że boi się uczucia jakim ją darzy i nie chce pokazywać się z tej dobrej strony. Jestem strasznie ciekawa jak to się potoczy. Na ten wątek czekam z zapartym tchem. No i mam nadzieję, że w końcu pojawi się Rebekah. Brakuje mi jej tu.
Pozdrawiam serdecznie ! ;*
coś pięknego i zaskakującego. jeden z moich ulubionych. ostatnie scena - boska. życzę weny ;D
OdpowiedzUsuńFajny rozdział długawy ale fajny. Ciekawy rozwój ostatniej sceny. Nie spodziewałam się tego.
OdpowiedzUsuńChcę Stefka jako Ripper xD
Fajnie byłoby gdyby Elijah byłby z Kath ;)
To tyle czekam na nn pozdrawiam.
http://historiadamaris152.blogspot.com/
Kiedy będzie nowy rozdział ?
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ! Geniusz z Ciebie ! O ludzie nie mogę się doczekać wątku Eleny i Elijah. Klaroline - nareszcie jej tak dużo
OdpowiedzUsuńWspaniały ! Blog jest po prostu genialny. Dpdawaj szybko następny !
OdpowiedzUsuńimponujące .! Ciekawa ta rozmowa pierwotnych :)
OdpowiedzUsuńProszę informuj mnie http://caroline-and-klaus-ever.blogspot.com/
Byłabym wdzięczna za czytanie mojego :)
Fenomenalny rozdział , mam nadziej że nie długo dodasz następny, bo umieram z ciekawości :(
OdpowiedzUsuńextra :D czekam na następny
OdpowiedzUsuńAaaaa kobieto, wiesz co ty ze mną robisz?! Ten roZdział jest po prostu genialny tak jak i pozostałe.. Zawsze są takie długo i dojrzałe.. Kurcze, masz za dużo talentu!! :D podziel się:)
OdpowiedzUsuńA więc: Co do Stefcia to mega podoba mk się jak przedstawiłaś go tutaj. Genialnie opisane emocje(wszędzie), wszystko łatwo.sobie wyobrazić, przeanalizować czy nawet wiesz..nie trzeba się wysilać w ogóle żeby zrozumiemy treść. Jeden błąd, gdy mówi Stefan zamiast 'Co ka zrobiłam?!' to 'zrobiłem'. Literówka ;P
co do Eleny to trochę mi jej szkoda.. Zwłaszcza, że ona kochała Stefana a teraz on ją odrzuca..ale z drugiej strony jest to zrozumiałe.. Gdyby postawiła się w jego sytuacji..ciekawe jakby się zachowywała ;p
Masz rację ta końcówka.... WOOOW! Musisz szybko pisać bo nie wytrzymam, autentycznie! Kurde.. Od razu skojarzyło mi się to z Silasem.. Może mam rację, może nie.. Ale po prostu genialnie zbudowana akcja, nieźle ją podkręciłaś ! KLAUS TEAM forever! :)
Pozdrawiam cię i ściskam mocno kochana :*
Dużo weny życzę ! :) a u mnie.na Delenie i tym nowym o Liamie są NN :) Zapraszam :)
Bardzo dziękuję! Nie uważam się za jakiegoś super pisarza, ale dzięki! :D Wasze wsparcie na prawdę sprawia cuda! <3
UsuńNie uważasz?! Jesteś lepsza od Stephanie Mayer ! Ale nie dostaniesz tytuły zwyciężczyni nad L. J. Smith xD
UsuńHaha. Dzięki! :D w przyszłości bardzo chciałabym napisać i wydać coś sensownego xD
UsuńMega *.*
OdpowiedzUsuńPiszesz genialnie!
Od razu widać, że masz wielki talent! *.*
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale szkoła -.-
Jest to jedno z moich ulubionych opowiadań <3
Zaskoczyłaś mnie końcówką, czekam na nexta ;**
+ zapraszam na http://megan-tvd-story.blogspot.com/
Jeju może w końcu przestaniesz mnie zaskakiwać, co? haha :*
OdpowiedzUsuńZ całego serca przepraszam za nie skomentowanie wcześniej <3 Przy okazji świetne tło. <3 Takiego Klaro spodziewałam się chyba tylko u mnie, ale twoje jest o niebo leprze! Wszędzie nimi słodzą,a u ciebie dają pazura :D Jej tęsknota w pierwszych rozdziałach <3 a potem ten pocałunek. Już myślałam, że spieprzysz, ale jak ja śmiałam w ciebie wątpić xD gif ze Stefkiem hahahha!Odnośnie głosowania wyżej. Chciałabym poczytać najbardziej o Elenie i Elijah (sobowtór nie doprowadza mnie do biegunki u ciebie SZOK!) ale także o Stebeh ! <3 Zagłosowałam jednak na Eliene czy jak im tam xD Arielle (ta co grała lexi) łamała sobie na nich język xD Kłótnia braci jak z ekranu 0.0
OdpowiedzUsuń---------------------------------------------------
U mnie pojawił się już VIII rozdział :D macie tutaj zachętę :P
- Oj przestań to było dawno i nieprawda. – Uśmiechnęłam się jadowicie.
- Prawda, jak najszczersza… - Zmienił oblicze na te krwiopijcy. Ja uczyniłam to samo. Już mieliśmy rzucić się sobie do gardeł gdy między nami znalazła się All. Ale wyglądała zupełnie inaczej niż my, normalne wampiry. Zęby miała dłuższe i ociekał z nich śmiertelny płyn, oczy wypełnione były ogniem, a całe ciało przepełniło się widocznymi żyłami.
-----------------------------------------------------
„Droga Care, chciałam tylko złożyć kondolencję z powodu Tylera. Zabiłam go dziś rano i jeśli nie zwrócisz Nika, to twoja mama również ucierpi…
Z poważaniem. Twoja Aria ;* ”
-----------------------------------------------------
W połowie drogi wpadłam jednak na mężczyznę. Miał na sobie garnitur i wypryskany był najwspanialszymi perfumami od „Chanel”. Odgarnęłam włosy za ucho i uśmiechnęłam się do Elijah, na którym właśnie „stałam”.
- Hej.
- Witaj. – Powiedział.
- Coś się wydarzyło? – Zapytałam.
- Tak, może udamy się do parku. – Zapytał z poważną miną. Zaczęłam szperać w torbie w poszukiwaniu papierosów. Wyciągnęłam jednego.
- Masz ogień?
- Ciągle palisz. – Powiedział z ironią.
- To ty mnie nauczyłeś.
- Byłem młody i głupi. – Poprawił krawat. Cały czas znajdowaliśmy się coraz bliżej zagajnika.
---------------------------------------------------------
Sam nie wiedziałem dla czego to zrobiłem. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa, a ręce działały bez mojej zgody.
- Kła… kła… kłamałeś. – Wyjąkała płaczliwym głosem. – Zaufałam ci Klaus. – Z całej siły starałem się puścić, ale nie mogłem. Jaka moc mną kierowała? Nie miałem pojęcia. Zacząłem krzyczeć i pocić się krwią. Blondynka płakała patrząc na to, co się ze mną działo. Czułem jakby jakiś demon przejął władzę nad wszystkim. Starałem się wziąć rękę. Walczyłem sam ze sobą. Nie wierzyłem, iż kiedykolwiek ktoś zmusi mnie do czegoś. Wtedy moja twarz przybrała demoniczny wyraz i nie zgodnie z własną wolą ukąsiłem ją w szyję.
------------------------------------------------------------
- Czego tu szukasz Salvatore? – Zapytał. Wydawało by się, że zaskoczyła go moja wizyta.
- Chciałem prosić cię o współpracę…
- A więc wejdź. Omówimy warunki umowy. – Odrzekł zapraszając mnie do środka.
----------------------------------------------------------
Do domu wszedł wtedy Damon i zaczął… całować moją kuzynkę? Wydawało się to takie… inne. Pamiętam ich relację z wieku XIX i wcale nie nawiązywały one do romantycznych gestów.
----------------------------------------------------------
Dodatkowo konkurs z ciekawymi nagrodami :)
Usuńhttp://tvd-tylko-moj-swiat.blogspot.com/
Hej :) Przebrnęłam przez wszystkie rozdziały tego wspaniałego opowiadania! Po pierwsze bardzo dziękuje za zgłoszenie się do konkursu. To dla nas ważne. Następnie wypowiem się o całości. Każda literka była postawiona tam gdzie powinna, zgrywały się we wspaniałe słowa, tworząc klarowne zdania. Nigdy nie spodziewała bym się połączenia Eleny z moim ulubionym pierwotnym. Teraz doszłam do wniosku, że powinna dać się braciom cieszyć życiem i odejść z Eljaszem w stronę zachodzącego słońca. Czytając czułam się jak na filmie w kinie ;P Na prawdę masz talent,a każdy wyraz jako twoja czytelniczka pożeram wzrokiem. Gratuluję i powodzenia.
OdpowiedzUsuńserdecznie zapraszam na mojego bloga. Jest on dość nietypowy gdyż główną bohaterką opowiadania jest osiemnastoletnia, niezrównoważona psychicznie Izzy. Typowy przykład młodej kobiety jaką powinnyśmy NIEbyć. Przyjeżdża ona do MF, a tam…
Na razie powstał prolog i wręcz błagam o wasze opinie nawet z anonima :)
http://nigdy-nie-chcialam-zyc.blogspot.com/
JA CHCĘ WIĘCEJ JUŻ! TERAZ! NATYCHMIAST! Proooszę <3 Twój blog jest świetny! nie mogę się doczekać wątku Klausa i Caroline :3 Pisz szybko! :P Weny życzę! xDDDD
OdpowiedzUsuń. . . Ale dodaj szybko bo mnie chyba coś rozniesie xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Hej ;*
OdpowiedzUsuńChciałam cię tylko poinformować o nn u mnie ;)
http://historiadamaris152.blogspot.com/
O, mój boże... Twój blog jest naprawdę 100 x świetny.... naprawdę. Już się nie mogę doczekać następnych rozdziałów!!! Twój blog po prostu wciąga na maxa. :)
OdpowiedzUsuńPS : Zapraszam na swój blog www.klaus-caroline-tyler.bloog.pl
Kocham too ! :D Tak świetnie piszesz, że nie da się tego wyrazić słowami :D Jesteś cudowna ;D ;* Zostaje stałą czytelniczką :D Zapraszam również do mnie, dopiero zaczynam. I liczy się każda opinia :D http://bezrzeczywistosci.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHej ! Pragnę poinformować, że na moim blogu pojawił się świeżutki, nowy rozdział. Jest w głównej mierze o miłości pierwszego trójkąta. Zapraszam serdecznie i liczę, że przypadnie ci do gustu ; )
OdpowiedzUsuńhttp://mikaelsonfamily.blogspot.com/
Heeeeej! Dawaj następny rozdział! i to JUŻ! :P
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział, masz niesamowicie dobre słownictwo, doskonale dobrane. Wiesz jak pisać aby poruszyć czytelnika a to rzadkość. Podoba mi się wieź jaką stworzyłaś miedzy Eleną a Elijah. Nie często spotykam blogi o podobnej tematyce do twojej, a to wielki minus. : >
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział <3 Uwielbiam Elijah! To jeden z moich ulubionych blogów. Ale co dalej z Amandą?! ja chcę coś o niej :D Szybko pisz nn!
OdpowiedzUsuń------------------------------------------------------------
Zapraszam do mnie. Opowiadanie jest trochę dziwne, ale i tak da się z niego wyciągnąć co trzeba :)
- Tylko nie rozumiem dla czego rzeczy naszych zmarłych braci trzymamy właśnie tutaj…
- Nie patrz tak na mnie, to pomysł Rebekah. – Rzekł hybryda chwytając średniej wielkości skrzynię. – Może się na coś przydasz zamiast tak sterczeć? – Spojrzał z wyrzutem na brata.
- Masz nieograniczoną siłę, a prosisz mnie o pomoc? Jestem pod wrażeniem. – Uśmiechnął się złośliwie.
- Nie proszę, tylko każę ci wykonać fizyczną robotę. Lepiej się pospiesz, chyba, że wolisz tu zostać. – Powiedział podając Elijah pudło.
- Nie dziwie się, że Caroline cię zostawiła. – Zadrwił.
- Mniej gadania, więcej noszenia. – Popędzał Klaus. Oboje wyszli z pokoju. Niebieskooki zakluczył drzwi i w wampirzym tempie znalazł się w salonie. Elijah siedział już na kanapie, a obok niego skrzynia.
-------------------------------------------------------------------
- Nie ma go! – Krzyknął rozwścieczony młodszy z braci.
- Jak to!? Niemożliwe! – Elijah nerwowo szperał w dużej ilości przedmiotów.
- Tego szukacie panowie. – W otwartych drzwiach stała kobieta uśmiechnięta od ucha do ucha. Długie, kręcone włosy opadały na skórzaną kurtkę. W ręku trzymała zeszyt.
- Katerino, oddaj to. Nie wiedziałem, że jesteś na tyle głupia aby się tu pojawiać. – Odparł Klaus.
- Widocznie jestem, ale nie sama. – Odpowiedziała.
- Witam kochanych braciszków. – Zza futryny wyszedł nikt inny jak Kol. – Nie powinniście szperać w cudzej własności.
- Co ty tu robisz?! Powinieneś być martwy! – Rzekł zdezorientowany Elijah.
-----------------------------------------------------------------------
- Czego tu chcesz dziecko? – Zapytała głębokim głosem.
- Szukam Tatiany Smith.
- Nie żyję. – Odparła chcąc zatrzasnąć rozpadające się zamknięcie jednak Katherine odstawiła jej nogę.
- Czy mogę wejść? – Zauroczyła bobo-chłopa.
-------------------------------------------------------------------------
- Czego szuka tu taka piękna panienka. – Zaskrzeczał jakiś głos. Kobieta nie widziała rozmówcy.
- Przyjaciela. - Odparła pewnie.
- Nie łudź się… Tutaj jesteśmy samotni, tylko ty i ja Katerino… - Znów syknął podchodząc do niej blisko z zapaloną pochodnią. Wtedy zobaczyła jego zmasakrowaną twarz, garb i kaptur zarzucony na oczy. Był ślepy, o ile był mężczyzną.
- Skąd znasz moje imię?
- Ja wiem wszystko. Jestem strażnikiem między światem żywych, a umarłych. Jestem świadom, że przyszłaś w jakimś celu. Muszę cię rozczarować. Zostałem sam i nikt, ani nic się tu nie przedostanie. Jeśli chcesz wrócić tam skąd przyszłaś musisz … - Nie dokończył jego głowa osunęła się i upadła na ziemię, a ciało tuż za nią.
- Skończ pieprzyć Jared. – Uśmiechnął się młody chłopak z rękami umazanymi krwią zgreda.
- Kol… Jednak przyszedłeś. – Powiedziała obojętnie Katherine. W głębi serca jednak cieszyła się niezmiernie.
- Jak bym mógł odpuścić okazję wydostania się z tej dziury.
-------------------------------------------------------------------
- Nie chcemy waszego zasranego leku. – Rzucił najmłodszy z braci.
- Nie chcemy?! – Zdenerwowała się dziewczyna.
- Nie, wykonamy własne. – Zaśmiał się szyderczo i zatrzasnął drzwi. Podszedł do furtki i wyszedł z posesji. W wampirzym tempie podbiegła do niego brązowooka.
- Naprawdę? Wiesz jak zrobić lekarstwo na wampiryzm?
- Nie, ale kobieta, która je wykonała wie…
----------------------------------------------------------------------
Damon siedział na łóżku czytając książkę i popijając Burbon. Ostatnie wydarzenia z Bonnie nie dawały mu spokoju. Nie chciał z nią być, ale czy czuł coś więcej niż jedynie przyjaźń?! To był tylko jeden pocałunek, pod wpływem alkoholu oraz opętania. „Ona i tak zapomni” myślał. Jego kontemplacje przerwał jednak cichy, kobiecy głos, który wyszeptał:
- Witaj Damonie…
- Rose…
--------------------------------
http://tvd-moje-scenariusze.blogspot.com/
Cześć!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na NN, na Klaro :)
"- A ja zabiję ciebie, bo ośmieliłeś się tknąć Caroline. Poza tym mam z twoim ojcem do załatwienia ważną sprawę honoru.
- I tak nie pozyskasz tej kobiety, Klausie. Pogódź się z tym. Jest coś o czym nie wiesz. - wyjąkał.
- Wcale nie chcę jej pozyskać, to nie rzecz. Chcę by była szczęśliwa i bezpieczna za wszelką cenę. To nazywa się miłość. - pierwotny wyrwał serce Isaacowi Hemingwayowi."
http://hate-is-the-beginning-tvd.blogspot.com/
Najpewniej ta historia skończy się tak że "Klaus" jest Silasem :)
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita! Po prostu kocham twój blog :*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie. http://zycie-wieczne.blogspot.com
Prolog jest już napisany, mam nadzieję, że wam się spodoba <3